Maroko

Casablanca – Miasto Wielkiego Meczetu

Do Casablanki z Rabatu dotarliśmy pociągiem. Nie było to najmilsze doświadczenie. Dworzec w Rabacie był w trakcie przebudowy. Cały czas coś wiercili lub stukali. Na peronie mnóstwo ludzi. Mieliśmy pociąg o 12:15 ale o 12:30 przyjechał dopiero ten co miał być o 11:15. Na wyświetlaczach co chwila zmieniali informacje, jaki pociąg i dokąd ma wjechać na peron, także w końcu trudno było się zorientować czy ten który właśnie wjeżdża to jedzie tam gdzie my chcemy. Dowiedzieliśmy się, że mając bilet na konkretną godzinę możemy i tak jechać dowolnym pociągiem więc, jako że ten wcześniejszy był tak mocno spóźniony to postanowiliśmy nie czekać na nasz tylko zabrać się tym niby wcześniejszym. W pociągu tłum, wolnych miejsc w przedziałach nie było. Staliśmy z plecakami w przejściu. Normalnie jak w PKP za starych dobrych czasów 🙂 . Korytarzem co chwila ktoś się przeciskał, bo musiał naocznie sprawdzić, że w żadnym z przedziałów nie ma wolnych miejsc. Tak jakby ludzie stali na korytarzu dla przyjemności, a nie dlatego, że nie mają gdzie usiąść. Nagle pojawił się gość z wózkiem z cateringiem. To już było apogeum. Gość chciał abyśmy opuścili korytarz i zabrali nasze pleckami. Problem w tym, że gdzie niby mielibyśmy się podziać. Finalnie jeden plecak panie z najbliższego przedziału, które okazały się bardzo pomocne, wrzuciły do siebie na stolik, mimo że praktycznie dwie z nich miały nos w plecaku, a gość od cateringu wrzucił drugi na swój wózek. My jakoś wepchnęliśmy się do przedziału i gość przejechał. Jeden plecak został na stoliku, a drugi wrócił do przejścia. Potem na jednej ze stacji kilka osób z „naszego” przedziału wysiadło więc w końcu mogliśmy usiąść. Dworzec w Casablance też jest w remoncie. Więc aby przejść z peronu do hali dworca musieliśmy iść na sam koniec peronu i przejść przez tory, a następnie wrócić drugim peronem do hali. Z dworca do hotelu poszliśmy na piechotę, bo mieliśmy tylko około kilometra. No ale pierwszy raz śpimy w „normalnym” hotelu. Generalnie trudno tu znaleźć nocleg w sensownej jak dla nisko budżetowych podróżników cenie i w końcu zdecydowaliśmy się na sieciówkę Premiere Classe, w dodatku w promocji 🙂 . Hotel jest całkiem nowy i warunki są naprawdę ok. W hotelu zrobiliśmy małe pranie, a pod wieczór poszliśmy na małą przechadzkę po okolicy, zrobiliśmy jakieś zakupy i coś zjedliśmy.

Casablanca to największe miasto Maroka i centrum kulturalne, finansowe i przemysłowe. To też największy port w tym kraju, a my z naszego pokoju mamy widok właśnie na port. Można powiedzieć że Casablanca to typowe duże miasto nie różniące się od podobnych w Europie. Jedyne co odbiega to poziom czystości. Jest tu raczej brudno. Widać też czasami ciekawe kontrasty, na przykład można spotkać wóz konny, a na ulicy obok najnowszego SUVa Masserati.

Rano po śniadaniu, które zjedliśmy w jednej z okolicznych knajpek udaliśmy się tramwajem na Place des Nations Unies . Mieliśmy trochę trudności z zakupem biletów, bo żaden automat nie wiedząc czemu nie chciał przyjąć płatności kartą i w końcu musieliśmy zapłacić gotówką. Dobrze że udało nam się uzbierać kwotę 16 MAD monetami, bo banknotów automaty też nie przyjmowały. Place des Nations Unies to nic szczególnego.

