Hong Kong

Hong Kong

Wjeżdżając do Indonezji na zasadach bezwizowych musieliśmy teoretycznie mieć bilet wyjazdowy z tego kraju. Teoretycznie, bo w praktyce nikt się o niego nie zapytał ani podczas chek-inu na lot do Indonezji, ani podczas odprawy paszportowej już po przylocie. No ale wcześniej nie mogliśmy tego zakładać, więc jeszcze w Malezji szukaliśmy gdzie możemy ewentualnie dalej lecieć. Oprócz miejsc gdzie już byliśmy, najtańsze bilety z Indonezji były do Hong Kongu i na Filipiny. Wybór padł na Hong Kong i tak oto znaleźliśmy się w tym miejscu. Poranny lot z Jakarty był z przesiadką w Kuala Lumpur i zajął nam praktycznie cały dzień. W Hong Kongu wylądowaliśmy już wieczorem i po zasięgnięciu informacji na tamtejszym lotnisku, ruszyliśmy na przystanek autobusowy. W informacji powiedziano nam, że w okolice stacji metra Sham Shui Po, skąd do naszego hotelu było już niedaleko, mogliśmy dojechać szybszym autobusem A20 lub wolniejszym E21. Trochę byliśmy już zmęczeni i wybraliśmy opcję A20, ale czekając na przystanku jakiś miejscowy powiedział nam, żeby jednak jechać E21. Zmieniliśmy więc przystanek i pojechaliśmy właśnie tym. Bilet kosztował 14 HKD, co okazało się znaczniej taniej niż 33 HKD jakie miał kosztować A20. Jeszcze na lotnisku kupiliśmy sobie po karcie Octopus, którą można płacić za przejazdy autobusami, metrem, niektórymi promami, taksówkami, a nawet w niektórych sklepach. Karta kosztuje 150 HKD, z czego 50 HKD to depozyt, a pozostałe 100 HKD to już limit do wykorzystania. Przy każdym przejeździe autobusem czy metrem odpowiednia kwota potrącana jest z tego limitu (zawsze czytnik pokazuje jaką kwotą nas obciążono i ile jeszcze mamy do wykorzystania). Potem kartę można doładować w wielu punktach (między innymi na stacjach metra czy w sklepach 7 Eleven), ale minimum o kwotę 50 HKD lub jej wielokrotność aż do 1000 HKD. Na koniec kartę można oddać np. na lotnisku i odebrać depozyt, oraz to co zostało na niej z niewykorzystanego limitu. Jest jednak jedno ale. Jeśli kartę Octopus używało się krócej niż 90 dni, to przy jej oddaniu potracą nam z depozytu 11 HKD. Ale i tak to chyba najwygodniejszy sposób na płacenie za komunikację publiczną w Hong Kongu. A i jeszcze jedno, w razie gdyby zabrakło nam limitu na dany przejazd to brakująca kwota zostanie zdjęta z depozytu. Tyle że można tak zrobić tylko raz i potem danej karty już nie można użyć. My na przykład skorzystaliśmy z tego w drodze powrotnej na lotnisko i wiedząc, że zabraknie nam kilkunastu HKD limitu nie doładowywaliśmy wcześniej karty o kolejne 50 HKD tylko to po prostu skorzystaliśmy z depozytu i potem przy zwrocie karty dostaliśmy o tyle mniej zwrotu. Po dotarciu do hotelu koło 23-ciej poszliśmy tylko szybko coś zjeść w okolicy. Trafiliśmy do małej restauracji, gdzie dostaliśmy, często tu spotykane, taką karteczkę, na której trzeba zaznaczyć co się zamawia i potem przekazać ją obsłudze. Problem w tym, że wszystko było tam napisane w chińskich „krzaczkach”, a pani z obsługi po angielsku znała tylko kilka słów.

