Do Hue z Hoi An dostaliśmy się autobusem do Da Nang i dalej pociągiem. Pociąg był opóźniony o 2 godziny, więc trochę się wyczekaliśmy na dworcu, tym bardziej, że dojazd autobusem z Hoi An na dworzec w Da Nang poszedł nam nadzwyczaj sprawnie i na dworcu byliśmy sporo przed planowanym czasem odjazdu. Podróż trwała około 3,5 godziny i po drodze mogliśmy podziwiać piękne widoki, gdyż linia kolejowa biegnie wzdłuż wybrzeża środkowego Wietnamu. Za oknem mieliśmy albo malownicze zatoczki, albo bujną roślinność porastającą zbocza gór. Czasami pociąg jechał tunelami.
W Hue do hotelu mieliśmy nieco ponad 2 km, więc ruszyliśmy z buta i po około 30 minutach byliśmy na miejscu. Po szybkim zainstalowaniu ruszyliśmy na pierwszy rekonesans. Chcieliśmy przede wszystkim dowiedzieć się jak najlepiej i najtaniej zwiedzić słynne tutejsze grobowce cesarskie, które leżą poza miastem, około 20 km od centrum. Hotel przedstawił nam swoją ofertę, ale chcieliśmy to skonfrontować z innymi ofertami z miasta i internetu. Po sprawdzeniu kilku ofert zdecydowaliśmy się w jednej z lokalnych agencji na wycieczkę dwoma moto-taksówkami i umówiliśmy się na następny dzień na 8-mą rano. Wynegocjowaliśmy cenę po 300.000 VND za osobę za odwiedzenie trzech najsłynniejszych grobowców i pagody Thien Mu. Po załatwieniu sprawy wycieczki poszliśmy szukać czegoś do zjedzenia. Przeszliśmy przez rejon restauracyjno-pubowy, ale finalnie zdecydowaliśmy się na street food na nocnym markecie pod mostem Truong Tien Bridge na rzecze Perfumowej, która przepływa przez miasto. Ten nocny market był relatywnie mały w porównaniu do tych co już widzieliśmy w Wietnamie, ale oczywiście coś pysznego dla siebie wynaleźliśmy. Po drodze do domu zatrzymaliśmy się jeszcze w backpackerskiej knajpce niedaleko naszego hotelu gdzie butelka piwa kosztowała w przeliczeniu około 1,24 PLN. Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji 🙂 .
Następnego dnia rano po śniadaniu zgodnie z umową pod hotelem pojawiło się dwóch motocyklistów i ruszyliśmy w drogę. Pierwszym punktem naszej wycieczki był grobowiec cesarza Khai Dinh w górach Chau Chu. Grobowiec ten to kompleks kilku budowli zbudowany w latach1920-1931, jako miejsce pochówku 12-tego cesarza z dynastii Nguyen. W środku głównego budynku znajduje się pięknie dekorowany grób cesarza. Ściany były ozdobione szklanymi i porcelanowymi dekoracjami, które zrobiły na nas wrażenie. Przed budynkiem po obu stronach stały kamienne figury słoni, koni i wojowników, trochę takie jak znane ze słynnej terakotowej armii.
Następnie ruszyliśmy w kierunku grobowca Minh Mang. Po drodze przejeżdżaliśmy wąskimi lokalnymi drogami przez wietnamskie wsie. To też było ciekawe doświadczenie.
Grobowiec Minh Mang leży na zachodnim brzegu rzeki Perfumowej. Cesarz Minh Mang był drugim władcą z dynastii Nguyen i rządził południowym i środkowym Wietnamem w latach 1820-1840. Kompleks liczy 40 budowli, w tym między innymi budynek na stroje cesarza, pawilony dla żałobników i oczywiście sam grobowiec. Wszystkie budowle są umieszczone wzdłuż osi przechodzącej przez park z małymi jeziorkami. Są one ładnie zdobione i generalnie jest tu bardzo przyjemnie. Śmialiśmy się, że to trochę taki warszawski park w Wilanowie.
Po wizycie w grobowcu Minh Mang znowu przez lokalne wioski dotarliśmy do trzeciego grobowca, tym razem cesarza Tu Duc. To także duży kompleks kilkunastu budowli położonych wokół sporego oczka wodnego. Cesarz Tu Duc panował w latach 1848-1883. Miał ponad sto żon i konkubin. Jak on to ogarniał 🙂 ? Budowę swojego grobowca planował już za życia i większą część kompleksu powstała w latach 1864-67. Budowa grobowca wymagała tak dużych nakładów pracy i pieniędzy z podatków, że w 1866 roku doprowadziła do próby przewrotu przeciw cesarzowi. Zdołał on jednak go stłumić i dalej kontynuował budowę i traktował to miejsce jako swoją rezydencję. Całość jest podzielona na dwie części: świątynną i tę z grobowcem.
Po zwiedzeniu tego grobowca moto-taksówkarze zawieźli nas do małego warsztatu gdzie wyrabia się kadzidełka. Mogliśmy tam zobaczyć jak są one ręcznie wyrabiane o różnych zapachach, między innymi cynamonowym, trawy cytrynowej i innych. Druga pani obok wyrabiała typowe stożkowe, azjatyckie kapelusze ze specjalnym wzorem widocznym pod światło, który powstawał dzięki włożeniu specjalnego szablonu pomiędzy dwie warstwy kapelusza.
