Korea Południowa to następny kraj na naszej trasie, a zawitaliśmy tam pod koniec sierpnia. Tak naprawdę to wyjeżdżając z Polski w ogóle nie zakładaliśmy wizyty w Korei Południowej, no ale widać los tak chciał i tu trafiliśmy. Po prostu szukając opcji wydostania się z Tajwanu, lot do Seulu był jednym z najtańszych 🙂 .
Korea Południowa postrzegana jest głównie jako jeden z azjatyckich tygrysów i tak też jawiła się w naszych głowach. Spodziewaliśmy się, że Seul będący stolicą tego kraju to będzie wielkie, zatłoczone miasto pełne szklanych wieżowców. W rzeczywistości jest to oczywiście duże miasto, gdzie mieszka ponad 10 mln ludzi, a wraz z okolicznymi miastami satelickimi tworzy jedną z największych metropolii świata, z populacją około 25 mln, ale nie sprawia ono wrażenia aż takiego wielkiego, wiecznie pędzącego molocha. Wbrew pozorom jest tu dużo historycznych budowli – głównie pałaców i spokojnych zaułków czy małych uliczek. Można powiedzieć, że jest to udana mieszanka historii z nowoczesnością. My w Seulu spędziliśmy kilka dni, z czego dwa przeznaczyliśmy na zwiedzanie jego okolic, ale o tym będzie w następnym odcinku. Teraz skoncentrujemy się na samym Seulu.
Z Taipei przylecieliśmy na lotnisko Gimpo. To jedno z dwóch lotnisk obsługujących to miasto. Jest ono mniejsze, ale za to położone znacznie bliżej centrum niż nowsze i większe lotnisko Incheon. Z lotniska Gimpo do centrum miasta można się dostać metrem. Zaraz po wyjściu z terminala lotniska, idąc przez podziemia prowadzące na stację metra, w sklepie sieci „7 eleven” kupiliśmy karty Tmoney. Taka karta kosztuje 2.500 KRW (czyli jakieś 8,20 PLN). Zaraz obok sklepu w jednym z automatów, które są dostępne na wszystkich stacjach, doładowaliśmy sobie te karty tak, aby móc nimi płacić za przejazdy metrem, autobusami, lokalnymi pociągami, czy nawet w niektórych sklepach. Co ważne ta karta obowiązuje w całej Korei Południowej, więc naprawdę warto się w nią zaopatrzyć, bo niezwykle ułatwia przemieszczanie się po tym kraju. Opłata za kartę nie jest zwracana przy jej oddaniu, ale jeśli na koniec pobytu na karcie mamy dalej zgromadzone jakieś środki, to można je odzyskać w specjalnych automatach do zwracania takich kart. Przy zwrocie środków potrącana jest z nich opłata 500 KRW. Przejazd metrem z lotniska Gimpo w okolice dworca kolejowego Seul w samym centrum kosztował nas 1450 KRW i jest to najlepsza forma transportu. Jest też oczywiście opcja autobusu, który jest może tańszy, ale z powodów korków podróż trwa znacznie dłużej. No jest jeszcze pociąg AREX łączący lotnisko Incheon z centrum Seulu, który po drodze zatrzymuje się między innymi też na lotnisku Gimpo, ale ta opcja jest droższa niż zwykle metro. Jeśli zaś chodzi o metro to obok lotniska Gimpo są stacje dwóch linii nr 5 i 9. Do centrum najlepiej dostać się linią nr 9 i my właśnie nią jechaliśmy. Tu uwaga, wprawdzie my tego wcześniej nie wiedzieliśmy i udało nam się zupełnym fartem, ale na linii nr 9 kursują dwa typy pociągów. Pierwszy to pociągi ekspresowe, które zatrzymują się tylko na niektórych, większych stacjach. Dzięki temu jedzie się do centrum o wiele szybciej. Drugi typ to zwykłe pociągi metra zatrzymujące się na każdej stacji, a tych po drodze do centrum jest chyba ponad 20, co znacznie wydłuża podróż. Jak trafić do pociągu ekspresowego , ano trzeba się rozejrzeć na stacji i kierować za czerwonymi znakami informacyjnymi, kierującymi do tego typu pociągów. W razie zagubienia miejscowi są bardzo pomocni i nawet jak nie znają angielskiego, to chętnie pomogą i jakoś na migi wskażą w którym kierunku się udać i gdzie wysiąść. Z reguły na stacji gdzie zatrzymują się pociągi ekspresowe z jednej strony peronu odjeżdżają właśnie one, a z drugiej te normalne. Co ważne koszt przejazdu jest taki sam w przypadku obu typów.
