Kambodża

Kampot miasto pieprzu i duriana

Z Kepu do Kampotu jest nieco ponad 20 km. Dystans ten przejechaliśmy autobusem w niecałe 30 minut, ale jak na tak krótką trasę cena była bardzo wysoka, bo zapłaciliśmy po 3 USD za osobę. Kampot to średniej wielkości miasto w południowej Kambodży, które zamieszkuje około 50 tys mieszkańców. Leży nad rzeką Prek Tuek Chhou, która kilka kilometrów dalej wpada do Zatoki Tajlandzkiej. W centrum miasta można zobaczyć wiele XIX wiecznych budynków w stylu kolonialnym z czasów francuskich kolonii. Okoliczny region słynie z upraw wysokiej jakości pieprzu, owoców durian i produkcji sosu rybnego. W okolicach można odwiedzić Park Naturalny Bokor oraz popływać kajakami po rzece i małych kanałach. My właśnie od wyprawy na kajaki rozpoczęliśmy nasz pobyt w Kampocie. W internecie wyszukaliśmy, że najlepszym miejscem na wynajem kajaków jest Champa Lodge, około 5 km na północ od centrum miasta. Dojechaliśmy tam tuk-tukiem za 1 USD, a udało nam się wynegocjować naprawdę dobrą cenę, bo standardowa stawka to 3 USD. Na miejscu wypożyczyliśmy kajak za 5 USD za godzinę. Do wyboru są kajaki jedno lub dwu-osobowe, my wzięliśmy „dwójkę”. Champa Lodge leży nad samą rzeką, ale najciekawsza trasa prowadzi wąskim kanałem odbijającym od głównego koryta rzeki, zataczającym pętlę i znowu wpadającym do rzeki. Na miejscu w Champa Lodge personel wyjaśnia jak i którędy płynąć aby nie zabłądzić. Pokonanie takiej pętli zajmuje godzinę do półtorej. Najlepsza pora na taką wycieczkę to popołudniowe godziny po 15-tej, kiedy słonce jeszcze świeci, ale już tak nie praży, a po zakończeniu kajakowej przejażdżki, można zostać na przystani i podziwiając zachód słońca nad rzeką, obserwować jak suną nią kutry rybackie wypływające na wieczorny połów na Zatoce Tajlandzkiej. My właśnie wybraliśmy się taką porą. Pierwsze kilkaset metrów, może kilometr, płynie się głównym nurtem rzeki pod prąd, ale nie nastręcza to żadnych problemów.

Widok na rzekę z przystani w Champa Lodge
Rzeka Prek Tuek Chhou
Wiosło w dłoń …

Potem skręca się w prawo w niewielki kanał. Przy wejściu do kanału na brzegach rzeki usytuowane są małe hoteliki i restauracje na palach, natomiast nad kanałem zaraz po wejściu do niego przebiega most. Wpływając do kanału od razu wkracza się w inny świat. Spokojniejszy, otoczony bujną roślinnością. Tafla wody jest praktycznie gładka i odbijają się w niej liście palm gęsto porastających oba brzegi kanału. Momentami płynie się jakby w palmowym tunelu. Czasami mija się jakieś drewniane budki czy domostwa stojące nad brzegiem i kąpiące się w kanale dzieci.

Kanał porośnięty po obu stronach palmami
Jedna z mijanych drewnianych chatek
Płyniemy w zieloną otchłań
Jeden z mostków nad kanałem
Bujna roślinność porastająca brzegi kanału
Kąpiące się w kanale dzieci
Drewniane pomosty nad kanałem
Brzegi gęsto …
… porośnięte palmami

Z czasem kanał staje się szerszy i zakręca łukiem w prawo. To najmniej ciekawy odcinek. Po kolejnym zakręcie w prawo powoli zbliża się do kilku rozwidleń. Woda jest tu gęsto porośnięta liliami, co nieco utrudnia wiosłowanie. Niestety wśród lilii zbiera się też trochę śmieci. Zgodnie z instrukcjami z Champa Lodge, trzymaliśmy się cały czas lewej strony kanału i po krótkiej chwili znowu płynęliśmy wąskim kanałem pośród palm.

Tunel z liści palm
Namorzyny porastające brzeg kanału

Tu jednak nie było już tak uroczo jak na początku, głównie za sprawą większej ilości śmieci. Coraz węższym kanałem dopłynęliśmy do głównego nurtu rzeki i przypływając na jej drugi brzeg dotarliśmy do niewielkiej, piaszczystej plaży otoczonej palmami, na której stał wrak drewnianej łodzi. Prawie jak na pocztówkach z Karaibów.

