Korea Południowa

Busan oraz świątynie Beomeosa i Haedong Yonggungsa

Kolejnym etapem naszej podróży po Korei Południowej było Busan, dokąd przylecieliśmy bezpośrednio samolotem z wyspy Jeju. Busan, czasami nazywany też Pusan, to drugie co do wielkości miasto Korei Południowej i największy port tego kraju. To także szósty co do wielkości port na świecie. Mieszka tu około 3,6 mln ludzi, a w całej aglomeracji nawet około 4,6 mln. Leży ono na południowo-wschodnim krańcu Półwyspu Koreańskiego. Podczas wojny koreańskiej było to jedno z dwóch miast, które nigdy nie dostało się w ręce sił komunistycznych i nawet czasowo pełniło rolę stolicy Korei.

My spędziliśmy tam niecałe 3 dni zwiedzając samo miasto, jak i leżące na północ od niego słynne świątynie. W samym Busan nie ma jakiś szczególnych zabytków czy wielkich atrakcji turystycznych, ale miasto na swój sposób może wciągnąć. Jest ono dość rozległe, na szczęście poruszanie się po nim ułatwia system kilku linii metra, które pozwalają na dość szybkie i sprawne podróżowanie. Oczywiście tu też można posługiwać się kartą Tmoney. Nasz hotel znajdował się w okolicy stacji Nampo co okazało się bardzo dobrą miejscówką.

Okolice stacji Nampo i …
… naszego hotelu

W zasięgu paru minut spacerem mieliśmy dwa miejsca należące do tych najczęściej odwiedzanych w mieście. Pierwsze z nich to Park Yongdusan leżący na wzgórzu na które prowadzą – uwaga – ruchome schody. Ale tylko w górę, w dół trzeba już schodzić o własnych siłach 🙂 .

Schodami do parku

Na wzgórzu stoi 120-sto metrowa wieża Busan Tower, na którą można wjechać aby zobaczyć panoramę miasta. Wcześniej, jeszcze między schodami a wieżą, stoi pomnik Yi Sun-sin, koreańskiego bohatera z XVI wieku i duży zegar, którego tarczę stanowią kwiaty.

Wieża Busan Tower
Pomnik Yi Sun-sin
Kwiatowy zegar
Młodzi Koreańczycy na bujanej ławce w Parku Yongdusan

Po zejściu na dół skierowaliśmy się do drugiej dużej atrakcji miasta leżącej w okolicy naszego hotelu, a mianowicie Jagalchi Market. To duży targ rybny, na którym oczywiście jest też mnóstwo owoców morza. Leży on nad brzegiem oceanu, a przed nim biegnie ulica, wzdłuż której jest mnóstwo restauracji oferujących właśnie świeże ryby i owoce morza.

Restauracje przed Jagalchi Market oferujące świeże ryby i owoce morza

Jako że my bardzo lubimy tego typu miejsca, to nie mogliśmy sobie odpuścić wizyty na tym targu. Na dole kwitnie handel świeżymi, często jeszcze żywymi rybami i owocami morza. Zaś na piętrze znajdują się stoiska z suszonymi morskimi produktami oraz restauracje. Jak zwykle w takich miejscach można się zdziwić co to żyje w naszych morzach i ocenach.

Jagalchi Market
Morskie stwory …
… na Jagalchi Market
Jagalchi Market
Jagalchi Market
Może ośmiorniczkę, …
… a może, no właśnie co?
Jedni sprzedający aktywnie promowali swój towar, …
… a inni przesypiali biznesowe okazje
Suszona oferta …
… na piętrze gdzie …
… były też restauracje

Nieco na wschód od Jagalchi Market na okolicznych uliczkach ciągną się stragany z nieskończoną ilością suszonych ryb i innych morskich stworów. Są tu też sklepy z rybackimi sieciami i innymi akcesoriami dla rybaków.

Stragany z suszonymi rybami i owocami morza
Sklep z sieciami rybackimi

Pod wieczór przeszliśmy się lokalnymi ulicami Nampo-gil i Gwangbok-ro oraz ich przecznicami pełnymi kolorowych neonów tutejszych sklepów, barów i restauracji.

Okolice Nampo-gil …
… i Gwangbok-ro

Można nimi dojść do rejonu zwanego Gukje market. To wielki uliczny bazar, ale pod wieczór handel stopniowo zamierał. Na koniec dotarliśmy do miejsca zwanego BIFF Square. Nazwa tego placu to skrót od Busan International Film Festival, gdyż ten rejon został odnowiony przed pierwszym Międzynarodowym Festiwalem Filmowym odbywającym się w tym mieście w latach 90-tych XX wieku. W okolicy można na chodnikach spotkać odciski dłoni słynnych miejscowych filmowców. Jest to też miejsce gdzie wieczorami można spróbować lokalnego street foodu z rozstawionych tu straganów. Ponoć tutejszy street food jest najlepszy w mieście. Oczywiście nie omieszkaliśmy skosztować różnych specjałów, między innymi Ssiat Hotteok czyli pochodzących z Busan małych naleśników wypełnionych różnymi ziarnami i orzechami. Podawane na ciepło smakują wyśmienicie.