Jeśli chodzi o internet to ten okazał się bardzo drogi. Chcąc kupić pakiet na dwa tygodnie jakie planowaliśmy zostać w Korei musielibyśmy zapłacić ponad 80 PLN. Ponieważ czytaliśmy wcześniej, że w Korei Płd dobrej jakości internet jest ogólnie i szeroko dostępny poprzez bezpłatne wi-fi, to zdecydowaliśmy się, że wyjątkowo nie kupimy w tym kraju lokalnej karty SIM. W rzeczywistości z tym szerokim i łatwym dostępne do wi-fi w miejscach publicznych nie było tak kolorowo. Nawet jak był zasięg, to był słaby i internet był bardzo wolny. Więc nasze doświadczenia w tej kwestii nie są zbyt pozytywne. No ale jakoś udało się na przeżyć posiłkując się głównie hotelowymi wi-fi.
Zatytułowaliśmy ten odcinek „Seul – miasto pałaców”, bo faktycznie w tym mieście jest ich kilka. Zazwyczaj to duże kompleksy kilku budowli. Są one ładne, tyle że wszystkie bardzo podobne jeśli chodzi o architekturę, kolorystykę itd. i na koniec dnia śmialiśmy się, że już nam laikom się wszystkie pomieszały w głowach, bo ciężko o jakieś charakterystyczne elementy, które by je rozróżniały. Udając się do pierwszego z pałaców na naszej liście po drodze odwiedziliśmy Templestay Information Center czyli centrum informacyjne dotyczące pobytów medytacyjnych w buddyjskich klasztorach rozsianych po całej Korei Płd. Myśleliśmy nawet żeby jedną noc spędzić w jednym z takich klasztorów, ale finalnie nie udało nam się tego zgrać z naszym grafikiem. Wszelkich informacji na ten temat można też zasięgnąć na stronie https://eng.templestay.com/index2.asp? . Na przeciwko centrum stoi jedna z ważniejszych buddyjskich świątyń w Seulu – Jogyesa Temple. Oczywiście skorzystaliśmy z okazji i ją odwiedziliśmy. To główny klasztor koreańskiej, medytacyjnej szkoły buddyjskiej Son. Jak zawsze w przypadku buddyjskich świątyń jest to kompleks kilku budowli. Przed świątynią rosły w donicach kwiaty lotosu. To też jedno z miejsc gdzie można skorzystać z pobytów medytacyjnych.
Pierwszym odwiedzonym przez nas pałacem był Gyeongbokgung Palace. Już zmierzając w stronę pałacu napotykaliśmy po drodze pary, cale rodzimy czy grupy Koreańczyków, ale czasem też turystów, przebranych w tradycyjne, koreańskie stroje czyli Hanbok. Jest ich wiele różnych rodzajów noszonych w zależności od typu uroczystości. Tak więc są stroje ślubne, urodzinowe, na pierwsze urodziny dziecka itp.. Takie stroje można sobie wypożyczyć w okolicy pałacu i stąd ci „przebierańcy” na ulicach oraz na terenie pałacu, którzy wypożyczają te stroje aby zrobić sobie pamiątkowe fotografie.
Sam Pałac Gyeongbokgung to bardzo duży kompleks w sumie to chyba kilkudziesięciu mniejszych i większych budowli i dziedzińców. Kiedyś, w czasach jego największej świetności było tych budowli 330. To chyba największy z seulskich pałaców. Zbudowany w 1395 roku. Nazywany jest też pałacem północnym. Był on głównym pałacem królewskim do 1592 roku, kiedy został spalony podczas najazdu wojsk japońskich. Podczas naszej wizyty w pałacu udało nam się też zobaczyć coś w rodzaju paradnej zmiany warty przy jego głównej bramie.
Kolejny pałac to Changdeokgung Palace. Leży on nieco na wschód od pałacu Gyeongbokgung. Po drodze przechodzi się przez Bukchon Hanok Viillage czyli dawną koreańską wioskę. Jest tu wiele małych uliczek. Rejon ten został zachowany jak świadectwo ponad 600 lat rozwoju miasta. Na obrzeżach Bukchon Hanok Viillage minęliśmy po drodze polską ambasadę w Seulu.