Wyjście z kanału na główny nurt rzeki
Plaża po drugiej stronie rzeki …
… piaszczysta i porośnięta palmami jak na Karaibach
Dobiliśmy do brzegu
Widok z plaży na drugi brzeg rzeki

Przy plaży kąpała się kambodżańska rodzina. Kobieta, jak to tu normalne, oczywiście kąpała się w ubraniu. Po krótkiej wizycie na plaży, która leży naprzeciwko Champa Lodge wróciliśmy oddać kajak i na drewnianym pomoście czekaliśmy na zachód słońca.

Kąpiąca się w ubraniu kobieta
Jedna z łódek płynąca rzeką

Z czasem na rzece zaczęły pojawiać się pierwsze kutry rybackie. Potem było ich coraz więcej, a wszystkie płynęły w dół rzeki.

W oczekiwaniu …
… na zachód słońca …
… obserwowaliśmy kutry rybackie …
… zdążające na wieczorny połów
Zachód słońca nad …
… rzeką Prek Tuek Chhou

Po zachodzie słońca wróciliśmy na piechotę do głównej drogi i tam chcieliśmy złapać jakiegoś tuk-tuka, ale żaden nie jechał. W końcu udało nam się złapać auto-stop i nim wróciliśmy do centrum miasta. Kierowca wysadził nas przy Starym Moście, który jest dostępny tylko dla ludzi, motorów i rowerów. Dla ruchu samochodowego przeznaczony jest Nowy Most leżący kilkaset metrów w górę rzeki. Stary Most wygląda jak złożony z kilku różnych mostów. To wynik tego, że w czasie wojny w Wietnamie most ten został zbombardowany i potem odbudowany, jakby to rzec w innym stylu niż pierwotnie. No i mamy teraz taki zlepek stylów.

Stary Most w Kampocie
Jeden ze statków wycieczkowych zbliżający się do Starego Mostu
Przybrzeżne restauracje na statkach

Obok Starego Mostu jest duży punkt informacji turystycznej. Dowiedzieliśmy się tutaj dużo informacji o mieście i okolicy. Na kolację udaliśmy się na Nocny Market gdzie zjedliśmy w lokalnej knajpce. Na targu udało nam się kupić jadalne kwiaty lotosu. To taki miejscowy odpowiednik naszego słonecznika. Łuska go się podobnie, tylko pestki są wielkości małych żołędzi. Smakuje trochę jak zielony groszek.

Nocny Market
Jadalne kwiaty lotosu

Następnego dnia po śniadaniu poszukaliśmy tuk-tuka, który zawiózłby nas do Parku Narodowego Bokor. Udało nam się wynegocjować cenę 25 USD za kurs tam i z powrotem plus czekanie na nas na miejscu. Standardowo kierowcy chcą za taki kurs 30 USD, no ale jak się trochę ponegocjuje to można jak widać taniej. Ruszyliśmy więc w kierunku parku. Do przejechania mieliśmy ponad 30 km. Parę kilometrów za Kampotem kierowca skręcił z głównej drogi w prawo i przejechaliśmy przez wielką bramę parku. Na początku droga była płaska i prosta, a po obu jej stronach ciągnęły się kwitnące bugenwille.

Bugenwille rosnące wzdłuż drogi do parku Bokor

Potem droga zaczęła wić się w górę. Park Narodowy Bokor to kilka wzgórz porośniętych pierwotnym lasem tropikalnym. Niemal na sam szczyt najwyższego wzniesienia Phnom Bokor mierzącego 1.081 m n.p.m. wiedzie asfaltowa droga. Po drodze można zobaczyć kilka interesujących miejsc. Pierwszym przystankiem był wieli posąg Buddy Lok Yeay Mao mający 29 metrów wysokości. Po drugiej stronie drogi stoją zaś ruiny Czarnego Pałacu. To dawna rezydencja króla. Niestety dzisiaj to opustoszałe ruiny. W pobliżu jest jeszcze kilka opuszczonych budynków, na których pojawiły się graffiti z ludzkimi twarzami.

Posąg Buddy Lok Yeay Mao
Ruiny Czarnego Pałacu
Jeden z opuszczonych budynków w okolicy Czarnego Pałacu
Graffiti z …
… wizerunkami ludzkich twarzy
Las tropikalny w pobliżu posągu Buddy Lok Yeay Mao

Jadąc dalej w górę dojechaliśmy do świątyni Prasat Proassath. To niewielka świątynia z ładnie dekorowanymi płaskorzeźbami sufitem i ścianami.

Świątynia Prasat Proassath
Świątynia Prasat Proassath

Jadąc dalej minęliśmy jakiś gigantycznej wielkości kompleks hotelowy zupełnie nie pasujący do okolicy i do tego wyglądający praktycznie na pusty. Zresztą takich wielkich hoteli jest tu kilka i budują się kolejne. My zatrzymaliśmy się zaś na chwilę przy Chińskiej Świątyni i ruszyliśmy dalej w kierunku szczytu.