Stragany ze …
… street foodem …
… na BIFF Square
Tak powstają Ssiat Hotteok

Kolejnego dnia ruszyliśmy od rana na północ od miasta, aby zobaczyć dwie najsłynniejsze okoliczne świątynie. Pierwsza z nich to Beomeosa. Aby tam się dostać należy dojechać metrem linii 1 do stacji Beomeosa, a następnie przesiąść się do autobusu numer 90 który dojeżdża pod samą świątynię. Beomeosa to jeden z najważniejszych i najstarszych klasztorów koreańskich. Wybudowany został w 678 roku. Kompleks składa się z kilkunastu budowli, a w jego najlepszych czasach przebywało tu ponoć ponad 1000 mnichów. Poszczególne budynki kompleksu są rozmieszczone na trzech poziomach. Jest tu też centrum medytacyjne zamknięte dla zwiedzających, w którym można wziąć udział w pobytach medytacyjnych, o których pisaliśmy w odcinku poświęconym Seulowi. Jak wysiedliśmy z autobusu to jakiś miejscowy „informator” powiedział nam, że do godziny 13-tej możemy „załapać się” w świątyni na darmowy posiłek. Kolejka była jednak tak długa, że sobie odpuściliśmy tę okazję. W świątyni akurat odbywał jakiś wykład ważnego mnicha. Na dziedzińcu pod zadaszeniem ustawione były rzędy krzeseł, na których siedzieli wierni słuchając tego wykładu. W środku jednego z budynków, gdzie przemawiał mnich też było pełno ludzi. Widownia co jakiś czas żywiołowo reagowała oklaskami na słowa swojego „guru”.

Świątynia Beomeosa
Świątynia Beomeosa
Świątynia Beomeosa
Świątynia Beomeosa
Świątynia Beomeosa
Świątynia Beomeosa
Świątynia Beomeosa
Świątynia Beomeosa
Świątynia Beomeosa
Świątynia Beomeosa
Wierni słuchający mnicha na dziedzińcu
Mnich przemawiający w świątyni
Mnisi po wykładzie

Po wizycie w Beomesosie ruszyliśmy w kierunku kolejnej świątyni. Najpierw autobusem 90 wróciliśmy do metra, którym z jedną przesiadką na East Sea Line dojechaliśmy do stacji Osiria. Stamtąd już na piechotę, a do przejścia było ponad 2 km, ruszyliśmy w kierunku świątyni Haedong Yonggungsa. To ponoć najpiękniejsza świątyni Korei. I biorąc pod uwagę te co my widzieliśmy, to możemy się zgodzić z tym stwierdzeniem. Świątynia Haedong Yonggungsa jest pięknie położona tuż nad skalistym brzegiem oceanu. Idąc do świątyni najpierw przechodzi się przez aleję wzdłuż której stoją kamienne figury zwierząt. Następnie schodami schodzi się w dół w kierunku świątyni.

Aleja z kamiennymi figurami …
… prowadząca do świątyni Haedong Yonggungsa
Brama do świątyni Haedong Yonggungsa

Tu także mamy kompleks kilku budowli i posągów. Jednym z nich jest złoty posąg Buddy stojący nieco na uboczu na skraju skalistego klifu. Stąd rozciąga się najładniejszy widok na całą świątynię.

Złoty Budda na skalnym klifie
Na tle świątyni Haedong Yonggungsa
Widok na świątynię Haedong Yonggungsa …
… spod posągu Buddy na skalnym klifie

Sama świątynia jest rzeczywiście bardzo ładna. W jednym z jej budynków jest kolejny posąg złotego, tym razem leżącego Buddy, a inny też złoty, stoi pomiędzy budynkami świątyni. Jest tu też niewielki mostek prowadzący do budynków świątyni. Powyżej niego stoi kilkanaście posągów, a poniżej są jakby niewielkie kamienne oczka wodne, w których stoją kamienne figury. Jedna z nich to postać trzymająca miskę. Wielu odwiedzających to miejsce próbuje z mostu rzucić monetą i trafić nią do tej miski. Pewnie wiąże się z tym jakiś przesad czy wierzenie, ale niestety nie wiemy dokładnie o co chodzi. Sądząc po ilości monet leżących wkoło, trafienie do tej miski nie jest wcale takie łatwe.

