Benin

Ganvie – czyli trochę Azji w Afryce

Zanim przejdziemy do naszej wycieczki po wiosce Ganvie, tylko kilka słów jak po trzydniowym pobycie w Grand Popo, dotarliśmy do Cotonou. Otóż raniutko po śniadaniu, Basia podwiozła nas na trasę, pomogła złapać collective taxi i tak w około 2 godziny dojechaliśmy na plac Etoile Rouge, czyli Plac Czerwonej Gwiazdy, skąd również odjeżdżają taksówki np. w stronę Togo.

Plac Etoile Rouge czyli Plac Czerwonej Gwiazdy

Jak tylko wysiedliśmy, otoczyła nas grupka moto taksówkarzy, namawiając aby skorzystać właśnie z ich motorów. Dogadaliśmy się co do ceny, bagaż wylądował z przodu motorów a my na siedzeniach i tak pomknęliśmy do, poznanych dzięki Basi, Hanki i Saqiba, polsko-pakistańskiego małżeństwa, którzy mieszkają i pracują w Beninie. Zainstalowaliśmy się, odpoczęli i zaczęliśmy planować dalsze dni.

Aby dotrzeć z Cotonou do wioski na palach znajomi, których mieliśmy szczęście i okazję poznać w Beninie, doradzili nam aby wynająć łódkę z hotelu Du Lac.

Widok z tarasu hotelu Du Lac
Widok z tarasu hotelu Du Lac
Widok z tarasu hotelu Du Lac

Niestety trzeba wcześniej zarezerwować taką wycieczkę i liczyć, że będzie więcej osób, tak aby się to kalkulowało. Po dojechaniu do hotelu okazało się, że nie ma niestety innych chętnych na rejs, czekaliśmy jeszcze około godzinki, ale nikt się nie pojawił. Koszt wynajęcia łodzi z hotelu Du Lac, w przypadku gdy jest nie więcej niż czworo pasażerów to 38 tys. CFA za łódź. Gdy chętnych pasażerów jest pięcioro lub więcej to koszt wynosi 8 tys. CFA od osoby. Nas było tylko dwoje co oznaczało to, że cały koszt 38 tys. CFA musielibyśmy ponieść sami. Stwierdziliśmy więc, że to za drogo i wybieramy drugą opcję aby dotrzeć do Ganvie. Pod hotelem złapaliśmy moto-taxi za 2000 CFA od motoru, do Abomey–Calavi skąd też odpływają łodzie do wioski, a oddalonego od Cotonou o około 15 km. W Abomey-Calavi wybraliśmy wersję ekologiczną, to znaczy pirogę napędzaną ludzkimi mięśniami za 8050 CFA od osoby, cena jest stała, zawiera przewodnika i nie podlega negocjacjom w zależności od liczby osób na pokładzie. Łódź napędzana silnikiem jest znacznie droższa.

Ruszamy na rejs w kierunku Ganvie

Z przystani w Abomey-Calavi, gdzie wokół pomostów z łodziami odbywa się mały targ płynęliśmy do Ganvie ponad godzinę w pełnym słońcu. Po drodze mijaliśmy szereg łodzi z miejscowymi mieszkańcami, którzy płynęli z lub do Ganvie z produktami na handel lub wracając z zakupów. Mijaliśmy też licznych rybaków łowiących ryby na różne sposoby. Co ciekawe aby przyciągnąć większe ilości ryb do swoich łowisk, rybacy wbijają w dno jeziora liście palm, które rozkładając się w wodzie tworzą pokarm dla ryb.

Przystań w Abomey-Calavi
Przystań w Abomey-Calavi
W drodze do Ganvie
W drodze do Ganvie
W drodze do Ganvie
W drodze do Ganvie
Sieci rybackie na jeziorze Nokoue
Rybacy przy sieciach
Palmy pełniące rolę zanęty dla ryb
Zarzucanie sieci
Rybacy przy pracy

Przy samej przystani w Abomey-Calavi minęliśmy też dużą barkę wypełnioną po brzegi dużymi, żółtymi kanistrami z paliwem nielegalnie przemycanym z Nigerii. Mężczyźni na barce zrzucali te kanistry do wody aby dotransportować je do brzegu. Ponieważ zrobiliśmy im zdjęcie to wynikła z tego mała afera, no ale nasz sternik i przewodnik jakoś nas z tego wyciągnęli.