Chińska świątynia
Chińska świątynia

Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy starym kościele katolickim z 1920 roku. Obok kościoła można wspiąć się na punkt widokowy. Niestety tego dnia chmury było dość nisko a właściwie to już poniżej nas i przesłaniały nam widok w dół. Mogliśmy sobie tylko wyobrażać jak to mogłoby wyglądać.

Stary kościół katolicki
Stary kościół katolicki
Widok z punktu widokowego zasłonięty przez chmury

W końcu mijając po drodze stare kasyno przerobione na hotel dojechaliśmy do końca drogi. Wokół stoi parę ruin. To dawne francuskie zabudowania powstałe dla francuskich elit żyjących w Kambodży, gdzie mogły one uciec od gwaru i upału Phnom Penh. Dalej można już iść tylko piechotą. Dochodzi się do ruin budynku straży, a dalej do dawnej królewskiej willi.

Stare kasyno
W drodze do ruin na szczycie
Ruiny budynku straży królewskiej

Jest tu też punkt widokowy, ale znowu zalegające poniżej chmury zasłaniały nam większość widoku. Ale i tak to co zobaczyliśmy zapierało dech w piersiach. Poniżej nas rozciągał się las tropikalny, a my widzieliśmy go z góry. Czuliśmy się tak jakbyśmy patrzyli na zdjęcia z drona. Powoli unoszące się w naszym kierunku chmury czyniły doznania wzrokowe jeszcze ciekawszymi. Czekaliśmy trochę licząc, że chmury się uniosą, bo akurat przebiło się słońce, ale niestety nic z tego. Strasznie żałowaliśmy, że nie mogliśmy ujrzeć tego widoku w całości. Musi on być niesamowity. No cóż czasami trzeba uznać wyższość natury.

Widok z punktu widokowego na porastający zbocza las tropikalny częściowo zakryty przez chmury
Unoszące się stopniowo nad lasem tropikalnym chmury
Unoszące się wzdłuż zbocza chmury stopniowo zasłaniały coraz więcej

Wróciliśmy do tuk-tuka i pojechaliśmy do świątyni Wat Sampov Pram zwanej też „świątynią 5 łodzi” w nawiązaniu do znajdujących się w pobliżu pięciu skał przypominających w swoim kształcie łodzie. To bardzo ładny kompleks z kilkoma zabudowaniami i wielkim posągiem Buddy. Na terenie świątyni miejscowi szykowali sobie piknik dla całej rodziny. Na palenisku na patelni już grzało się jakieś jedzonko.

Świątynia Wat Sampov Pram
Świątynia Wat Sampov Pram
Świątynia Wat Sampov Pram
Skały w pobliżu …
Świątyni Wat Sampov Pram
Świątynia Wat Sampov Pram
Posąg Buddy w świątyni Wat Sampov Pram
Świątynia Wat Sampov Pram
Przygotowania do rodzinnego pikniku

Po wizycie w świątyni ruszyliśmy drogą przez park w kierunku miejsca zwanego „100 Rice Fields”. Jest to ogromna polana na której skały tworzą coś w rodzaju setek małych pół ryżowych przedzielonych groblami.

Droga  przez park
100 Rice Fields
100 Rice Fields

Ostatnim punktem naszej wycieczki był Wodospad Popokvile. Tu za wejście trzeba zapłacić po 1 USD od osoby, ale w cenie jest butelka wody. Z parkingu do wodospadu jest może ze 200 metrów. Niestety w obecnej porze w strumieniu tworzącym ten wodospad było bardzo mało wody, więc wodospad wyglądał bardziej na skalne zbocze niż wodospad. Tylko cienka strużka wody spadała w dół, ale w porze deszczowej musi to być całkiem duży wodospad. Ponoć najlepszy okres na jego podziwianie to od maja do października.

Wodospad Popokvile
Wodospad Popokvile
Wodospad Popokvile
Wodospad Popokvile
Strumień powyżej wodospadu
Huśtawka z lian

Po wizycie przy wodospadzie wróciliśmy już z powrotem do miasta i tu pieszo zrobiliśmy rundkę dokoła centrum, aby pooglądać stare pokolonialne budynki. W czasie około godzinnego spaceru można zobaczyć najciekawsze z nich jak np. dawny trag rybny, stary targ, dawną siedzibę nadzorcy, gdzie obecnie mieści się muzeum Kampotu, budynki dawnego więzienia, chińską szkołę czy Królewskie Kino czyli dawny teatr. Wyszedł nam z tego całkiem fajny spacer wśród ciekawej architektury, a centrum miasta z dużą ilością barów, kawiarni i restauracji ma swój niepowtarzalny klimat.

Lokalny transport
Postkolonialna zabudowa Kampotu
Dawny targ rybny
Budynek starego targu
Postkolonialna …
… zabudowa centrum Kampotu
Chińska Szkoła
Dawny teatr Royal Cinema
Ulice Kampotu
Pomnik kopaczy soli
Pomnik duriana

Następnego ranka ruszaliśmy już dalej w naszą podróż przez Kambodżę.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*