Po kilku dniach spędzonych w Taipei i wycieczce do Parku Narodowego Yangmingshan ruszyliśmy dalej. Pociągiem z Taipei dojechaliśmy do Chiayi (bilet kosztował 461 TWD) skąd chcieliśmy dojechać w okolice Parku Narodowego Alishan. Pierwotnie planowaliśmy dojechać tam autobusem, który odjeżdża tuż sprzed dworca kolejowego w Chiayi, ale okazało się, że najbliższy autobus będzie dopiero za 1,5 godziny, więc zdecydowaliśmy się na dzieloną taksówkę, dzięki czemu dojechaliśmy bezpośrednio pod nasz hotel, który położony był około 1,5 km na południe od Shizhuo. Jadąc autobusem musielibyśmy wysiąść właśnie w tej miejscowości i potem jeszcze jakoś dostać się do hotelu. Pogoda była kiepska i lał deszcz, co też skłoniło nas do opcji taksówki, choć była ona nieco droższa i kosztowała po 200 TWD od osoby, podczas gdy autobus kosztowałby 160 TWD. Droga do Shizhuo początkowo wiodąca przez płaskie, miejskie tereny, z czasem staje się typowo górską i bardzo krętą. Widoki też są wspaniałe, ale my nie bardzo mieliśmy okazję je podziwiać z powodu deszczu i nisko wiszących chmur. Momentami jechaliśmy w tych chmurach, ale czasami udawało nam się dojrzeć piękny, okoliczny krajobraz.
Dzięki temu, że jechaliśmy taksówką, to na miejscu byliśmy szybciej i jeszcze tego samego dnia mogliśmy się wybrać na lekki spacer po okolicy. Właściciel naszego guesthouse’u podwiózł nas samochodem w górę powyżej Shizhuo i wyjaśnił jak możemy zejść w kierunku miasteczka i potem gdzie możemy coś zjeść. Zaoferował też, że po naszym telefonie przyjedzie po nas do Shizhuo. Wysiedliśmy, ubraliśmy się w peleryny przeciwdeszczowe (deszcz wciąż padał, choć nieco mniejszy niż wcześniej) i ruszyliśmy w drogę. Już tuż obok miejsca gdzie podwiózł nas właściciel hotelu rozciągały się niesamowicie piękne pola herbaty. Pokrywały one wszystkie okoliczne zbocza, a w oddali widać było szczyty pobliskich gór częściowo skąpane w niskich chmurach. Nieco poniżej na zboczu przed nami stała świątynia, której dachy wybijały się z otaczających krzewów herbacianych. Widok był przepiękny i to nawet pomimo kiepskiej pogody.
Zrobiliśmy sobie krótki spacer w górę drogą pośród herbacianych pól, a następnie wróciliśmy w dół i zaczęliśmy schodzić szlakiem przez bambusowy las. Ten las też był super. Bambusy były bardzo wysokie, a momentami drogę zagradzały prawdziwe bambusowe zasieki z połamanych bambusów. Wyglądało to trochę jak sieć świateł w podczerwieni chroniących dostępu do skarbca w banku z filmów sensacyjnych.
Po wyjściu z lasu znów szliśmy drogą pośród pól herbacianych. Czasem herbaciane krzewy tworzyły coś na wzór grządek pokrywających zbocza, a czasem rosły na płaskich tarasach jak ryż. Pogoda się poprawiła i momentami słońce zaczynało się nawet przebijać przez mgłę nisko zawieszonych chmur.
Odbiliśmy nieco ze szlaku aby podejść do świątyni Wu Feng Miao, której dachy zatopione w herbacianych krzewach widzieliśmy wcześniej z góry.
Następnie wróciliśmy na szlak i zeszliśmy do Shizhou gdzie w jednej z lokalnych restauracji zjedliśmy kolację. Potem małe zakupu w miejscowym sklepie i nie chcąc fatygować właściciela naszego guesthouse’u postanowiliśmy na piechotę sami wrócić do guesthouse’u. Było już zupełnie ciemno, ale mieliśmy ze sobą czołówki, którymi oświetlaliśmy sobie drogę. Po kilkunastominutowym spacerze byliśmy na miejscu.