Karta, na której w restauracji zaznacza się dania, które chce się zamówić 🙂

Zamówiliśmy więc trochę w ciemno, wiedząc tylko, że będą to zupy z jakimiś makaronami i czymś jeszcze, ale czym to już nie bardzo wiedzieliśmy. Koniec końców zupy okazały się całkiem smaczne, a my mogliśmy wrócić do hotelu i w końcu się położyć.

Następnego dnia od rana ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Hong Kong to dawna posiadłość brytyjska, która w ręce Brytyjczyków przeszła w 1842 na mocy traktatu kończącego pierwszą wojnę opiumową. W 1898 roku podpisano umowę dzierżawy terytorium Hong Kongu przez Wielką Brytanię na 99 lat. 1 lipca 1997, na mocy umowy z 1984 roku określającej warunki powrotu Hong Kongu, powrócił on do Chin i oficjalnie stal się Specjalnym Regionem Administracyjnym Chińskiej Republiki Ludowej. Przez kolejne 50 lat miał mieć zapewnioną rozległą autonomię i tylko polityka zagraniczna oraz obronna miały być zależne od Chin. W praktyce ta autonomia jest coraz bardziej ograniczana przez władze chińskie i nawet tuż po tym jak kupiliśmy bilety do tego miasta to wybuchły w nim zamieszki zwolenników zachowania autonomii, które z przerwami trwają cały czas i są coraz brutalniej tłumione. W czasie naszego kilkudniowego pobytu w Hong Kongu akurat na szczęście nie dochodziło do jakiś gwałtownych starć, ale dosłownie dzień po naszym wyjeździe w wyniku kolejnych zamieszek kilkadziesiąt osób zostało rannych. Wydaje się, że to ostatnie momenty aby zobaczyć Hong Kong takim jakim był do tej pory, gdyż wkrótce polityka Chin prąca do pełnego podporządkowania Hong Kongu Chinom, może całkowicie zmienić to miejsce. Dzisiaj Hong Kong to jedno z największych centrów finansowych świata, a także jeden z największych portów morskich (w rzeczywistości jest tu 9 portów morskich).

Jeden z 9 portów  w Hong Kongu

Mieszka tu prawie 7,4 mln ludzi i jest to jedno z najgęściej zaludnionych miejsc na ziemi. To także miejsce z rekordową ilością wielkich wieżowców. Zresztą nie tylko biurowce mają tu po kilkadziesiąt pięter. Większość budynków mieszkalnych też ma po dwadzieścia-trzydzieści parę pięter i jeśli któryś ma ich tylko kilkanaście, to wygląda przy nich na malutki i należy tu do niskiej zabudowy.

Kilkudziesięciopiętrowe …
… budynki mieszkalne …
… w  Hong Kongu

Według wszelkich statystyk, to także miejsce z najwyższymi na świecie średnimi kosztami wynajmu powierzchni mieszkalnych. Miasto leży na półwyspie Kowloon oraz 234 wyspach i wysepkach. Dzieli się go na trzy duże części: właśnie Kowloon, wyspę Hong Kong gdzie mieści się city z nieskończona ilością wysokich biurowców oraz tak zwane Nowe Terytoria rozciągające się na północ i północny-wschód od Kowloon, w tym na licznych wyspach.

My nasze zwiedzanie rozpoczęliśmy od Kowloon gdzie znajdował się nasz hotel. Pierwszego dnia postanowiliśmy zobaczyć kilka słynnych targów, które znajdują się w tym mieście, ale najpierw wstąpiliśmy do niewielkiej świątyni Kwan Tai Temple, która była niedaleko naszego hotelu.

Świątynia Kwan Tai Temple
Świątynia Kwan Tai Temple

Pierwszym z odwiedzonych targów był Flower Market (targ kwiatów) w rejonie ulic Sai Yea Street i Flower Market Road. Pełno tu sklepów i kwiaciarni oferujących wszelkiego typu kwiaty i rośliny. Na chodnikach stoją tu doniczki z drzewkami bonsai, czy innymi krzewami. W kwiaciarniach można kupić zarówno kwiaty w doniczkach jak i cięte. Są też zioła i na przykład sadzonki winorośli. Bardzo tu kolorowo i pachnąco, a niektóre rośliny były dla nas bardzo egzotyczne.

