Filipiny

Palawan cz.2 – El Nido

Po dwóch dniach spędzonych w Puerto Princesa, ruszyliśmy na północ wyspy Palawan do El Nido. Dostaliśmy się tam busem, który wykupiliśmy w hotelu w Puerto Princesa. Przejazd kosztował 550 PHP od osoby (standardowe ceny to 600-650 PHP, ale jak widać można coś utargować). Bus jechał około 5 godzin. Droga o dziwo była całkiem niezła. Przez większość czasu jechaliśmy dość szeroką i równą drogą. Była ona chyba niedawno remontowana, bo czasami na poboczach toczyły się jeszcze jakieś prace. Bus nie dojeżdża do samego El Nido, tylko zatrzymuje się na dworcu, na jego obrzeżach. Dalej, do centrum można się dostać albo taksówką albo tricyclem. My wybraliśmy tricycla i wytargowaliśmy cenę za kurs 50 PHP.

El Nido to najbardziej znane i najbardziej turystyczne miejsce na wyspie Palawan. Można się tu poczuć trochę jak w kurorcie, bo na ulicach pełno jest turystów, restauracji, barów i małych sklepików. Miasteczko jest częściowo, niejako wciśnięte pomiędzy plażę, a wysokie wapienne skały wznoszące się pionowo w górę. Dużo się tu buduje, więc co chwila mija się kolejny plac budowy. Wzdłuż plaży położonej przy centrum miasteczka ciągną się knajpy z tarasami, z których można patrzeć na morze i skaliste wysepki, jakich pełno tu w okolicy. Niedaleko plaży na wodzie kołyszą się łodzie. Ta plaża nie jest najlepszym miejscem do kąpieli.

Jedna z ulic El Nido
Plaża w …
… centrum El Nido …
… i cumujące w jej …
… pobliżu łodzie
Na tarasie jednej z nadbrzeżnych restauracji

W okolicy jest tu kilka słynnych plaż i jeśli ktoś planuje plażowanie i kąpiele to zdecydowanie lepiej udać się na jedną z nich. Główną atrakcją jaka przyciąga tu turystów są rejsy po okolicznych wysepkach i zatokach. Na każdym kroku można tu znaleźć oferty takich rejsów. Generalnie wszędzie można kupić jedną z czterech standardowych tras nazywanych od „A” do „D”. Jest też kilka miejsc oferujących nieco mniej standardowe trasy czyli „K” i „Z”. Są one nieco droższe, ale po pierwsze zabierają częściowo w mniej zatłoczone miejsca, a do tego w pakiecie są dodatkowe atrakcje jak np. bezpłatne wypożyczanie kajaków czy desek do pływania na stojąco (stand up paddle), a nawet masaże czy nielimitowane napoje alkoholowe i bezalkoholowe.

Już po drodze do El Nido padał deszcz. Po dotarciu na miejsce, z przerwami, ale dalej padało i to momentami bardzo ulewnie. Miejscowe uliczki szybko zmieniały się w wielkie kałuże czy raczej małe jeziorka. Czasami ciężko było nimi przejść, bo na całej szerokości stała woda i to czasem głęboka na kilka centymetrów. Padało też niemal całą następną noc i znowu z przerwami kolejnego dnia. Trochę nam się poszczęściło, bo tego dnia chcieliśmy płynąć na rejs, ale nie było już miejsc, więc musieliśmy wybrać rejs jeszcze następnego dnia, a wtedy jak się później okazało pogoda była przez większość dnia znacznie lepsza.

Jedna z uliczek El Nido zalana deszczem

Mimo że pogoda nie rozpieszczała pierwszego dnia to i tak postanowiliśmy zobaczyć trzy z okolicznych plaż. Do pierwszej, położonej na zachód niewielkiego portu w El Nido doszliśmy na piechotę, ale tu plaży praktycznie nie ma. To bardziej zatoka pełna zacumowanych tu łódek i nawet jakby się chciało, to nie bardzo jest tu jak się kąpać.

Plaża w El Nido po zachodniej stronie portu
Rybak naprawiający sieci na plaży

Postanowiliśmy więc zobaczyć plażę Las Cabanas położoną około 5 km na południe. Dojechaliśmy tam tricyclem za 100 PHP (wyjściowe ceny nie schodzą poniżej 150 PHP). W okolicach tej plaży, między drogą a plażą, powstaje coś w rodzaju centrum apartamentowo-handlowego, ale większość lokali wygląda na jeszcze nie uruchomione. Sama plaża jest dość szeroka i nawet długa, ale nie zrobiła na nas jakiegoś wielkiego wrażenia. Na pewno kiepska pogoda psuła nieco jej odbiór. Przespacerowaliśmy się plażą, a następnie korzystając z odpływu, który odsłonił przejście na małą wysepkę Depeldet położoną tuż przy plaży Las Cabanas, przeszliśmy na chwilę na tą wysepkę. Po drodze spotkaliśmy miejscowe kobiety zbierające między odsłoniętymi kamieniami jakieś ślimaki.