Changdeokgung Palace to położona w ładnym parku rezydencja władców Korei z dynastii Joseon, którą rządziła krajem przed ponad pięć wieków w latach 1392-1897. Zbudowaną ją w 1405 roku, a po zniszczeniach spowodowanych japońską inwazją odbudowano w 1610. Japończycy ponownie częściowo zniszczyli pałac w latach okupacji 1910-1945.
Tuż obok, także w parku położony jest kolejny pałac Changgyeonggung. Można do niego przejść bezpośrednio z terenu parku okalającego pałac Changdeokgung. Ten pałac powstał w XV wieku i także został mocno zniszczony w XVI wieku podczas inwazji Japończyków. Tak jak poprzednie pałace tak i ten, składa się z wielu różnych budowli i dziedzińców.
Generalnie w przypadku tych trzech pałaców, ale też i kolejnych, to nam się udało, bo z okazji dnia niepodległości, który wprawdzie przypadał parę dni wcześniej, wejścia do tych wszystkich miejsc były tego dnia darmowe, a normalnie trzeba by do każdego z nich kupować bilety za 3-5 tys KRW. Po wizycie w trzecim pałacu, ruszyliśmy nieco na południe do świątyni Jongmyo Shrine. To także kompleks kilku budowli położonych w ładnym parku. Ta świątynia to najstarsze istniejące sanktuarium konfucjańskie. Zbudowano ją w XIV wieku. Ona również ucierpiała podczas najazdu Japończyków i została potem odbudowana. Służyła jak szkoła dla władców Korei. Od 1995 roku jest wpisana na listę UNESCO.
Z okolic świątyni już metrem podjechaliśmy bliżej centrum i dalej na piechotę udaliśmy się do czwartego pałacu – Gyeonghuigung Palace. To chyba najmniejszy z odwiedzonych przez nas w Seulu pałaców. Wybudowany także za czasów dynastii Joseon w XVII w. Został on mocno zniszczony podczas dwóch pożarów, które strawiły go w XIX w.. Dzieła zniszczenia dokończyli Japończycy podczas okupacji, którzy na jego miejscu wybudowali szkołę. Jego rekonstrukcję rozpoczęto w latach 90-tych XX w. jako część większego projektu rządowego mającego na celu odbudowę „5 Wielkich Pałaców Królewskich”.
Potem spacerem przeszliśmy do położonego niezbyt daleko ostatniego z tych 5 pałaców – Pałacu Deoksugung. Mieszkali w nim członkowie królewskiej rodziny z dynastii Joseon, aż do 1910 roku, kiedy to Japonia anektowała Koreę. Jedną z budowli kompleksu pałacowego jest piękny drewniany, bogato zdobiony budynek z drzewa cyprysowego. Na terenie parku otaczającego pałac jest ładna fontanna. Stoi tu też budynek mieszczący Narodowe Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Jest to murowany gmach w stylu europejskim czym kontrastuje od pozostałych budowli kompleksu pałacowego.
Tak więc pierwszy dzień poznawania miasta upłynął nam głównie na zwiedzaniu pałaców i świątyń. Pod koniec dnia wracając w kierunku hotelu zahaczyliśmy jeszcze o targ Namdaemun Market. To największy tradycyjny targ Seulu. Można tu kupić zarówno tekstylia, dodatki, zabawki jak i owoce, warzywa, ryby, czy gotowe jedzenia. My przychodziliśmy tu prawie codziennie aby kupić sobie coś na kolację. Najbardziej smakowały nam różnego rodzaju pierożki oraz takie ryżowe kluski, trochę jak kopytka w pikantnym sosie. Nazywa się to Tteokbokki.
Niedaleko targu można też zobaczyć dawną bramę miejską Sungnyemun Gate. Wracając z targu przeszliśmy taką wisząca nad ulicą estakadą zwaną Wiszącymi Ogrodami. Ma ona prawie kilometr długości a w wielkich donicach rosną tu różne rośliny. Jest ich tu w sumie ponoć ponad 24 tys. różnych gatunków. Przechodzi ona w pobliżu głównego dworca kolejowego Seoul Station.
Kolejny dzień rozpoczęliśmy od wizyty na wielkim targu rybnym Noryangjin Fisheries Wholesale Market. Dojechaliśmy tam metrem i mieliśmy pewne kłopoty aby ze stacji dostać się do budynku tego targu. Okazało się, że obecnie targ mieści się w nowoczesnym budynku obok starej hali, do której my trafiliśmy najpierw. Robi ona nieciekawe wrażenie bo jest praktycznie opuszczona i mocno zdewastowana. No ale w końcu przeze półmroczne stare hale jakoś udało nam się dotrzeć do tej obecnej hali targowej.
