Tajwańczycy bardzo lubią aktywnie spędzać czas i mają oni, a szczególnie mieszkańcy stolicy, możliwość spędzania go w pięknych okolicznościach przyrody w Parku Yangmingshan. Ze względu na swoje położenie, bliskość Taipei i łatwy dojazd komunikacją miejską jest on ulubionym miejscem spacerów i górskich wędrówek mieszkańców tajwańskiej stolicy. A jest się gdzie tu powłóczyć. Jest tu wytyczonych dużo szlaków krótszych i dłuższych, łatwiejszych i trudniejszych, więc każdy znajdzie coś dopasowanego do swoich możliwości. My również jeden dzień z naszego pobytu w Taipei przeznaczyliśmy na odwiedzenie tego parku, który leży około 25 km na północ od miasta.
Dostaliśmy się tam autobusem numer 260, który odjeżdża z okolic Taipei Main Station. Jedzie się tam z centrum miasta około godziny. Trzeba wysiąść na końcowym przystanku – Yangmingshan Terminus. Tam też można zabrać się dalej autobusem numer 108, który po pętli objeżdża niemal cały park i którym to można dostać się do wybranych przez siebie miejsc w parku, czy też potem przemieszczać między tymi miejscami. Bilet na jeden przejazd kosztuje 50 TWD (można płacić kartą Easycard) dlatego jeśli ktoś tak jak my chce zobaczyć kilka miejsc i chce się przemieszczać między nimi tym autobusem, to lepiej kupić bilet dzienny za 150 TWD uprawniający do nielimitowanych przejazdów autobusem 108 w ciągu jednego dnia. Trzeba tylko pamiętać, że autobus jedzie po pętli więc najefektywniej czasowo jest tak wybrać kolejność odwiedzania poszczególnych atrakcji parku aby była ona zgodna z kolejnością przystanków po trasie autobusu. Autobus jeździ co kilkanaście minut, więc nigdy nie czeka się na niego zbyt długo.
Pierwszym miejscem, do którego chcieliśmy się dostać był Yang Ming Shu Wu czyli budynek, który był oficjalną, letnią rezydencją prezydenta Chang Kai Shek’a. Z przystanku autobusowego przy głównej drodze trzeba tam dojść boczną drogą przez las około kilometra. Niestety na miejscu okazało się, że budynek można zwiedzać tylko z przewodnikiem, a przewodnicy są tylko chińskojęzyczni. Do tego najbliższa tura była dopiero za godzinę. Stwierdziliśmy więc, że nie będziemy czekać tej godziny, bo potem przecież i tak nic nie zrozumiemy z opowieści przewodnika. Chcieliśmy tylko chociaż zrobić zdjęcie budynku z zewnątrz, ale nawet na to nam nie pozwolono.
Wróciliśmy więc do głównej drogi i autobusem pojechaliśmy do przystanku Erziping. Stamtąd już na piechotę ruszyliśmy na szlak trekingowy Erziping Trail do Doliny Erziping. Do przejścia mieliśmy około 2 km, ale szlak jest bardzo łatwy, więc idzie się bez problemów. Można iść czymś w rodzaju chodnika, lub biegnącą do niego równolegle parę metrów obok kamienistą ścieżką, na której jest mniej ludzi.
Szlakiem dochodzi się do doliny na dnie której znajdują się dwa niewielkie stawy, których brzegi w dużej części porasta gęsta roślinność. W okolicach stawów jest kilka wiat i jest to miejsce gdzie mieszkańcy Taipei przyjeżdżają na pikniki. Po obu stronach doliny wznoszą się niezbyt wysokie, ale malownicze góry.
Wracając szlakiem z doliny w pewnym momencie odbiliśmy w prawo w dół przez las w kierunku Datun Nature Park. To kolejne miejsce gdzie można przyjechać na piknik. Tu też jest niewielkie jeziorko, które można oglądać z drewnianych kładek biegnących wokół niego. Tu roślinność jest rzadsza niż na szlaku do Doliny Erziping, ale jest tu wiele więcej ptaków. Z Datun Nature Park wróciliśmy krótkim, ale momentami stromym szlakiem do przystanku autobusowego Erziping i pojechaliśmy do Xiaoyoukeng.
Tu krajobraz jest zupełnie inny. Około 100 metrów za parkingiem i przystankiem dochodzi się do zbocza, z którego w kilku miejscach wydobywają się gazy wulkaniczne. Gazy wyrzucane są pod sporym ciśnieniem, co generuje wyraźnie słyszalny świst. Dodatkową atrakcją jest zapach siarkowodoru. Widok jest nieco księżycowy.
Obok ścieżki do tego zbocza są jeszcze dwa miejsca wulkanicznej aktywności – fumarole. Z jednego z nich, z otworu w ziemi wydostają się gorące gazy. Specjalne tablice ostrzegają aby nie zbliżać się do niego, bo ziemia wokół jest bardzo gorąca. Zaraz obok jest kałuża bulgoczącej wody. To niewielkie gorące źródło z którego dna też wydobywają się gazy. Tu też tablice ostrzegają przez zbliżaniem się do tego miejsca.
Z parkingu można też wyruszyć krótkim bambusowym szlakiem wiodącym przez okoliczne wzgórza. Idzie się wąską ścieżką między 2-3 metrowymi bambusami. Bambusy rosną trak gęsto, że nawet jakby ktoś chciał zejść ze szlaku, to nie ma mowy aby się między nie wcisnąć. Tego dnia, którego my tam byliśmy wiał bardzo silny wiatr. Patrząc z daleka na wzgórza porośnięte tym bambusowym lasem traganym wiatrem miało się wrażenie, że wzgórza falują.
Po wizycie w Xiaoyoukeng pojechaliśmy do Qingtiangang. Wokół rozpościerają się tam zielone, trawiaste pola. Niemal jak w Irlandii. Tyle, że zamiast owiec na polach można było spotkać krowy. To ponoć jedno z najpopularniejszych miejsc w całym parku.
My ruszyliśmy stamtąd szlakiem w kierunku gorących źródeł Lengshuikeng. Szlak wiódł przez las. Po drodze przechodzi się przez Jingshan Bridge, wiszący most nad jednym z licznych tu strumieni.
W końcu dochodzi się do niewielkiego stawu. To Milk Pond. Co ciekawe woda w nim ma zupełnie biały kolor. Wygląda to jak jezioro mleka i stąd ta nazwa. Kolor ten jest wynikiem działania gazów wulkanicznych wydobywających się z dna stawu. Obecnie nie można zbliżać się do jego brzegu, a jedynie obserwować go z góry z platformy widokowej przy szlaku.
Po dotarciu na pobliski parking autobusem 108 wróciliśmy do Yangmingshan Terminus, a stamtąd kolejnym autobusem wróciliśmy do centrum Taipei.
Park Narodowy Yangmingshan oferuje jeszcze wiele innych szlaków i pewnie można by tam spędzić i kilka dni. My jednak chcąc zobaczyć także inne regiony Tajwanu, poprzestaliśmy na jednodniowym wypadzie do tego uroczego i jakże różnorodnego miejsca. Na pewno warto tu wpaść choćby na chwilę, co szczerze polecamy. My byliśmy tam w weekend i było dość tłoczno, dlatego też jeśli ktoś ma wybór, to lepiej wybrać się tam w dzień powszedni, kiedy ludzi na szlakach będzie zdecydowanie mniej.
Najczęściej komentowane