Meczet przy Place des Nations Unies

Ale tuż obok zaczyna się miejscowa medina, przez którą musieliśmy przejść aby dotrzeć do jedynej tak naprawdę atrakcji turystycznej tego miasta czyli Meczetu Hassana II. Medina Casablanki niczym nie różni się od medin w innych miastach. Małe, ciasne, brudne uliczki i jeden wielki bazar.

Mur okalający medinę
Uliczny sprzedawca owoców
Na ulicy można kupić nawet lodówkę
Uliczka mediny
Uliczka mediny
Miejscowa garkuchnia szykuje posiłki
Placyk w medinie

Po jakiś 30-tu minutach docieramy do meczetu. Prawdę mówiąc to po tym jak o nim czytaliśmy to spodziewaliśmy się czegoś większego. W końcu to trzeci największy meczet na świecie po tych w Mekce i Medinie. Ale i tak jest dość imponujący. Zwiedza się go z przewodnikiem i oczywiście na bosaka. Jest to jeden z niewielu meczetów udostępnionych dla niemuzułmanów. Meczet ma 20 tys metrów kwadratowych powierzchni. 200 metrów długości i 100 metrów szerokości. Wysokość to 65 metrów, a minaret ma 210 metrów. Na szczycie minaretu jest laser, który po zmroku świeci w kierunku Mekki.

Meczet Hassana II
Meczet Hassana II
Meczet Hassana II
Meczet Hassana II
Meczet Hassana II
Meczet Hassana II

W środku może się modlić naraz 25 tys. ludzi a wokół niego dodatkowe 80 tys. czyli razem 125 tys. wiernych i ponoć tyle się tu gromadzi w okresie Ramadanu. Meczet jest zbudowany na oceanie, na sztucznie usypanym półwyspie. Ponoć w Koranie jest powiedziane, że tron boga jest na wodzie i stąd taki wybór miejsca. Zbudowano go w latach 1986-1993. Meczet ma też rozsuwany dach aby wierni zgodnie z nauką Koranu mogli podziwiać ocean i niebo. Wnętrze jest imponujące i bogato zdobione. Sufit wykonany jest częściowo z drzewa cedrowego, misternie rzeźbionego. Ściany oraz lśniące posadzki są z marmuru.

Wnętrze Meczetu Hassana II
Wnętrze Meczetu Hassana II
Antresola dla kobiet
Wnętrze Meczetu Hassana II
Wnętrze Meczetu Hassana II
Wnętrze Meczetu Hassana II
Wnętrze Meczetu Hassana II – mihrab
Wnętrze Meczetu Hassana II
Wnętrze Meczetu Hassana II
Wnętrze Meczetu Hassana II – drzwi i okna na ocean
Wnętrze Meczetu Hassana II
Krzesło dla Imama
Rozsuwany sufit
Wnętrze Meczetu Hassana II – sufit

Po środku jest wydzielony pas, odgrodzony barierkami. Jest on przeznaczony dla króla, który do meczetu wchodzi zawsze główną bramą od strony oceanu. Po obu stronach znajdują się antresole gdzie mogą modlić się kobiety, a mężczyźni modlą się na dole. Oprócz samego meczetu zwiedza się też miejsce gdzie wierni myją się przed modlitwą, Oczywiście mężczyźni osobno i kobiety osobno. Tylko w części dla mężczyzn jest 300 kranów używanych do ablucji na co dzień i 41 małych oraz 3 duże fontanny używane tylko podczas Ramadanu.

Pas wydzielony dla króla
Brama główna od strony oceanu
Miejsce do ablucji
Krany używane na co dzień
Jedna z 41 małych fontann
Jedna z 3 dużych fontann

W kompleksie oprócz samego meczetu jest też szkoła koraniczna oraz małe muzeum dokumentujące różne techniki zdobnicze stosowane w Maroku do dekoracji budowli i ich wnętrz.

Dekoracje w muzeum
Dekoracje w muzeum

Po wizycie w meczecie poszliśmy na pobliską nadmorską promenadę, która jest wprawdzie jeszcze w budowie ale przez dziury w płocie można się na nią dostać i pospacerować podziwiając Meczet Hassana II od strony oceanu. Tam trochę odpoczęliśmy przyglądając się miejscowym wędkarzom i ich sposobom na dużą rybę.