Dalej nasza podróż zmierzała do pagody Thien Mu leżącej około 2 km na zachód od Hue tuż nad brzegiem rzeki Perfumowej. Można do niej dostać się z miasta kolorowymi, smoczymi łodziami. Została ona zbudowana w 1601 roku i nadal mieszkają w niej mnisi. Jest to buddyjska świątynia z ogrodem. Jest tam też siedmiopiętrowa wieża z 1864 roku. Ale szczerze mówiąc to całość nie zrobiła na nas większego wrażenia.
Na koniec nasi taksówkarze podwieźli nas pod cytadelę w Hue gdzie się z nimi pożegnaliśmy i dalej zwiedzaliśmy już na własną rękę. Cytadela w Hue to grube i wysokie na 6 metrów mury otaczające kompleks Zakazanego Miasta czyli rezydencji cesarza. Hue to dawna stolica Wietnamu w latach 1802-1945. Zakazane Miasto wzniósł na początku XIX wieku jako swoją prywatną rezydencję cesarz Gia Long, wzorując się Zakazanym Miastem w Pekinie. Zajmuje teren ponad 5 kilometrów kwadratowych i należało do najokazalszych dworów cesarskich Azji. Na jego teren wchodzi się przez dwupiętrowy pawilon spełniający rolę bramy południowej. Są tam w sumie cztery bramy. Na terenie Zakazanego Miasta był pałac Najwyższej Harmonii z salą tronową, gdzie przyjmowano oficjalnych gości. W mieście były także liczne świątynie i pałace. Całość, tak jak i reszta Hue, została mocno zniszczona podczas wojny wietnamskiej i obecnie nie wszystko jest jeszcze odbudowane. Można tam też zobaczyć galerię fotografii dokumentujących skalę zniszczeń wojennych. My spodziewaliśmy się po tym miejscu czegoś więcej, a sumie jest tu kilka budynków, pawilonów i trochę ruin, jednak historycznie to bardzo ciekawe miejsce. Od 1993 jest ono wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Do każdego z odwiedzonych przez nas grobowców jak i zakazanego miasta można kupić oddzielne bilety, które w sumie kosztowałyby 450.000 VND. Lepiej jednak kupić bilet łączony za 360.000 VND, który uprawnia do wejścia do tych czterech obiektów. Taki bilet można kupić przy wejściu do każdego z tych miejsc. Wejście do pagody Thien Mu jest bezpłatny.
Po zwiedzeniu zakazanego miasta poszliśmy jeszcze zobaczyć targ w Hue położony po tej samej stronie rzeki co cytadela przy moście Truong Tien, ale nie był on jakiś szczególny. Taki zwyczajny targ z warzywami, owocami i innymi artykułami spożywczymi. Kupiliśmy trochę owoców i wróciliśmy przez most do hotelu, bo w samym Hue praktycznie nie ma już nic innego ciekawego do zobaczenia. Jest tu jeszcze wprawdzie most japoński, który znajduje się na wschód od miasta, ale recepcjonistka z naszego hotelu powiedziała nam, że jak widzieliśmy już japoński most w Hoi An to nie mamy po co jechać do tego w Hue, bo wygląda tak samo.
Wieczorem znowu odwiedziliśmy nocny targ aby coś zjeść i to był praktycznie koniec naszego pobytu w Hue. Jest to miejsce gdzie warto spędzić jeden dzień aby zobaczyć te słynne grobowce. Tak naprawdę to jest ich tu w okolicy dużo więcej, więc jak ktoś ma czas to może i warto tu zostać i dłużej aby je wszystkie zobaczyć. Jeśli jednak ktoś planie zobaczyć tylko te trzy najsłynniejsze plus zakazane miasto to jeden dzień wystarczy w zupełności.
Witam
Właśnie tak bym chciała zorganizować zwiedzanie Hue i grobowców.
Baaaardzo fajna relacja 🙂
Mam pytanka, może dziwne ale…
Ja do Hue przyjeżdżam późno około 22 ej czy jest szansa na znalezienie takiego tripu jak wasz o tej porze na mieście? Czy to nie za późno? Bo mamy na Hue aż 1 dzień:)
Czy moto taxi narzucało szybkość zwiedzania, bo zapłaciliście za określony czas z nimi, ze tu jesteśmy 1g a tu tylko 15min
Jak to wyglądało ?
Jeżeli znajdziecie czas na odp to dziękuje 🙂
Witaj,
Przepraszamy, że tak późno odpowiadamy. Jeśli chodzi o znalezienie wycieczki po grobowcach wokół Hue to wydaje się że o tej porze jeszcze powinno się udać coś znaleźć, bo agencje są otwarte do późnego wieczoru. Jakby co, to zawsze można poprosić hotel o pomoc i powinni coś zorganizować (choć może być trochę drożej).
Jeśli chodzi o czas zwiedzania poszczególnych atrakcji to kierowcy nic nie narzucali i mogliśmy tam być ile chcieliśmy. Oczywiście trzeba tylko rozsądnie do tego podejść aby zmieścić całość wycieczki w jakimś określonym czasie. Ale w naszym przypadku nie było żadnego problemu. Zwiedzaliśmy w swoim tempie i bez problemu zdążyliśmy ze wszystkim.
Pozdrawiamy i życzymy udanej wyprawy.
Bachurze