Wietnam

Hanoi skuterami stoi! :-)

Po dwóch dniach spędzonych na wyspie Cat Ba przyszedł czas na stołeczne Hanoi, do którego dotarliśmy autobusem Hoang Long z przesiadką na prom i ponownie autobus. Bilety kosztowały nas po 200.000 VND od osoby, ale w cenie był dojazd do starego miasta, a w rzeczywistości podwózka pod sam hotel. Można też wybrać tańszą opcję za 150.000 VND, ale wtedy dojedzie się tylko do dworca autobusowego, który ponoć jest kilkanaście kilometrów od centrum. Na Cat Bie jest też wiele innych firm oferujących transfer do Hanoi, ale wszystkie inne jaki sprawdziliśmy chciały za te trasę nie wiedzieć czemu po 300.000 VND, wybraliśmy więc tańszą opcję. Podróż odbyła się sprawnie i bez opóźnień. Byliśmy ostatnimi pasażerami, których autobus podwoził do hoteli, więc trochę zajęło nam kręcenie się po uliczkach starego miasta od hotelu do hotelu, ale nie narzekaliśmy, bo mieliśmy od razu małą wycieczkę.

Hanoi to stolica Wietnamu. Jest to drugie pod względem wielkości miasto tego kraju po Ho Chi Minh i mieszka tu ponad 7,7 mln ludzi. Jest ono jednak o wiele bardziej uporządkowane od Ho Chi Minh. Wprawdzie i tu królują motory i skutery, które jeżdżą i parkują wszędzie, ale ruch jest płynniejszy, kierowcy respektują czerwone światła i mimo, że wciąż pieszy nie ma tu żadnych praw i jest najniżej w hierarchii uczestników ruchu, to jakoś łatwiej się tu poruszać niż w Ho Chi Minh. No ale wciąż oczy trzeba mieć na około głowy i stosować zasadę ograniczonego, czy wręcz wyłączonego zaufania w stosunku do kierowców zarówno motorów, skuterów jak i samochodów. Skutery i motory oczywiście pełnią tu rolę nie tylko środka transportu dla ludzi, ale też dla wszelkiego rodzaju, czasem i wielkogabarytowego, towaru. Ulice Hanoi są gwarne. Pełno tu małych kafejek, restauracyjek i sklepików. Towar często sprzedaje się wprost z chodników, rowerów, czy koszy wiszących na długim drągu noszonym na ramieniu sprzedawcy czy sprzedawczyni, obowiązkowo ubranych w stożkowy kapelusz. Piesi chodzą głównie po ulicach, bo chodniki są zastawione motorami, kramami i małymi stolikami z krzesełkami należącymi do ulicznych restauracyjek. Często na danej ulicy królują sklepy jednej branży. Szliśmy na przykład ulicą gdzie były same domy pogrzebowe czy inną, gdzie były praktycznie tylko sklepy hydrauliczno-narzędziowe, czy z zabawkami, czy też z torbami i torebkami.

Uliczny sprzedawca owoców
Wózek odzieżowy
Rowerowa drogeria
Mobilny handel naramienny
Stoliki jednej z ulicznych restauracyjek
Banany smażone w cieście prosto z ulicy
Jedna z uliczek Hanoi
Ulica Hanoi
Sklep z narzędziami i jego śpiąca szefowa

Po zainstalowaniu w hotelu ruszyliśmy w miasto. Pierwotnie planowaliśmy małą przechadzkę ale wyszło z tego zwiedzanie pełną gębą. Pierwsze kroki skierowaliśmy na wąską uliczkę po której przejeżdżają pociągi do i z Sapy. Tak naprawdę to nie jest uliczka, a to kilkusetmetrowy odcinek pojedynczego toru kolejowego, który przechodzi pomiędzy domami stojącymi może metr od torów po obu stronach. Obecnie w większości domów wzdłuż tego toru mieszczą się małe kawiarenki i pełno tu turystów. Recepcjonista z naszego hotelu powiedział nam, że między 15-tą a 15-tą trzydzieści będzie tamtędy przejeżdżał pociąg i warto to zobaczyć dlatego ruszyliśmy właśnie tam bo dochodziła 15-ta. Czekaliśmy i czekaliśmy, a pociągu nie było. No ale już doświadczyliśmy punktualności wietnamskich kolei, więc czekaliśmy cierpliwie dalej. Nie tylko my, bo wokół było wielu turystów. Przed 16-tą ludzi zaczęło ubywać, a pociągu wciąż nie było. I dopiero parę minut po 16-tej jedna z przechodzących turystek powiedziała nam, że nie mamy co czekać bo w tygodniu pociąg jedzie tędy dopiero wieczorem po 19-tej i że ona też tak czekała dzień wcześniej, aż w końcu jej to ktoś powiedział. Trochę źli, że straciliśmy tyle czasu ruszyliśmy więc dalej.