Noryangjin Fisheries Wholesale Market działa od 1927 roku. Jest to największy tego typu targ w Korei i działa całą dobę przez okrągły rok. Między 2-gą a 3-cią w nocy zaczynają się tu aukcje dla hurtowników. Targ jest naprawdę wielki. Zajmuje wielki parter i część pierwszego piętra. Resztę tego pietra zajmują restauracje, gdzie można zjeść świeże ryby i owoce morza. Jeszcze wyżej jest kilka poziomów parkingu. Na targu można zobaczyć olbrzymi wybór ryb, a zwłaszcza owoców morza. Mimo że byliśmy w życiu na wielu tego typu targach, to tu widzieliśmy takie stwory, jakich wcześniej nie znaliśmy. Spotkaliśmy tu też największe kraby i langusty jakie do tej pory widzieliśmy w życiu, niektóre były wielkości ludzkiej głowy. Większość oferowanych tu owoców morza jest jeszcze żywa i pływa w akwariach czy miskach z wodą.
Po wizycie na targu pojechaliśmy do Świątyni Bongeunsa. To buddyjska świątynia z 1794 roku i jedna z najważniejszych w Korei. Leży ona na zboczu wzgórza Sudo. Tu także można wziąć udział w pobycie medytacyjnym.
Idąc do tej świątyni przeszliśmy przez dzielnicę Gangnam. Pełno tu restauracji, pubów i klubów, ale jakoś nas to miejsce specjalnie nie zainteresowało. Dzielnica ta stała się znana dzięki piosence Gangnam Style w wykonaniu PSY. W 2002 roku kręcono tu na stacji metra kilka scen do filmu Tożsamość Bouerna. Natomiast po wizycie w świątyni pojechaliśmy pod Lotte World Tower. To najwyższy budynek w Korei, który liczy 555 metrów. Otwarto go w 2017 roku.
W środku oprócz biur mieści się centrum handlowe. Pełno tu butików luksusowych marek. Pierwszy raz w życiu widzieliśmy kolejkę osób oczekujących na wejście do sklepu Louis Vuitton. Może była jakaś mega promocja, nie wiemy, jednak my w niej nie stanęliśmy :-).
Obok wieży jest niewielki park z oczkiem wodnym. Tam przysiedliśmy na chwilę na ławce i obserwowaliśmy towarzystwo trzech starszych panów, którzy siedząc na schodach śpiewali sobie razem do muzyki płynącej z radia. Dołączylibyśmy, ale nie znamy koreańskich przebojów. Na koniec dnia zostawiliśmy sobie wieżę telewizyjną N Seoul Tower stojącą na wzgórzu w centrum miasta, w Parku Namsan. Na wzgórze można wjechać kolejką linową, a do dolnej stacji kolejki, która znajduje się kilkadziesiąt metrów powyżej głównej ulicy, można wjechać wagonikiem jeżdżącym wahadłowo góra-dół. Wierzchołek wieży sięga 480 m n.p.m.. Na górze wieży jest taras obserwacyjny.
My jednak nie wjeżdżaliśmy na szczyt wzgórza i potem na wieżę, a przespacerowaliśmy się po parku na zboczach wzgórza, skąd podziwialiśmy panoramę Seulu. Z tego miejsca mieliśmy już tylko w dół do naszego hotelu. Szliśmy przez ciekawą dzielnice Huam-dong wyglądającą trochę jak te w Londynie. Architektura niektórych budynków przypominała tę angielską, a niektóre z ich nazw też brzmiały tu z brytyjska. Dzielnica ta wyglądała na taką bardziej rezydencyjną i zamieszkałą przez bogatszych Seulczyków.
Seul okazał się ciekawym miastem zupełnie odbiegającym od naszych pierwotnych o nim wyobrażeń. Nie spodziewaliśmy się tu tylu historycznych miejsc. Fajnie było tu spędzić nieco czasu i zobaczyć jak tradycja przeplata się tu z nowoczesnością.
Pingback: Okolice Seulu – Bukhansan National Park i Suwon – Bachurze i ich podróże
Pingback: Jeju – co za wyspa! – Bachurze i ich podróże
Pingback: Gyeongju i okolice – Bachurze i ich podróże
Pingback: Busan oraz świątynie Beomeosa i Haedong Yonggungsa – Bachurze i ich podróże