Malezja

Borneo wyspa orangutanów

Po kilku dniach spędzonych w stolicy Malezji, Kuala Lumpur, przenieśliśmy się na trzecią co do wielkości wyspę świata – Borneo. Polecieliśmy tam samolotem i naszym pierwszym przystankiem była stolica stanu Sarawak – Kuching, położona na północno-zachodnim wybrzeżu wyspy nad rzeką Sarawak.

Widok na Borneo z samolotu
Jedna z rzek Borneo widziana z samolotu

To największe miasto wyspy, mieszka tu prawie 700 tys. mieszkańców. To całkiem nowoczesne miasto z kilkoma klimatycznymi uliczkami w samym centrum, oraz ładną promenadą biegnącą wzdłuż rzeki, na której można usiać w jednej z kilku nadbrzeżnych knajpek. Z promenady rozciąga się widok na drugi brzeg, nad którym góruje budynek lokalnego parlamentu Sarawak State Assembly, ze złotym dachem.

Klimatyczne ulice …
… Kuching
Jedne z wielu …
… kolorowych murali
Nadrzeczna promenada
Jedna z wodnych taksówek
Przystań wodnych taksówek
Sarawak State Assembly
Sarawak State Assembly

Obok niego stoi niewielki Fort Margherita z 1879 roku. Miał on chronić miasto przed piratami.

Fort Margherita

Na drugą stronę rzeki można dostać się wodną taksówką za 1 MYR, lub przejść trochę futurystycznym mostem dla pieszych, który znajduje się w okolicy lokalnego parlamentu i z którego rozciąga się ładny widok na miasto, w tym Zamek Astana, leżący na tym samy brzegu co parlament i Fort Margherita, czy stojący na palach na drugim brzegu, meczet India Mosque.

Futurystyczny most …
… w Kuching
Zamek Astana
Meczet India Mosque
Widok z mostu …
… na brzegi rzeki Sarawak

Niedaleko meczetu na placu przylegającym do promenady stoi niewielka Square Tower.

Square Tower
Jeden z historycznych budynków
Wieczorna iluminacja

Na zachodnim krańcu historycznego centrum miasta znajduje się targ jedzeniowy gdzie często się stołowaliśmy, a kawałek dalej stoi pokaźny meczet Masjid Bandaraya Kuching.

Nocny targ jedzeniowy
Meczet Masjid Bandaraya Kuching
Sikhijska świątynia Gurdwara Sahib
Muzeum Współczesne

Kuching w lokalnym języku znaczy po prostu „kot”, stąd nazywane jest ono też kocim miastem. Jest tu wiele pomników i statuetek kotów, a także muzeum kotów, gdzie kolekcjonowane są różnego rodzaju pamiątki po kotach.

Jeden z pomników kotów …
…, a to kolejny

Można tu również zobaczyć dwie chińskie świątynie, większą Tua Pek Kong Temple i mniejszą Hong San Si Temple.

Tua Pek Kong Temple
Tua Pek Kong Temple
Hong San Si Temple
Hong San Si Temple

Jednak to nie Kuching samo w sobie jest głównym celem odwiedzin dla większość tu przyjeżdżających. To przede wszystkim świetna baza wypadowa do licznych w okolicy atrakcji. Jedną z najbardziej z nich znanych jest Semenggoh Wildlife Center, czyli centrum ochrony i opieki nad największymi małpami Azji czyli orangutanami. Te sympatyczne stworzenia są krytycznie zagrożone wyginięciem ze względu na kurczące się ich naturalne siedliska, czyli lasy deszczowe karczowane dla rozwoju plantacji palm olejowych. Wyraz „orangutan” wywodzi się od malajskiego „Orang Hutan” co znaczy „człowiek leśny”. Centrum Semenggoh to chroniony teren, gdzie w większości nie ma wstępu. Dzięki temu Orangutany mogą sobie tu spokojnie mieszkać. Można tam wejść w wyznaczonych godzinach o 9:00 i 15:00 na około godzinę i tylko w wyznaczonym miejscu przygotowanym do obserwacji tych małp. Wejście kosztuje 10 MYR (bilet jest ważny cały dzień, więc teoretycznie można na niego wejść i o 9:00, jak i o 15:00), a samo centrum Semenggoh leży około 20 km na południe od Kuching. Dawniej można było się tu dostać z miasta autobusem, ale obecnie linia ta została skasowana. Zostaje więc albo Grab, czyli miejscowy odpowiednik Ubera, za około 28 MYR w jedną stronę, lub ewentualnie wyprawa autobusem 3A z centrum Kuching do Kota Padawan, oddalonego od centrum Semenggoh około 3 km. Stamtąd trzeba do centrum dostać się albo autostopem, albo Grabem za około 6 MYR. Można też próbować iść na piechotę, ale nie jest to zalecane, szczególnie rano, ze względu na ponoć grasujące tam dzikie psy, które atakują piechurów. Orangutany zamieszkujące Semenggoh, a jest ich tu około 30, to na wpół dzikie zwierzęta. Większość z nich znalazła się tu jako młode małpy sieroty, uratowane po utracie rodziców.