„Kolejowa uliczka”
W oczekiwaniu na pociąg …
… wszyscy robią sobie tu zdjęcia
Czasem można uchwycić takie modelki

Dotarliśmy do muzeum Więzienia Hoa Lo. Zostało ono zbudowane pod koniec XIX wieku przez Francuzów, którzy więzili tu antykolonialnych rewolucjonistów. W czasach wojny wietnamskiej więziono tu zaś i torturowano amerykańskich jeńców wojennych, którzy to miejsce nazywali „Hanoi Hilton”. Można tu zobaczyć dawne cele czy elementy systemu kanalizacji, przez które czasami uciekali więźniowie. Jest tu dużo tablic, z których można dowiedzieć się naprawdę wiele o historii tego miejsca jak i ogólnie Wietnamu i wojen jakie toczyli jego mieszkańcy. To bardzo ciekawe miejsce. Bilety wstępu są po 30.000 VND.

Więzienie Hoa Lo
Jedna z sal dawnego więzienia
Element kanalizacji przez którą uciekali więźniowie

Z Więzienia Hoa Lo poszliśmy dalej w kierunku Muzeum Kobiet, ale niestety dotarliśmy tam właśnie wtedy kiedy je zamykano. Postanowiliśmy więc wrócić tam następnego dnia rano, a teraz ruszyć dalej w kierunku budynku opery, katedry, a następnie Jeziora Odzyskanego Miecza (Ho Hoan Kiem). Jest to niewielkie jezioro, a raczej staw leżący w środku miasta i uznawany za jego centrum. Wokół jeziorka ciągną się swego rodzaju planty z dużą ilością drzew, kwiatów, ławek i kawiarenek. Na środku jeziora są dwie wyspy. Na mniejszej w jego południowej części stoi Żółwia Wieża. Na tę wyspę nie ma bezpośredniego dostępu z lądu i tam się nie wchodzi.

Opera w Hanoi
Katedra w Hanoi …
… i jej wnętrze
Żółwia Wieża za dnia …
… i po zmroku

Natomiast na drugiej, większej wyspie w północnej części jeziora stoi ładna świątynia Ngoc Son. Wstęp tam kosztuje też 30.000 VND. Na wyspę wchodzi się przez Czerwony Most, który na właśnie taki kolor jest podświetlany po zmroku. Całość, świątynia jak i most są bardzo ładnie oświetlone wieczorem i mnóstwo ludzi robi tu sobie zdjęcia. Do świątyni można wchodzić tylko do godziny 18-tej, więc nie można być tam za późno.

Świątynia Ngoc Son widziana z brzegu jeziora
Czerwony Most
Wejście do świątyni Ngoc Son
Wnętrze świątyni Ngoc Son
Świątynia Ngoc Son
Świątynia Ngoc Son

Wokół tego jeziora tętni życie towarzyskie mieszkańców Hanoi. Spotykają się tu młodzi, zakochani, ale także starsi mieszkańcy. Rano łatwo tu spotkać starsze, ale nie tylko, panie ćwiczące Tai Chi. Wieczorami zaś często widzieliśmy grupki pań i czasem panów tańczących grupowe układy do muzyki z ustawionych obok głośników. Czasami do grup tanecznych dołączają się turyści, a raczej turystki próbujące swoich sił w tańcu.