Kolorowe kwiaty …
… na Flower Market
Doniczki z roślinami ustawione na ulicy
Wnętrze jednej z kwiaciarni
Można tu kupić też kwiaty cięte
Niektóre kwiaty miały nawet doniczki pod kolor
Drzewka bonsai wystawione na ulicy

Następnie przeszliśmy do oddalonej o kilkaset metrów ulicy Tung Choi Street ,na której pełno jest sklepów i straganów oferujących złote rybki. To tak zwany Golden Fish Market. Oprócz złotych rybek jest tu też mnóstwo innych rybek akwariowych, w tym niektóre bajecznie kolorowe, jakich w polskich sklepach raczej się nie spotyka. Co ciekawe czasami rybki pływają w niewielkich akwariach, ale często są już pojedynczo popakowane w foliowe torebki z wodą i wiszą na rozstawionych na ulicy stojakach. Jest tu też dużo sklepów i z innymi zwierzętami domowymi jak królikami, kotami, psami, żółwiami itp..

Akwaria ze …
… złotymi rybkami
Woreczki z wodą, …
… w których popakowane są rybki akwariowe
Żółwie w jednym ze sklepów ze zwierzętami

Idąc dalej na południe ulicą Tung Choi Street dochodzi się do Ladies Market. To już typowy bazar z ciuchami, dodatkami, biżuterią itp. Strasznie tu było tłoczno i szybko stąd uciekliśmy.

Ladies Market

Jeszcze dalej na południe, ale już po zachodniej stronie Nathan Road, jednej z głównych ulic biegnących z północy na południe Kowloon, jest ulica Temple Street. Tutaj pod wieczór też rozkłada się niewielki targ, a w pobliskich restauracjach można popróbować wielu lokalnych dań. My na przykład próbowaliśmy tam pierożków na parze dim sum. Zresztą w Hong Kongu można spróbować bardzo wielu rodzajów, różnej wielkości pierożków na parze i dla nas były one podstawą naszej tutejszej diety.

Stargany na …
…  Temple Street
Pierożki zamówione w jednej z restauracji na Temple Street
Nasze kolacje – pierożki pod każdą postacią

Ulice Kowloon są kolorowe i pełne ludzi. Wieczorami panuje tu feeria bar kolorowych neonów. Pełno tu charakterystycznych czerwonych taksówek, piętrowych autobusów i takich tak zwanych „light busów” czyli niewielkich autobusów, które docierają tam gdzie duże „piętrowce” nie dają rady. Oczywiście najszybciej jest tu poruszać się metrem, które jest dość dobrze rozbudowane i kursuje nie tylko po półwyspie Kowloon, ale także podmorskim tunelem przejeżdża na wyspę Hong Kong.

Ulice Kowloon …
… pełne kolorowych szyldów i reklam
Miejscowi mężczyźni grający w karty
Charakterystyczne czerwone taksówki, piętrowe autobusy i …
… „light busy”
Kowloon nocą …
… rozświetlony …
… kolorowymi neonami

W Hong Kongu częstym widokiem są kolejki. Tutejsi mieszkańcy nie stoją w nich do sklepów, ale na przykład do autobusu czy metra. To w sumie fajny sposób na uniknięcie przepychanek gdy podjedzie autobus. Jeśli w środku zabraknie miejsc dla wszystkich, to jasne jest kto jeszcze pojedzie, a kto musi czekać na kolejny autobus. Często też widać ludzi czekających w kolejkach na wejście do restauracji. Ponoć po takiej kolejce można poznać, że dany lokal serwuje dobre jedzenie.