Las w centrum …
… Semenggoh
Orangutan

Centrum przygotowuje je do samodzielnego życia na wolności. W okresie pory deszczowej, gdy w lesie jest dużo owoców, małpy same znajdują sobie pożywienie i wtedy praktycznie nie pojawiają się w okolicy miejsca gdzie mogą wejść turyści. To dobry znak, że są w stanie same o siebie zadbać. Jednak w okresie gdy w lesie nie ma wystarczającej ilości pożywienia, są one dokarmiane przez pracowników centrum i wtedy właśnie można je tu podziwiać, choć nie zawsze, bo jak to z naturą, nigdy nie ma gwarancji, że akurat w danym dniu się pojawią. My wybraliśmy się tam jednego dnia rano na 9-tą. Niestety już po drodze na miejsce zaczął padać deszcz, a jak dojechaliśmy to była prawdziwa ulewa z grzmotami. Liczyliśmy, że mimo wszystko uda nam się zobaczyć te zwierzęta, chociaż pracownicy centrum studzili nasze zapały mówiąc, że w taką ulewę orangutany też chowają się przed deszczem i mogą się nie pojawić na karmieniu. Na szczęście tym razem wybrały jedzenie kosztem mokrej głowy i po kilkunastu minutach oczekiwania pod drewnianym dachem mogliśmy zobaczyć pierwszego z nich. Powoli zbliżał się po gałęziach oraz rozwieszonej pomiędzy drzewami linie. Jeden z pracowników centrum nawoływał go, aby pojawił się bliżej, a następnie rzucił mu kiść bananów, które orangutan zręcznie złapał w powietrzu. Mogliśmy go obserwować z odległości kilku, czy kilkunastu metrów.

Nadchodzi pierwszy orangutan …
… spoglądając na nas z góry

Nikt wtedy nie zważał na lejący deszcz. Z czasem pojawiały się kolejne osobniki. W sumie widzieliśmy cztery albo pięć sztuk, w tym jedną matkę z małym, oraz jedną samicę w ciąży. Małpy sprawnie skakały po drzewach i linach, a pracownicy centrum rzucali im banany i kokosy, które orangutany rozbijały o pnie drzew aby dostać się do ich wnętrza. Robiły to z wielką wprawą i zupełnie tak samo jak próbowałby to zrobić człowiek, tyle że parę metrów nad ziemią.

Orangutan łapiący rzucane owoce
Matka z małym
Bananowa uczta
Huśtawka na linach
Czasem można powisieć głową w dół
Orangutan z kiścią bananów
Jeden z orangutanów
Orangutan trzymający kokosa
A tu kokos już rozbity o drzewo

Deszcz nie ustawał i byliśmy coraz bardziej przemoczeni, ale nie przejmowaliśmy się tym zbytnio. Niestety z czasem aparat fotograficzny okazał się za mało wodoodporny i zamoknięty obiektyw zaczął parować od środka. Wysuszenie go zajęło nam potem trochę czasu, ale na szczęście udało nam się ten problem rozwiązać.

Aparat coraz bardziej zalany

O godzinie 10-tej pracownicy centrum zarządzili koniec obserwacji i poprosili wszystkich o opuszczenie centrum, aby nie niepokoić więcej orangutanów. Nam udało się jeszcze zostać parę minut, aby zrobić kilka zdjęć więcej i dłużej pocieszyć się widokiem tych pięknych zwierząt o oczach podobnych do ludzkich. No ale w końcu i my musieliśmy zakończyć nasze spotkanie z orangutanami. Do Kuching wróciliśmy też Grabem, razem z Argentynką i Australijczykiem, których poznaliśmy w naszym homestay’u (notabene gorąco polecamy Sunset Homestay 2 z niezwykle gościnnymi i pomocnymi właścicielami) i z którymi tu wspólnie się wybraliśmy. Po wysuszeniu ruszyliśmy na zwiedzanie miasta.

Wizyta w centrum Semenggoh to była wspaniała przygoda. Zobaczenie orangutanów na Borneo było jednym z naszych marzeń i w końcu udało się nam je zrealizować. Byliśmy więc w stanie przeboleć deszcz i zalany obiektyw.

4 komentarze

  1. Pingback: Sarawak – północno-zachodnie Borneo – Bachurze i ich podróże

  2. Pingback: Park Narodowy Bako – kraina nosaczy – Bachurze i ich podróże

  3. Pingback: U stóp Mount Kinabalu – Bachurze i ich podróże

  4. Pingback: Park Narodowy Gunung Mulu – w środku dziewiczej dżungli – Bachurze i ich podróże

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*