Świątynia Haedong Yonggungsa
Świątynia Haedong Yonggungsa
Świątynia Haedong Yonggungsa
Świątynia Haedong Yonggungsa
Posąg leżącego Buddy w jednym  z budynków
Złoty budda pomiędzy budynkami świątyni Haedong Yonggungsa
Jeden z posągów na terenie świątyni Haedong Yonggungsa
2019 rokiem Świni 🙂
To tu celuje się monetami

Po wizycie w świątyni autobusem 111 podjechaliśmy do stacji metra Jangsan i stamtąd pojechaliśmy do Gamcheon Cultural Village, nazywanej niekiedy Machu Picchu Korei. No jest to chyba nazwa nieco na wyrost, ale miejsce jest ciekawe i ma swój klimat. Dojechać tam można metrem (linia 1) do stacji Toseong i potem trzeba przesiąść się na autobus 1-1, 2 lub 2-2. Na tych liniach kursują takie niewielki autobusy, które po bardzo stromej i krętej drodze wspinają się na wzgórze. Z autobusu najlepiej wysiąść na przystanku Gamcheon Cultural Village i dalej już zwiedzać to miejsce na piechotę. To dawna wioska z lat 20-tych i 30-tych XX w., którą w ramach specjalnego projektu społecznego odnowiono i przekształcono w jedną z największych atrakcji miasta. Domy stojące na dość stromych zboczach wzgórza pomalowano na kolorowo. Powstało tu wiele kawiarni i sklepików z pamiątkami. Spacerując po wąskich uliczkach i zaułkach można podziwiać teraz tę kolorową architekturę, a w oddali dostrzec port i ocean. To naprawdę bardzo klimatyczne miejsce.

Gamcheon Cultural Village na tle zachodzącego słońca
Wąskie uliczki Gamcheon Cultural Village
Niektóre domy są dekorowane niestandardowo
Kocie schody
Ścienne malowidła
Tu też już mają swój Budapeszt 🙂
Gamcheon Cultural Village
Gamcheon Cultural Village
Gamcheon Cultural Village
Gamcheon Cultural Village
A za nami Gamcheon Cultural Village
Widok na port i ocean
Mobilny sklepik z warzywami

Na koniec tego długiego dnia, po zjechaniu autobusem ze wzgórza w okolice stacji metra pojechaliśmy prosto do stacji Gwangan, skąd kilkaset metrów doszliśmy na piechotę do plaży o tej samej nazwie. Stąd rozciąga się widok na Most Gwangan, który po zmroku jest ładnie iluminowany światłami zmieniającymi swoje kolory.

Most Gwangan …
… i jego kolorowa iluminacja

Wzdłuż nieco półokrągłej plaży biegnie ulica, po drugiej jej stronie stoją budynki pełne kolorowych neonów i iluminacji. Na dachach niektórych budynków są duże telebimy, na których co chwila zmieniają się obrazy i kolory.

Rozświetlone budynki …
… wokół plaży Gwangan

Sam Most Gwangan wyposażony jest w największy na świecie system oświetlenia LED i dźwięku dla mostów. Iluminacja mostu zaczyna się każdego dnia po zachodzie słońca i trwa do północy, w piątki i soboty do 2-giej w nocy. O 20:30, 21:30 i 22:30 odbywają się około 10 minutowe pokazy świateł laserowych umieszczonych na moście, które zachwalane są jako niesamowite, ale w rzeczywistości to są one bardzo mało spektakularne, tak więc akurat na ten element nie ma się co nastawiać.

Pokaz laserów na Moście Gwangan

Ale i tak można tu miło spędzić wieczór na plaży z widokiem na kolorowo rozświecony most i okoliczne budynki. To był już ostatni punkt naszego dnia. Pod hotelem byliśmy około 23-ciej. Jeszcze tylko szybka kolacja w restauracji tuż obok hotelu i poszliśmy spać.

Następnego dnia po południu ruszaliśmy autobusem do kolejnego miasta, ale przed południem odwiedziliśmy jeszcze miejscowe China Town w okolicy dworca kolejowego. Choć bardziej pasuje tu nazwa Russian Town, jako że głównym językiem słyszanym, jak i na sklepowych witrynach, jest tam język rosyjski. Pełno też tu dziwnie wyglądających typów, a na witrynach restauracji głównie reklamowana jest cena wódki. Trochę to dziwne miejsce. Pierwotnie rozważaliśmy aby w Busan zatrzymać się w jednym z hoteli w tej okolicy, ale jak to zobaczyliśmy, to dziękowaliśmy opatrzności, że finalnie wybraliśmy jednak inny hotel. Jak się okazuje to w Busan żyje dość duża diaspora Rosjan i ich życie koncentruje się właśnie w tej okolicy.

Brama do „rosyjskiego” China Town
A to już ulice …
…  China Town …
… w Busan
Widok na Busan z okolic dworca kolejowego

Busan to duże, nowoczesne miasto, ale ma ono do zaoferowanie kilka ciekawych i niespodziewanych tu miejsc jak np. świątynia Haedong Yonggungsa czy wielobarwna Gamcheon Cultural Village. Na pewno warto zajrzeć tu na dwa-trzy dni aby poznać jego uroki.

Jeden Komentarz

  1. Pingback: Gyeongju i okolice – Bachurze i ich podróże

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*