Kolejka do metra
Kolejka do autobusu
Kolejka do restauracji

Na południowym-zachodzie półwyspu obok dworca kolejowego Hong Kong West Kowloon stoi niezwykle wysoki budynek International Commerce Center, w którym na setnym piętrze, na wysokości 393 metrów, mieście się taras widokowy Sky 100 Deck. Budynek ma w sumie 118 pięter. My jednak nie wjeżdżaliśmy na górę, bo postanowiliśmy zobaczyć Hong Kong z góry z innego miejsca, o czym będzie za chwilę.

Budynek International Commerce Center …
… z tarasem widokowym Sky 100 Deck

Na samy południowym krańcu półwyspu rozciąga się nadmorska promenada, z której można podziwiać przeciwległy brzeg wąskiej cieśniny rozdzielającej Kowloon od wyspy Hong Kong. To właśnie stąd najlepiej oglądać dziesiątki, a może nawet i setki szklanych wieżowców Hong Kong’skiego city. Najlepiej przyjść tu pod koniec dnia i poczekać aż się ściemni i te wszystkie wieżowce rozświetlą się kolorowymi światłami ich iluminacji i reklam umieszczonych na ich dachach. Po cieśninie pływa dużo mniejszych i większych łodzi, promów i statków, a na barierach promenady znajduje się coś w rodzaju hollywoodzkiej alei gwiazd, z tym że tu odciski dłoni znanych aktorów, reżyserów itp. znajdują się nie na chodniku, a na balustradzie właśnie.

Wieżowce na wyspie Hong Kong …
… widziane z promenady …
… na półwyspie Kowloon
Jeden ze statków pływających po cieśninie
Pływały też takie łodzie żaglowe …
… dodatkowo rozświetlone po zmroku
Wraz ze zmierzchem widać coraz więcej świateł
Wielki wycieczkowiec przepływający przez cieśninę
Jeden z najwyższych budynków na wyspie Hong Kong
Rozświetlone wieżowce na wyspie Hong Kong
Bachurze na tle świateł Hong Kongu
Hong Kong nocą
Na półwyspie Kowloon też nie brakuje iluminacji
Promenada na południowym krańcu Kowloon …
… i galeria odcisków dłoni na balustradzie

W Hong Kongu warto zobaczyć też kilka ciekawych świątyń. Jedną z nich jest Klasztor Dziesięciu Tysięcy Buddów (Ten Thousand Buddha’s Monastery). Ponoć w mieście jest kilka miejsc o tej nazwie, ale tylko jedno jest tym właściwym. Najlepiej dojechać tam metrem do stacji Sha Tin, a potem trzeba już kilkaset metrów dojść na piechotę. Klasztor znajduje się na wzgórzu. Ale uwaga, obok klasztoru również na wzgórzu, znajduje się cmentarz, na który prowadzą ruchome schody. My też się skusiliśmy i skorzystaliśmy z tych schodów. Ale one prowadzą tylko do tego cmentarza, z którego potem nie ma przejścia do klasztoru.

Cmentarz obok Klasztoru Dziesięciu Tysięcy Buddów
Tak wygląda …
… tutejszy cmentarz

Musieliśmy więc wrócić na piechotę na dół i potem znowu wejść na górę (po prawej stronie od bramy prowadzącej na parking pod cmentarzem znajduje się wąski, niepozorny chodnik którym trzeba iść), ale już nie ruchomymi schodami tylko na własnych nogach wąską drogą wzdłuż której stoją setki złotych figur Buddy w różnych postaciach. W sumie po drodze jak i w klasztorze jest prawie 13 tys. posągów Buddy. Droga na górę jest dość stroma, a budynki klasztorne i świątynie znajdują się na dwóch poziomach.