Jedna z nadbrzeżnych kawiarni
Poranna partyjka badmintona nad jeziorem
Poranna gimnastyka
Układ taneczny i mistrzyni drugiego planu w tle 🙂

Nad brzegiem jeziora po drugiej stronie szerokiej ulicy biegnącej dookoła niego, stoi między innymi budynek poczty głównej, pomnik króla Ly Thai To czy słynny teatr kukiełek Thang Long Water Puppet Theater. Można tu zobaczyć unikalne przedstawienia teatru lalek na wodzie. Jest kilka spektakli dziennie (15:00, 16:10, 17:20, 18:30, 20:00), a bilety kosztują od 100.000 do 200.000 VND w zależności od miejsc.

Budynek poczty głównej
Pomnik króla Ly Thai To
Water Puppet Theatre

Na północ od jeziora dochodzi się do ulicy zwanej „Beer Street”. Jest tu mnóstwo pubów i restauracji serwujących różne piwa, przekąski i jedzenie niestety ceny są bardzo wysokie i nasz budżet nie pozwalał na takie szaleństwa. Na kolację więc wybraliśmy jedną z lokalnych ulicznych knajpek w spokojniejszej okolicy bliżej naszego hotelu.

„Beer Street”

Następnego dnia rano wróciliśmy do Muzeum Kobiet (wstęp po 30.000 VND). Tu na kilku piętrach można zobaczyć wiele fotografii i eksponatów oraz poczytać o zwyczajach, tradycjach jak i roli kobiet w historii Wietnamu. Całkiem ciekawe muzeum i można tu spędzić dużo czasu.

W Muzeum Kobiet
Jeden z eksponatów
Jest tu też dużo fotografii …
… ale i trochę komunistycznej propagandy

Następnie ruszyliśmy na północ i mijając po drodze jezioro doszliśmy do ulicy Ma May gdzie przy numerze 87 mieści się stary, zabytkowy dom (wejście kosztuje 10.000 VND). Można tu zobaczyć zabytkowe wnętrze i meble. Jest to drewniany dom handlowców z XIX wieku.

Wejście do starego domu …
… jego wnętrze …
… kuchnia

Dalej idąc na północ dotarliśmy do hali targowej Dong Xuan Market. Jest to wielki bazar tekstyliów i dodatków,, ale nie ma tu nic szczególnego, czy wartego uwagi no chyba, że ktoś chce robić tu zakupy.

Hala targowa Dong Xuan …
… i jej wnętrze

Następnie skierowaliśmy się na północny-zachód i dotarliśmy do szerokiej ulicy wzdłuż której rosły potężne drzewa. Pojawiły się znaki zakazu fotografowania i co kilkadziesiąt metrów policyjne budki. Od razu wiedzieliśmy, że trafiliśmy do jakiejś dzielnicy rządowej. Po obu stronach stały odnowione domy i wszystkie miały zamknięte praktycznie wszystkie okiennice. Wyglądało jakby tam nikogo nie było w środku. Tu w okolicy mieszczą się najważniejsze ministerstwa i siedziba Centralnego Komitetu Partii. Doszliśmy do świątyni Quan Thanh, a następnie skierowaliśmy się na południe w kierunku Mauzoleum Ho Chi Minh’a.

Świątynia Quan Thanh
Świątynia Quan Thanh

Po drodze po lewej stronie znów mijaliśmy budynki Komitetu Centralnego, a po prawej pałac prezydencki. O dziwo spytany po drodze policjant pozwolił nam zrobić tu kilka zdjęć. Doszliśmy do wielkiego i pustego placu Ba Dinh Square. Na środku stoi tu wysoki maszt z wietnamską flagą. Po wschodniej stronie jest budynek parlamentu, a po zachodniej Mauzoleum Ho Chi Minh’a. To typowo socjalistyczny gmach przy którym zawsze położone są kwiaty i stoją przy nim elegancko, na biało umundurowani żołnierze. Wejście jest bezpłatne, ale otwarte tylko w określone dni i godziny: wt-czw i sb-nd od 8:00 do 11::00 (ostatnie wejście o 10:30). W XI i XII mauzoleum jest zamknięte. My byliśmy niestety w czwartek po 11:00 i nie udało nam się wejść, a następnego dnia już wyjeżdżaliśmy z Hanoi, tak więc Ho Chi Minh’a nie widzieliśmy. W czasie kiedy wejście do mauzoleum jest zamknięte nie można podchodzić do niego bliżej niż na kilkanaście metrów, o czym informują gęsto ustawione znaki i linia wymalowana na placu.