W nocy znowu się rozpadało i to dość mocno. Rano jak wstaliśmy dalej lało. Po śniadaniu właściciel guesthouse’u podwiózł nas do Shizhou skąd autobusem pojechaliśmy do Parku Narodowego Alishan. Z Shizhou do bramy parku jest około 26 km, ale jedzie się około godziny bo droga jest typowo górska czyli kręta i do tego właściwie cały czas pod górę. Za to widoki wspaniałe. Autobus, ten sam który jedzie z Chiayi, zatrzymuje się tuż przy bramie parku. Jest tam też niewielki sklep 7 Eleven więc można ewentualnie kupić sobie wodę czy coś do przegryzienia. Wejście do parku kosztuje 300 TWD, ale jeśli ktoś przyjedzie autobusem to płaci połowę tej kwoty czyli 150 TWD. Trzeba tylko okazać bilet autobusowy. Jeśli ktoś za przejazd płacił kartą Easycard to najlepiej wziąć przy wysiadaniu taki mały żółty bilecik od kierowcy, ale my o tym nie wiedzieliśmy i go nie wzięliśmy, ale i tak jak powiedzieliśmy, że płaciliśmy za autobus kartą Easycard to pani w kasie nam uwierzyła na słowo i sprzedała tańsze bilety do parku. Deszcz cały czas padał więc ubrani w peleryny ruszyliśmy w drogę. Na szczęście po jakiejś godzinie deszcz przestał padać i potem z czasem zrobiła się piękna pogoda.
Park narodowy Alishan to nie jest taki typowy dziki park narodowy, tylko bardziej coś w rodzaju wielkiego terenu rekreacyjnego. Jest tu kilka szlaków pieszych z czego większość jest bardzo łatwa. Można jednak też wybrać się na jeden z dwóch dłuższych szlaków, nie tak często wybieranych przez turystów, a tym samym nie tak zatłoczonych. Park powstał w 2001 roku więc jest relatywnie młody, ale pierwsi Chińczycy zaczęli się osiedlać w tutejszej okolicy w XIX w. Prawdziwy rozwój te tereny zawdzięczają Japończykom, którzy w 1912 roku ukończyli budowę linii kolejowej Alishan Forest Railway używanej do wywozu ścinanych tu wielkich drzew cedrowych. Ta kolej to jedna z największych atrakcji tego parku. Dookoła parku prowadzą tory i na jego terenie jest kilka małych stacji. Tak więc jeśli ktoś chce, to może po terenie parku poruszać się właśnie taką koleją.
Oczywiście dawniej kolej prowadziła aż na wybrzeże do Chiayi i ta trasa dalej była użytkowana już jako turystyczna aż do roku 2009 kiedy to jeden z tajfunów nawiedzających Tajwan dokonał wielu poważnych zniszczeń tej linii skutkujących jej zamknięciem. Z czasem część trasy została odremontowana i dzisiaj można dojechać z Chiayi do Fenquihu leżącego około 25 km na zachód od Alishan. Natomiast odcinek pomiędzy Fenquihi i Alishan jest dalej nieprzejezdny.
Spacerując po najpopularniejszej części parku można zobaczyć parę tutejszych atrakcji jak na przykład Drzewo Trzech Generacji czyli drzewo rosnące na powalonych pniach poprzednich generacji drzew.
Dużą część parku stanowi piękny las z niezwykle wysokimi drzewami cedrowymi i cyprysami. Jest też rejon gdzie rosną olbrzymie drzewa cedrowe. Przez tę część prowadzi szlak Giant Tree. To chyba najładniejsza część parku. Spaceruje się tu po drewnianych kładkach wśród tych wielkich, tysiącletnich drzew. Czasami mija się strumienie i niewielkie wodospady.
Na początku tego szlaku można odwiedzić świątynię Ciyun czy niewielkie muzeum Alishan.
Idąc tym szlakiem można też dojść do jednej z niewielkich stacji kolejowych – Shenmu, obok której leży powalony pień wielkiego, świętego drzewa.
Idąc dalej tym szlakiem można w pewnym momencie odbić w bok i dochodzi się do świątyni Shou Zhen Gong. Obok świątyni jest trochę niewielkich sklepików z pamiątkami i małych restauracji.
My ze świątyni ruszyliśmy na północny wschód w kierunku Two Sister Ponds czyli dwóch siostrzanych stawów otoczonych lasem. Pierwszy staw – Sister Pond jest większy, a drugi Younger Sister Pond jest mniejszy i bardziej kameralny.
Idąc dalej, zataczając pętlę, doszliśmy do stacji Zhaoping skąd ruszyliśmy najdłuższym szlakiem parku w kierunku Shuishan Giant Tree. Z okolic stacji rozciąga się chyba najlepszy widok na otaczające góry i najwyższy szczyt parku Mount Tashan liczący 2663 m n.p.m.. Przez większość dnia szczyt ten był zasłonięty przez chmury, ale mieliśmy to szczęście, że jak byliśmy w okolicy stacji Zhaoping, to akurat na moment pojawił się w całej okazałości.
Szlak do Shuishan Giant Tree prowadzi wzdłuż nieużywanego już toru kolejowego biegnącego przez las. Idzie się około 45 minut i dochodzi się do dawnego, drewnianego mostu kolejowego.