Droga do Klasztoru Dziesięciu Tysięcy Buddów
Złote figury  wzdłuż drogi
Świątynia na …
… niższym poziomie
Budynki świątyni …
… oraz figury …
… wokół niej
Świątynia na wyższym poziomie …
… i rzędy figur …
… przed nią
Druga świątynia na wyższym poziomie …
… i jej wnętrze

Drugą świątynią wartą odwiedzenia jest Chi Lin Nunnery. To kompleks buddyjskich świątyń powstałych w 1934 roku. W świątyniach znajduje się kilka dużych posągów zrobionych ze złota, drewna czy kamienia. Niestety my trafiliśmy na jakieś prace renowacyjne i główna świątynia była zamknięta dla zwiedzających. Wszystkie budynki kompleksu są wykonane z drewna cyprysowego beż użycia nawet jednego gwoździa. Drewniane elementy połączone są specjalną, chińską techniką architektoniczną, która wykorzystuje specjalne nacięcia drewna, dzięki którym poszczególne elementy się wzajemnie blokują. To obecnie największa, ręcznie wykonana drewniana budowla na świecie.

Świątynia Chi Lin Nunnery
Świątynia Chi Lin Nunnery
Świątynia Chi Lin Nunnery

Aby dotrzeć do tego miejsca najlepiej podjechać metrem do stacji Diamond Hill a następnie przejść przez bardzo ładny ogród Nam Lian Garden, gdzie można przysiąść na ławce i trochę odpocząć od zgiełku miasta. W ogrodzie jest też mała wystawa modeli chińskich, tradycyjnych budowli i można tam też poczytać o tej specjalnej technice budowania bez użycia gwoździ. Z parku do Chi Lin Nunnery prowadzi specjalna, szeroka kładka przerzucona nad ulicą.

Ogród Nam Lian Garden
Ogród Nam Lian Garden
Ogród Nam Lian Garden
Ogród Nam Lian Garden
Wystawa modeli tradycyjnych, chińskich budowli

Trzecią świątynią wartą zobaczenia jest Man Mo Temple. To chińska świątynia poświęcona dwóm bożkom: literatury i wojny. Jest ona bardzo ładna i ciekawa w środku. Znajduje się ona na wyspie Hong Kong nieco na zachód biznesowego city, wtopiona pomiędzy wysokie budynki mieszkalne.

Świątynia Man Mo Temple
Przed świątynią Man Mo Temple
Wnętrze świątyni …
… Man Mo Temple

My dojechaliśmy do niej metrem do stacji Central i dalej ruszyliśmy już na piechotę, przy okazji przespacerowawszy się po ulicach city. Można też podjechać kawałek piętrowym tramwajem, który kursuje po wyspie.

Piętrowy tramwaj kursujący po wyspie Hong Kong

Hongkong’skie City to trochę inny świat niż Kowloon. Od razu widać, że jest tu bogaciej. Dużo tu luksusowych samochodów, ludzie są tu lepiej ubrani, jest czyściej na ulicach i wszystko jest bardziej uporządkowane. Choć i tu pomiędzy kilkudziesięciopiętrowymi wieżowcami trafiają się uliczki pełne straganów. My trafiliśmy tam na godziny przerwy lunchowej. Ulice pełne były gości w koszulach i garniturach oraz elegancko ubranych kobiet.

Wieżowce …
… centrum biznesowego miasta
Tu nawet skuter jest Ferrari
Stragany pomiędzy biurowcami ze szkła i stali
Wieżowce centralnej …
… dzielnicy na wyspie …
… Hong Kong

Na światłach na chodnikach czekały takie tłumy, że czasem ciężko było się przecisnąć. Ale w Hong Kongu czasami trafialiśmy na ciekawe rozwiązanie. Na skrzyżowaniu ze światłami czerwone światło zapalało się dla pojazdów jadących we wszystkich kierunkach, a zielone dla wszystkich pieszych. Można wtedy przechodzić przez skrzyżowanie na ukos i nie trzeba chodzić dookoła, co bardzo ułatwia i przyspiesza ruch pieszych. W tej części miasta ruch pieszych często jest puszczany po kładkach idących nad ulicami. Dzięki temu łatwo przemieszcza się pomiędzy biurowcami i nie trzeba czekać na skrzyżowaniach. Zresztą takie „wielopoziomowe rozwiązania” są dość częste w Hong Kongu. Na półwyspie Kowloon często można spotkać dwupoziomowe ulice dla samochodów, co znacznie zwiększa przepustowość miasta, bez konieczności zabierania dodatkowych terenów na kolejne ulice.