Meczet Hassana II widziany od strony oceanu

Potem przez medinę wróciliśmy do centrum i poszliśmy jeszcze na Plac Muhammada V gdzie przygrywała jakaś orkiestra. Ten plac jest dużo ciekawszy niż ten poprzedni. Jest na nim trochę zieleni i dość duża fontanna, a budynki okalające są dużo ładniejsze. Sam plac wygląda na to, że cieszy się popularnością wśród miejscowych, którzy tłumnie spędzali tam swój wolny czas. W okolicy znajduje się deptak wyłączony z ruchu kołowego, wzdłuż którego jest dużo sklepów i knajpek. Okoliczne budynki to typowa architektura kolonialna.

Plac Muhammada V
Plac Muhammada V
Kolonialna architektura Casablanki
Kolonialna architektura Casablanki
Kolonialna architektura Casablanki

Wracając do hotelu zahaczyliśmy jeszcze o miejscowy targ. Jak zawsze w takich miejscach naszą największą ciekawość wzbudziła część gdzie sprzedaje się świeże ryby i owoce morza. Wybór był tam przedni, a całość dodatkowo uzupełniały fotografie dawnej Casablanki wiszące na ścianach.

Miejscowy targ – sekcja mięsna
Miejscowy targ – sekcja rybna
Miejscowy targ – sekcja rybna i fotografie dawnej Casablanki na ścianach
Miejscowy targ – sekcja rybna

Jeśli ktoś myśli, że w Casablance można znaleźć miejsca związane ze słynnym filmem to może się rozczarować. Ani jedna scena tego filmu nie była tu kręcona, a ponoć pierwowzór słynnej kawiarni, którą na potrzeby filmu zbudowano w Hollywood, znajduje się jakieś 500 kilometrów od Casablanki.

Casablanca to nasz ostatni przystanek w Maroku. Mimo, że spędziliśmy tu trzy tygodnie to i tak nie udało nam się zobaczyć wszystkiego co interesujące. Ten kraj ma naprawdę dużo do zaoferowania turystom i możemy go śmiało polecić. Jak ktoś chce zasmakować trochę egzotyki ale nie może lub nie chce zapuszczać się gdzieś zbyt daleko, to Maroko jest idealnym miejscem na taką podróż. Jest to bezpieczny kraj, położony relatywnie niedaleko od Polski gdzie ludzie są z natury mili i pomocni. Oczywiście w dużych miastach jak to zawsze można trafić na naciągaczy czy nie do końca uczciwych ludzi, ale nie jest ich tu więcej niż gdzie indziej. Ceny nie są za wysokie, a atrakcji co niemiara. Kuchnia marokańska też jest warta bliższego posmakowania. Tak więc śmiało kupujcie bilety (jest dużo połączeń tanimi liniami) i przyjeżdżajcie. Dla nas była to już druga wizyta w tym kraju, ale mamy nadzieję, że nie ostatnia. Oczywiście ktoś może zapytać dlaczego podczas tej podróży nie odwiedziliśmy takich miejsc jak Marrakesz, Essaouira czy Tarudant, które też na pewno powinny się znaleźć na trasie każdego podróżnika, ale to tylko dlatego, że właśnie te miejsca odwiedziliśmy podczas naszej pierwszej wizyty w tym kraju. Może kiedyś w przyszłości dorzucimy na naszym blogu parę informacji o tych miejscach. Jeśli ktoś ma dodatkowe pytania lub szuka informacji praktycznych o Maroku to prosimy o kontakt przez formularz kontaktowy lub przez komentarze. W miarę możliwości i posiadanej wiedzy postaramy się na nie odpowiedzieć. Na razie szykujemy się do jutrzejszego lotu do Dakaru. Przed nami nowy rozdział naszej podróży – Senegal, kraj całkowicie dla nas nowy, w którym nigdy nie byliśmy. Już nie możemy się doczekać. A więc do usłyszenia w kolejnym odcinku już z Senegalu.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*