Plaża Las Cabanas
Kobiety zbierające ślimaki w pobliżu plaży Las Cabanas

Niestety deszcz zaczynał znowu padać, więc postanowiliśmy wrócić do hotelu. Po dojściu do drogi zaczęliśmy szukać tricycla. Czekający tam kierowcy oferowali nieco zaporowe ceny, no ale w końcu udało nam się znaleźć takiego co zgodził się nas zabrać za 100 PHP. Po drodze zgadaliśmy się z nim żeby nas zabrał do ponoć najpiękniejszej plaży w okolicy zwanej Nacpan Beach, która leży około 20 km na północ od El Nido. Standardowa cena za kurs tam i z powrotem to 1500 PHP, ale nam udało się wynegocjować 800 PHP. Po drodze jeszcze w El Nido, okazało się, że tricycle, którym jechaliśmy ma jakiś problem z kołem i nie może dalej jechać. Jego kierowca znalazł innego, który swoim tricyclem za tę samą kwotę zgodził się nas zabrać na tę plażę. Ruszyliśmy więc dalej. Na początku droga była asfaltowa i pagórkowata. Deszcz raz padał, a raz na chwilę przestawał. Ostatnie 5 km do plaży to była inna bajka. Droga była głównie gruntowa, dziurawa i bardzo błotnista. Momentami zastanawialiśmy się czy uda nam się przejechać kolejną kałużę i grzęzawisko błota, bo czasami wyglądało to nieciekawie . No ale kierowca jechał twardo dalej nie zważając na coraz większe błoto.

Błotnista droga …
… wiodąca do …
… plaży Nacpan

W końcu dojechaliśmy do celu. Plaża Nacpan jest bardzo długa i szeroka. Jakby była pogoda, to na pewno byłoby tu super, bo z pewnością można tu sobie znaleźć spokojne miejsce tylko dla siebie. Niedaleko brzegu widać kilka porośniętych drzewami skalistych wysepek.

Plaża Nacpan
Plaża Nacpan
Widok z plaży Nacpan na przybrzeżne wysepki

Jest tu też kilka knajpek w centralnej części plaży. Przy południowej jej części jest niewielka, miejscowa wioska rybacka, gdzie można nawet znaleźć jakieś miejsca na nocleg. Najbardziej południowy fragment plaży jest na półwyspie wysuniętym na zachód w głąb morza. Niestety, południowa strona tego półwyspu, gdzie stacjonują łodzie rybackie jest bardzo brudna. Pełno tu śmieci i kiepsko to wygląda.

Łodzie rybackie na plaży Nacpan
Wioska rybacka przy …
… plaży Nacpan
Łodzie na plaży
Południowa strona półwyspu gdzie plaża jest bardzo brudna
Częsty widok na filipińskich plażach –  śpiące na plaży psy
Kurza rodzinka

Po spacerze wzdłuż plaży wróciliśmy na parking, gdzie czekał na nas nasz kierowca. Okazało się, że i on miał jakiś problem z tylnym kołem swojego motoru i coś tam przy nim grzebał, ale po chwili już wszystko było ok. Ruszyliśmy więc znowu przez błoto w kierunku El Nido. Po dojechaniu do głównej, asfaltowej drogi kierowca poprosił nas o 5 minut, aby umyć tricycla z błota. Okazało się, że tuż przy drodze płynie rzeka, do której nasz kierowca po prostu wjechał, a następnie w swoim ubraniu do niej wysiadł i w ciągu kilku minut doprowadził swój pojazd do względnej czystości. Dalej, już umytym tricyclem, wróciliśmy do El Nido.

Mycie tricycla w …
… przydrożnej rzece
Filipińskie krowy to mają klawo – całe życie pod palmami 🙂

Kolejnego dnia rano wyruszyliśmy na rejs po okolicznych wyspach i zatokach. My wybraliśmy opcję „Tour Z”. Koszt takiego rejsu to 1.800 PHP od osoby. Do tego trzeba jeszcze wykupić pozwolenie czyli taką opłatę turystyczną, która kosztuje 200 PHP i jest ważna 10 dni (czyli jeśli ktoś wybiera się na kilka rejsów, to takie pozwolenie wykupuje tylko raz). Na naszej łodzi było nas około 20 turystów, z wielu krajów, plus kilka osób załogi. Zbiórka była w agencji, gdzie wykupiliśmy ten rejs i dalej już z członkami załogi przeszliśmy na piechotę do portu, skąd wyruszyliśmy o 11-tej. Na łodzi był minibarek z napojami bezalkoholowymi i miejscowym rumem Tanduay oraz wódką. Wszystko było w cenie, no ale trzeba było uważać z piciem, bo przed nami było dużo pływania i snurkowania.