Jedna z dwupoziomowych ulic w Hong Kongu

Ze świątyni Man Mo chcieliśmy dostać się na wzgórze Victoria Peak. To miejsce skąd z góry można podziwiać panoramę miasta. Czytaliśmy, że na wzgórze można się dostać turystycznym tramwajem, ale okazało się że linia jest akurat w remoncie i zamiast tramwajów jeżdżą specjalne autobusy. Idąc do miejsca skąd taki autobus odjeżdża (Admiralty Bus Terminal, linia X15) wstąpiliśmy po drodze do Katedry Świętego Jana.

Katedra Świętego Jana
Katedra Świętego Jana

Autobus jechał około 40 minut i piął się stromo w górę, po wąskiej i krętej drodze. Już sama podróż dostarczała widoków zapierających dech. Po dojechaniu do końcowego przystanku udaliśmy się do Sky Terrace 428, czyli platformy widokowej usytuowanej na szczycie niewielkiego centrum handlowego. Nazwa nawiązuje do 428 m n.p.m., na której to wysokości znajduje się ten taras widokowy. Wejście na niego kosztuje 52 HKD. Niestety okazało się, że przejrzystość powietrza była dość kiepska, bo smog robił swoje. Widok na całe miasto na pewno byłby zdecydowanie bardziej spektakularny gdyby te wszystkie wieżowce nie ginęły we mgle. Ale i tak było na co popatrzeć.

Zamglony widok …
… na wieżowce Hong Kongu
Na Sky Terrace 428
Widoki ze Sky Terrace 428
Widoki ze Sky Terrace 428
A pod nami Hong Kong
Wagon tramwaju jaki wjeżdża na Victoria Peak

Co warto podkreślić to fakt, że działki w okolicy Victoria Peak należą do najdroższych na świcie. Ze wzgórza postanowiliśmy wrócić na dół na piechotę. Idzie się po czasami bardzo stromej ścieżce przez las porastający wzgórze. Ciężko się nią schodziło, a co dopiero byłoby gdybyśmy chcieli nią wchodzić na górę. Ale mijaliśmy takich śmiałków co nawet próbowali na nią wbiegać.

Droga w dół z Victoria Peak
Las porastający zbocza wzgórza

Po zejściu na dół, w drodze do stacji metra, zahaczyliśmy jeszcze o duży park, który był zarazem małym zoo i ogrodem botanicznym. Były tam klatki z lemurami czy kolorowymi ptakami, a część roślin była opisana tabliczkami jak to zwykle bywa w ogrodach botanicznych. Na środku była duża fontanna.

W niewielkim zoo były między innymi flamingi …
… i wiele innych kolorowych ptaków

Hong Kong to jedyne w swoim rodzaju miasto gdzie zachód spotyka się ze wschodem i które na pewno warto odwiedzić. To prawdziwa mieszanka nowoczesności z dalekowschodnią tradycją. Trzy-cztery dni powinny w zupełności wystarczyć na poznanie miasta, choć pewno można by tu spędzić o wiele więcej czasu i byłoby co robić. Trzeba być jednak przygotowanym na znacznie wyższe ceny niż w innych krajach Azji Południowo-Wschodniej.

2 komentarze

  1. Pingback: Makau – światowa stolica hazardu – Bachurze i ich podróże

  2. Pingback: Banaue i Batad – ryżowa kraina oraz wiszące trumny w Sagadzie – Bachurze i ich podróże

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*