Pobudka o 7:00. Za oknem piękny widok gór z porannymi mgłami.
Po francuskim śniadaniu – bagietka, masło, miód, marmolada i pasta z orzeszków ziemnych plus herbata, oczywiście miętowa – ruszamy na rekonesans.
Po drodze kupujemy bilety do Ouarzazate na piątek. Okazało się że jedyna opcja to znowu przez Inzegane i potem przesiadka do Ouarzazate. Na szczęście dogadaliśmy się że możemy wrócić do Inzegane inną linią – Jawhara – która okazała się tańsza (100 MAD za 2 osoby) i odjeżdża o 14:00 a nie o 8:00 jak C TM dzięki czemu w Inzegane będziemy czekać na przesiadkę 5 godzin a nie 10 godzin, bo autobus do Ouarzazate wyrusza dopiero o 23:59 (cóż za dokładność rozkładu, prawie jak w Szwajcarii 🙂 ). Czeka nas więc noc w podróży.
Tafraout to takie małe miasteczko wśród granitowych czerwonych skał. Położone około 1050 m n.p.m.. Po kupnie biletów szukamy informacji turystycznej co okazuje się nie takie łatwe bo tu wszystko jest słabo oznaczone i mieści się w takich małych dziuplach. Z pomocą tubylca udaje nam się znaleźć taką wypożyczalnię rowerów gdzie dowidzieliśmy się co warto tu zobaczyć w okolicy.
Postanowiliśmy, że dzisiaj ruszamy na trekking do Blue Rocks. Kupujemy jeszcze tylko taki miejscowy chlebek aby mieć coś na lunch i ruszamy. Idziemy jakieś 1,5 godziny najpierw drogą asfaltową, potem przez jakąś wioskę a potem już na przełaj przez półpustynię gdzie rosną tylko pojedyncze drzewa i krzaki. Widoki piękne, wokół góry przypominające różne postacie i kształty – np. baby, męskiej twarzy, żółwia itp. Po drodze spotykamy jakiś pasterzy z kozami i kilku tubylców.
Dochodzimy do pierwszych błękitnych skał. Jest to sztuczny wytwór pewnego belgijskiego artysty, który postanowił pomalować na niebiesko cześć skał. Potem inni poszli jego śladem i malowali kolejne skały. Dzisiaj farba już częściowo się zmyła (szczególnie na tej pierwszej, oryginalnej skale) ale jest to jedna z lokalnych atrakcji turystycznych. W międzyczasie robimy sobie przerwę pod arganowym drzewem i wcinamy chlebek.
Potem wracamy do naszego hotelu. W sumie od rana przeszliśmy około 16 km w pełnym słońcu i temperaturze dochodzącej do 37 stopni i troszkę jesteśmy zmęczeni. Najchętniej napilibyśmy się chłodnego piwka ale w tych okolicach szansa na to raczej znikoma, zostaje więc woda. Wieczorem idziemy zjeść coś miejscowego w jakiejś knajpce (oczywiście tajine).
A jutro ruszamy na rowery ale o tym w kolejnym odcinku….
Najczęściej komentowane