Pałac Prezydencki
Budynki rządowo-partyjne
Wielki, pusty Plac Ba Dinh
Budynek parlamentu
Mauzoleum Ho Chi Minh’a

Z boku trochę za mauzoleum znajduje się Muzeum Ho Chi Minh’a. My tam nie wchodziliśmy, bo jakoś propaganda sukcesu nas nie interesuje.

Muzeum Ho Chi Minh’a

Natomiast tuż obok muzeum znajduje się bardzo ciekawa Pagoda Jednej Kolumny – Chua Mot Cot. Wybudowana w 1049 roku. Ponoć jej kształt wynika ze snu cesarza, w którym zobaczył on boginię siedzącą na kwiecie lotosu podającą mu dziecko. Gdy urodził mu się syn wybudował tę świątynię w podzięce. Teraz przychodzą tu bezdzietne pary pomodlić się o potomstwo.

Pagoda Jednej Kolumny
Pagoda Jednej Kolumny
Pagoda Jednej Kolumny

Następnie poszliśmy dalej na południe i dotarliśmy do Świątyni Literatury Quoc Tu Giam. To bardzo duży kompleks świątynny z wieloma budynkami, sadzawkami i ogrodem. Uznawana jest ona za najpiękniejszą świątynię w Hanoi. Jej historia sięga 1070 roku, a kilka lat później na jej terenie otwarto pierwszy uniwersytet w Wietnamie gdzie studiowano nauki Konfucjusza, któremu ta świątynia jest poświęcona.

Wejście do Świątyni Literatury
Jedno z drzew w ogrodzie
Budynki i sadzawka kompleksu świątynnego
Świątynia Literatury
Wnętrze świątyni
Wnętrze świątyni
Figura Konfucjusza

Ostatnim punktem naszego zwiedzania było Muzeum Historii Wietnamskiej Armii. Tuż przed muzeum, po drugiej stronie ulicy na sporym placu stoi pomnik Lenina. Samo muzeum ma część ekspozycji na zewnątrz gdzie można zobaczyć samoloty, czołgi, działa itp. oraz resztę wewnątrz budynku. My do środka nie wchodziliśmy, bo czytaliśmy, że nie jest to zbyt interesujące muzeum i do tego typowo w starym stylu nudnych gablot itp.

Lenin wiecznie żywy i zawsze taki sam
W okolicy pomnika Lenina panowie grają w karty
Muzeum Historii Wietnamskiej Armii
Muzeum Historii Wietnamskiej Armii
Muzeum Historii Wietnamskiej Armii
Muzeum Historii Wietnamskiej Armii

Obok muzeum stoi Flag Tower of Hanoi czyli ceglasta wieża, na której powiewa wielka wietnamska flaga. Ta flaga zawisła tam 10 X 1954 czyli w dniu wyzwolenia Hanoi z okupacji francuskiej i od tego czasu wisi tu nieprzerwanie.

Flag Tower of Hanoi

Ogólnie mówiąc Hanoi to na swój sposób ładne i interesujące miasto. Na pewno warto tu spędzić 2-3 dni i oprócz zobaczenia typowych atrakcji turystycznych po prostu powłóczyć się po ciasnych uliczkach starego miasta, uważając oczywiście na wszędobylskie skutery, usiąść w jeden z kawiarni na „egg coffee” czyli kawę z koglem-moglem i poobserwować w spokoju tutejsze życie.

Kawa po wietnamsku (ta wyżej) i z koglem-moglem czyli „egg coffee” (ta na pierwszym planie)
Spacerując po Hanoi udało nam się trafić też na trening kogutów
Wiele jest tu typowo socjalistycznych pomników i nie wiemy dlaczego często jeden z żołnierzy ma taką dużą „wtyczkę” 🙂

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*