Łódź, którą płynęliśmy w rejs
Jeszcze w porcie w El Nido
El Nido widziane od strony morza

Płynie się cały czas w okolicach niewielkich wysp i dużych ostańców, więc widoki są cudne. Pogoda była super.

Podczas rejsu …
… widoki są …
… przepiękne
Jedna z mijanych plaż

Pierwszym przystankiem była plaża Papaya Beach położona wprawdzie na wyspie Palawan, ale w takim miejscu, że dostęp do niej jest tylko od strony morza. Tu my posurkowaliśmy, a niektórzy pływali kajakami, czy stand up paddle. Ryb może nie było tu mnóstwa, ale te co były były bardzo kolorowe.

Papaya Beach
Papaya Beach
Papaya Beach
Skalisty brzeg w okolicach Papaya Beach

Następnie łódź przepłynęła na Ipil Beach na wyspie Pinagbuyutan. To rajska plaża otoczona palmami na niewielkiej bezludnej wyspie. Tu znowu był czas na pływanie, snurkowanie, kajaki i stand up paddle. My najpierw posnurkowaliśmy, a potem postanowiłem spróbować tego stand up paddle. Myślałem, że będzie ciężko, ale okazuje się, że to wcale nie jest takie trudne.

Płyniemy dalej …
… i podziwiamy …
… kolejne rajskie widoki
Ipil Beach
Pierwsze kroki na Stand Up Paddle
Ipil Beach
Łodzie przy Ipil Beach
Ipil Beach

W międzyczasie załoga przygotowała dla nas lunch. Była pyszna ryba, kurczak w curry, ryż, warzywa i owoce. W takich okolicznościach przyrody wszystko smakuje wyśmienicie. Co warto podkreślić jedzenia było bardzo dużo.

Lunch przygotowany …
… przez załogę łodzi
Powoli odpływamy z Ipil Beach

Po lunchu popłynęliśmy dalej na Sand Bar, czyli taką niewielką piaszczystą łachę na zatoce Bacuit. Na tej łasze załoga rozstawiła siatkę i można było pograć w siatkówkę. My wybraliśmy pływanie kajakiem i na stand up paddle. Stopniowo wiatr stawał się coraz silniejszy, ale wciąż świeciło słońce. Jednak po kilkudziesięciu minutach niebo się zachmurzyło i zaczęło padać.

Mecz siatkówki na Sand Bar

Ekipa siatkarska wróciła na łódź i ruszyliśmy dalej do ostatniego przystanku w okolicy wyspy Lagen. Niestety deszcz dalej padał, ale i tak ruszyliśmy na snurkowwanie. Tu było najlepsze miejsce z pięknymi koralami i dużą ilością kolorowych ryb. Przez moment deszcz ustał, ale szkoda że nie było słońca, bo wtedy podwodny świat wygląda jeszcze bardziej kolorowo. Okazało się jednak, że deszcz przestał tylko na chwilę i po jakimś czasie przyszła prawdziwa ulewa. Lało i wiało. W takich warunkach łódź zaczęła powoli wracać do El Nido.

Wyspa Lagen
Zachmurzone niebo tuż przed deszczem
No i lunęło

Ostatnią atrakcją miał być zachód słońca. Owszem, deszcz w końcu przestał padać, ale było dużo chmur, więc nie mogliśmy podziwiać zachodu w pełni. Im bliżej byliśmy portu, tym chmury były coraz ciemniejsze. Na szczęście udało nam się dopłynąć przed kolejnym deszczem.

Jedna z nielicznych chwil gdy niebo choć trochę się rozchmurzyło i można było zobaczyć zachodzące słońce
Cała nasza rejsowa ekipa na dziobie łodzi

Nie zdążyliśmy już niestety do hotelu, gdyż po drodze tak lunęło, że musieliśmy przeczekać kilkanaście minut gdzieś pod dachem. Jak już deszcz nieco zelżał, to ruszyliśmy przez zalane ulice w kierunku hotelu. Na szczęście nie mieliśmy zbyt daleko, więc nie zmokliśmy jakoś strasznie. Mimo tego deszczu pod koniec, to rejs był bardzo udany. Okolice El Nido oferują wiele pięknych plaż i widoków jak z rajskich pocztówek. Podwodny świat, może nie jest tak bogaty jak ten, który widzieliśmy w Indonezji, Malezji czy na Madagaskarze, ale i tak zachwyca, a i sam rejs był dobrze i sprawnie zorganizowany. To był nasz ostatni dzień na wyspie Palawan. Następnego dnia o świcie ruszaliśmy dalej, a gdzie to już przeczytacie w kolejnym odcinku.

Jeden Komentarz

  1. Pingback: Coron – kawałek raju na ziemi – Bachurze i ich podróże

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*