Maroko

No to w drogę. Ruszamy!

Nadeszła wiekopomna chwila i nastał ten dzień. Nasz sen był raczej krótki. Pobudka o 2:30. Dopakowanie plecaków a raczej wypakowywanie kilku rzeczy gdyż okazało się że ciężko nam dopiąć plecaki a jeszcze wczoraj wydawało się ze będzie ok. Decyzja na szybko z czego zrezygnować była ciężka. Wszystko wydaje się potrzebne. Łatwo powiedzieć, że pakując się na roczny wyjazd pakujemy się jak na 2 tygodnie. Szczerze, zdecydowanie więcej zabieramy na takie krótkie wyjazdy. No ale w plecak wchodzi znacznie mniej niż w torbę a do tego mamy do zapakowania śpiwory i karimaty. No ale kilak rzeczy musiało zostać. Wagowo zmieściliśmy się bez problemu – jeden plecak 17 kg, a drugi 19 kg plus małe plecaki podręczne. 4:30 opuszczamy nasz dom, taksówką na lotnisko gdzie było wyjątkowo pusto i już o 5-tej byliśmy odprawieni. Okazało się że tego samego dnia nasza koleżanka leci rano służbowo do Wilna i jeszcze udało nam się z nią na 5 minut spotkać na lotnisku.

Samolot do Agadiru wystartował o czasie (7:15) ale leciał dużo szybciej niż planowo i na miejscu byliśmy już o 10:45 zamiast o 11:40. Na lotnisku w Agadirze też wszystko poszło o dziwo sprawnie i koło 11:20 byliśmy już na zewnątrz klnąc na siebie jakie to wielkie plecaki zabraliśmy i jak będziemy z takimi plecakami tłuc się przez świat. Na parkingu oczywiście pojawili się pierwsi naganiacze zachęcający do skorzystania właśnie z ich taksówki. My jednak chcieliśmy dojechać do Inzegane, gdzie znajduje się dworzec autobusowy, autobusem miejskim (numer 37) więc musieliśmy przejść kilkaset metrów do głównej drogi. Jak dochodziliśmy do tej drogi to autobus właśnie odjechał. Chcieliśmy poczekać na następny ale pojawił się jakiś taksówkarz, który stwierdził że następny autobus będzie za 3 godziny. Nie wiedzieliśmy czy nas naciąga czy nie ale nie było tego jak sprawdzić, bo na przystanku nie było żadnego rozkładu a z drugiej strony nie chcieliśmy ryzykować że będziemy na dworcu za późno bo musieliśmy jeszcze kupić bilety. Zaczęliśmy więc negocjacje z taksówkarzem. Zaczęło się od 100 dirhamów (MAD) za dwie osoby, a stanęło na 80 za 4 osoby bo jeszcze pojawiła się para Polaków, którzy też chcieli dostać się do Inzegane.

Dworzec w Inzegane trudno nazwać dworcem bo to mała kanciapa gdzie siedzi pan i sprzedaje bilety oraz jest kilka krzeseł i toaleta (taka marokańska dziura w podłodze w stylu „na narciarza” 🙂 ).

Kupujemy bilety do Tafraout na 15-tą (cena dla dwóch osób plus bagaż 150 MAD) i jesteśmy szczęśliwi że się udało, bo jak chcieliśmy to zrobić w Polsce przez internet to nie było dostępnych biletów a to był jedyne możliwe połączenie w tym dniu z tym miastem. Zostawiamy nasze duże plecaki na dworcu i idziemy się przejść po Inzegane.

Punkt usług szewskich
Postój Taxi
Uliczna knajpka
Miejscowy transport
Pasaż handlowy
Postój Grand Taxi
Postój Grand Taxi

Kupujemy kartę z dostępem do internetu, w banku wymieniamy pieniądze a w supermarkecie kupujemy jakąś wodę i coś na ząb i wracamy na dworzec.

Autobus oczywiście się spóźnił jakieś 35 minut i okazało się że w autobusie jest może razem z nami 10 osób na ponad 40 miejsc. Nie rozumiemy więc dlaczego chcąc kupić bilety przez internet nie było wolnych miejsc. Autobus linii CTM jedzie do Tafraout trochę na okrągło przez Tiznit na przedmieściach którego jest krótki postój na toaletę czy kawę. Cała podróż autobusem (około 200 km) trwała dłużej niż lot z Warszawy do Agadiru. Na miejsce dotarliśmy o 19:55 czyli w miarę o czasie. Droga nawet nam jakoś zleciała. Do Tiznitu autobus jechał taką dwupasmówką ale potem droga zaczęła być coraz węższa i gorsza Na koniec miała szerokość autobusu więc jak coś jechało z przeciwka to każdy zjeżdżał na pobocze i jak trzeba było to się zatrzymywał. Ale za to widoki były ciekawe bo jechaliśmy przez góry.

Stargan uliczny gdzieś po drodze do Tafraout
Po drodze do Tafraout
Po drodze do Tafraout
Nasz kierowca robi zakupy do domu (oczywiście podczas kursu 🙂 )
Droga do Tafraout
Droga do Tafraout
Droga do Tafraout
Droga do Tafraout
Droga do Tafraout
Droga do Tafraout
Droga do Tafraout

Kierowca wysadził nas tuż przed hotelem, gdzie czekał właściciel który dał nam klucze, poczęstował herbatą i się zmył. Okazało się w całym hotelu jesteśmy tylko my. Jako że byliśmy dość zmęczeni to szybko się ogarnęliśmy i poszliśmy spać. Pierwszy dzień za nami!

2 komentarze

  1. Kochani podróżnicy wczoraj przypomniałam sobie (zbieg okoliczności?)o waszej podróży życia . Marysia mnie oświeciła,że zaczęło się. Póki co życzymy z Mają dróg szerszych niż wasz pierwszy autobus,podniebień dopieszczonych i widoków które będziemy z wami podziwiać. Trzymamy kciuki ?. Basia

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*