Zaraz dalej tor się kończy, a szlak prowadzi lekko w górę. Po paru minutach dochodzi się do olbrzymiego drzewa. To najstarsze drzewo w parku. Liczy sobie 2700 lat. Jest naprawdę olbrzymie i wzbudza szacunek dla przyrody i jej potęgi.
Spod wielkiego drzewa wróciliśmy tą samą drogą w okolice stacji Zhaoping i ruszyliśmy w kierunku bramy wejściowej do parku. Po dotarciu do wyjścia poczekaliśmy na autobus, którym wróciliśmy do Shizhou. Tam coś zjedliśmy i znowu na piechotę rozpoczęliśmy marsz do naszego guesthouse’u. Po drodze podziwialiśmy piękne widoki okolicy, których nie widzieliśmy dzień wcześniej, gdyż wtedy było już ciemno, ani rano bo wtedy padał deszcz i wszystko zasłaniały chmury. Tym razem pogoda była piękna i widoki zachwycały. Najbliższe zbocza pokryte były herbacianymi krzewami, a w oddali widać było piękne góry. Szliśmy dość długo, bo co chwilę się zatrzymywaliśmy aby podziwić te cudne widoki.
Kolejnego dnia rano właściciel guesthouse’u znowu podwiózł nas do Shizhou, ale tym razem już z bagażami. Tu złapaliśmy autobus jadący do Fenqihu i po około 15 minutach byliśmy na miejscu. To niewielkie miasteczko położone w górach. Najważniejszym tu miejscem jest stacja kolejowa.
Ona też była celem naszego przyjazdu, bo właśnie z niej odjeżdża słynny pociąg Alishan Forest Railway jadący do Chiayi. Pociąg odjeżdża o 14:30. My byliśmy w Fenqihu trochę wcześniej, więc przeszliśmy się po uliczkach miasteczka. W jednym z budynku stacji można zobaczyć stare lokomotywy, a obok niej ciągnie się mała uliczka pełna sklepów z pamiątkami, dziwnymi potrawami i restauracjami.. My usiedliśmy w jednej z kawiarni i w oczekiwaniu na pociąg nadrabialiśmy zaległości blogowe.
Jak zbliżał się czas odjazdu wróciliśmy na stację. Mieliśmy bilety stojące, bo jak kupowaliśmy je parę dni wcześniej to już nie było miejscówek (bilet kosztuje 384 TWD). Ale na peronie jeden z kolejarzy powiedział nam, że jak wsiądziemy do pierwszego wagonu to możemy zająć miejsca 2 i 4 i wtedy nikt nas z nich nie przegoni. Tak też zrobiliśmy i faktycznie całą drogę mieliśmy miejsca siedzące.
Tuż przed odjazdem znowu się rozpadało. Do Chiayi jedzie się 2, 5 godziny i jest to podróż, która dostarcza niezapomnianych wrażeń. Na początku jedzie się przez las, głównie bambusowy. Drzewa rosną tak blisko torów, że ma się wrażenie iż pociąg wręcz przecina ten las. Bambusy są na wyciągnięcie ręki. Nie można więc otwierać okien aby przez przypadek nie zostać uderzonym przez bambus czy inne drzewa. Pociąg często wjeżdża w tunele. Niektóre są krótkie, ale niektóre mają po kilkaset i więcej metrów. Trasa ma tylko jeden tor i tunele też są bardzo wąskie. Pociąg jedzie często dosłownie po zboczu i wtedy z jednej strony jest ściana lasu porastająca zbocze powyżej, a z drugiej często dość stroma przepaść.
Z czasem pociąg coraz częściej jedzie po grani i wtedy po obu stronach rozciągają się piękne widoki na góry i las, a czasami też na pola herbaciane. I tak przez około 2 godziny. Dopiero ostatnie 30 minut pociąg jedzie już po płaskim, zurbanizowanym terenie. Po dotarciu do Chiayi udało nam się w ciągu dosłownie 5 minut złapać kolejny, już taki normalny, lokalny pociąg do Tainan. Ale o tym mieście to napiszemy już w kolejnym odcinku.
Alishan to jedno z dwóch najpiękniejszych miejsc jakie odwiedziliśmy na Tajwanie. O tym które najbardziej nas urzekło, napiszemy za parę odcinków, ale Alishan mu niewiele ustępuje. Polecamy to miejsce każdemu, kto wybiera się na Tajwan. Zarówno sam Park Narodowy Alishan, jak i okoliczne pola herbaciane oraz przejażdżka Alishan Forest Railway na pewno każdego zachwycą.
Najczęściej komentowane