W drodze z wyspy Ko Chang do Bangkoku postanowiliśmy zatrzymać się na dwie noce w mieście Chanthaburi. Z wyspy dostaliśmy się tam przez Trat, gdzie przesiedliśmy się z taksówki z przystani promowej do busa. Busy z Tratu do Chanthaburi odjeżdżają z dworca autobusowego co pół godziny i kosztują 70 THB od osoby. Podróż minęła nam spokojnie i bez przygód.
Chanthaburi to średniej wielkości miasto leżące we wschodniej Tajlandii nad rzeką Chanthaburi. Mieszka tu około 30 tysięcy mieszkańców. Miasto to słynie z klejnotów. Jest tu wiele sklepów i zakładów jubilerskich gdzie można kupić różnego rodzaju kamienie szlachetne i półszlachetne. A to dlatego, że w pobliskich górach odkryto kiedyś złoża szafirów i rubinów. Obecnie te złoża są już prawie wyczerpane, mimo to sława Chanthaburi jako miasta kamieni szlachetnych wciąż pozostała. W miejscowych zakładach jubilerskich wciąż poleruje się i szlifuje te drogie kamienie, a następnie produkuje z nich biżuterię. Można tu kupić kamienie szlachetne w ilościach i cenach hurtowych, a większość z nich jest potem eksportowana.
Nas jednak do Chanthaburi nie przyciągnęły klejnoty, a samo miasto. Jest to jedno z niewielu wciąż autentycznych tajskich miast nieskażonych jeszcze masową turystyką, dlatego warto tu zajrzeć. Faktycznie turystów tu niewielu, a szkoda, bo miasto jest ciekawe. Jego stara część zwana Waterfront znajduje się nad rzeką. Można tu zobaczyć stare drewniane domy stojące tuż nad wodą, a czasami nawet na palach.
W dawnych czasach zamieszkiwali tu Chińczycy, Wietnamczycy i Francuzi. Do dzisiaj można tu spotkać mieszankę architektury postkolonialnej i azjatyckiej. Na wschodnim brzegu rzeki stoi katolicka Katedra Niepokalanego Poczęcia NMP (The Cathedral of the Immaculate Conception) zbudowana w 1909 roku. Jest to największy kościół katolicki w Tajlandii. Można do niej wejść w godzinach 8:00-12:00 – 13:00-15:00, o ile nie ma w tym czasie mszy czy innych ceremonii religijnych.
W okolicach katedry można też pospacerować wąskimi uliczkami wśród zieleni. Ta część miasta jest cicha i spokojna. Jest tu też jedna uliczka Wall Street Art, wzdłuż której ciągnie się kolory mural. Warto to zobaczyć.
Wzdłuż zachodniego brzegu rzeki od pieszego mostu naprzeciwko katedry w kierunku północnym przez Waterfront biegnie uliczka pełna małych sklepików, restauracji i kawiarni.
W mieście jest też kilka ładnych świątyń buddyjskich. My odwiedziliśmy parę z nich. Najciekawsze to Wat Suan Mamuang otoczona ładnym ogrodem oraz Chantaburi City Pillar Shrine.
Obok tej drugiej stoi też Somdej Phrachao Taksin Maharat Shrine. To świątynia poświęcona jednemu z dawnych króli Tajlandii. Okazało się, że akurat w dniu w którym tam byliśmy, przypadała rocznica urodzin tego króla. Z tej okazji było tu coś w rodzaju festynu, na którym rozdawano za darmo jedzenie, owoce i lody. Nam też udało się załapać na darmowy poczęstunek: kokosowy ryż w różnych kolorach, pyszne lody i owoce na wynos. Wśród osób organizujących ten festyn budziliśmy całkiem duże zainteresowanie. Wszyscy nas pytali skąd jesteśmy i częstowali czymś do jedzenia.
Następnie udaliśmy się w stronę rzeki. W okolicach mostu drogowego znajdują się jeszcze trzy świątynie. Na zachodnim brzegu Wat Klang i Wat Bod Muang z Lak Meuang czyli filarem miasta ozdobionym złotem listkowym, a na wschodnim Wat Chanthanaram.
Na zachód od starej części miasta wieczorami ulice zapełniają się straganami ze street foodem, owocami i innymi smakołykami. Przychodzi tu mnóstwo ludzi na kolację przy małych stolikach rozstawianych na chodnikach. My też tu się wieczorami stołowaliśmy. Byliśmy jednymi z niewielu nietutejszych. Nawet część menu było tylko w tajskim języku. Na szczęście znalazła się jedna Tajka, która pomogła nam się dogadać z kelnerką. To tylko potwierdza, że Chanthaburi to nie jest typowe miasto pełne turystów.
W mieście jest też duży Park Króla Taksina (King Taksin The Great Park). Na wyspie otoczonej jeziorkiem stoi oczywiście pomnik króla Taksina. W parku jest dużo ptaków i biegają wiewiórki.
Jeśli ktoś chce zobaczyć kawałek jeszcze autentycznej Tajlandii to Chanthaburi będzie strzałem w dziesiątkę. Szczerze polecamy to miasto na jeden-dwa dni, aby uciec od tłumu turystów.
W okolicy, w odległości 20-30 km od miasta są też dwa parki narodowe z wodospadami Namtok Phlio National Park w Wodospadem Phlio oraz Khao Khitchakut National Park z Wodospadem Khao Bunjob. Ale jako, że obecnie jest pora sucha i jest duże ryzyko, że te wodospady nie są tak atrakcyjne z małą ilością wody to zdecydowaliśmy, że nie będziemy tam jechać, ale o innej porze roku ponoć warto je zobaczyć.
Najczęściej komentowane