Barka z przemycanym paliwem

Wioska Ganvie jest położona na wodzie. Większość chat zbudowana jest na drewnianych palach wbitych w dno jeziora Nokoue, które jest największym jeziorem Beninu, a tylko nieliczne na sztucznie usypanych z wydobytego z dna jeziora mułu wysepkach. Jedynym sposobem aby tam dotrzeć są więc łodzie. Ganvie zamieszkuje około 30 tysięcy mieszkańców. Przybyli oni na te tereny, aby schronić się przed łowcami niewolników, którzy grasowali na terenach dzisiejszego Beninu w XVII i XVIII wieku.

Wioska Ganvie
Wioska Ganvie
Wioska Ganvie
Wioska Ganvie
Wioska Ganvie
Wioska Ganvie
Wioska Ganvie
Wioska Ganvie
Wioska Ganvie
Wioska Ganvie

Wydawało by się, że są z dala od „normalnego” życia na suchym lądzie, a jednak życie toczy się tu jak w każdej innej wiosce. Kobiety sprzedają swoje produkty tyle tylko, że prosto z łodzi podpływając pod domy na palach lub do innych łodzi. Dzieciaki mają tu szkołę, jest tu meczet, kościół, restauracje dla turystów oraz hotel i sklepiki z pamiątkami. Choć jeszcze nie byliśmy, a podziwialiśmy tylko na zdjęciach bądź filmach, to pływając tak wśród tych domków na palcach czuliśmy się tak jakbyśmy już byli w Azji południowo-wschodniej, co jeszcze przed nami 🙂 .

Meczet w Ganvie
Pływający sklep
1001 drobiazgów na łodzi
Hotel na wodzie
Wodny handel
Z wizytą w pływającym sklepie
Czekając na klientów

Woda w jeziorze nie należy niestety do najczystszych. Cóż, całe tutejsze życie toczy się na wodzie, do której wpadają wszystkie nieczystości i można znaleźć tu „ciekawe” eksponaty. Woda pitna pobierana jest ze studni znajdującej się w środku wioski. Wokół tej studni gromadzą się łodzie z pojemnikami na wodę czekając na swoją kolej aby móc je napełnić.

Studnia z wodą pitną
Łódź z kaniami do transportu wody pitnej

Ganvie to jedna z najbardziej znanych atrakcji w Beninie, ale turyści nie są tu raczej mile widziani, przynajmniej takie odnieśliśmy wrażenie. Odczuliśmy to bardzo, cały czas słysząc „Yovo, Yovo” co znaczy „biały, biały” nie tylko od miejscowych dzieciaków, ale też dorosłych. Wszyscy tu wręcz zasłaniają się i chowają przed aparatami turystów nie chcąc aby wkraczali oni w ich codzienne życie, choć z drugiej strony chcą aby to u nich kupować pamiątki czy korzystać z restauracji.

Wioska Ganvie
Miejscowy baner reklamowy 🙂 . Tylko czy tu są klienci na BlackBerry?
Łodzie z mułem z dna jeziora używanym do usypywania sztucznych wysepek

Popijając coś chłodnego w jednej z knajpek wraz z naszymi przewodnikiem i sternikiem łodzi natknęliśmy się na pięknie zrobiony w formie kolorowej książeczki nekrolog z dokładnym kalendarzem uroczystości pogrzebowych, które jak się okazało jeszcze trwały i był to już ich czwarty dzień z rzędu, a pożegnanie zmarłej trwa tu cały tydzień. Pływając więc łodzią po wiosce byliśmy świadkami takiej uroczystości, która tu nie jest wcale smutna. Wręcz przeciwnie, wesoła muzyka grała na cały regulator, kolorowo ubrane kobiety i eleganccy mężczyźni żegnali zasłużoną dla wioski kobietę popijając ogromne ilości mocnego alkoholu, które z łodzi donosiły im też dzieci.

Uroczystości pogrzebowe
Dostawa alkoholu na stypę

Po wiosce pływaliśmy około godziny. Ruch tu czasami był całkiem spory i łodzie niemal ocierały się o siebie. Do Abomey-Calavi wróciliśmy już łodzią motorową, tak więc podróż w drugą stronę była zdecydowanie szybsza.

W drodze powrotnej. Chłopcy grający w karty na łodzi

Dla nas było to miejsce zdecydowanie warte zobaczenia, na pewno inne niż do tej pory spotkane w Afryce. Po powrocie do przystani na miejscowym targu kupiliśmy trochę owoców i do Cotonou wróciliśmy znowu moto-taksówkami. Tym razem udało nam się wynegocjować ceny po 1500 CFA od motoru.

Jeden Komentarz

  1. „Yovo” w Beninie zazwyczaj nie jest obraźliwe. Wzięło się od wierszyka: „Yovò, yovò, bonsoir, ça va bien, merci….”.
    Al potwierdzam, że w Ganvie nie lubią turystów 🙂

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*