Niesprzyjająca pogoda na północy Azerbejdżanu, o czym pisaliśmy w poprzednim odcinku, pokrzyżowała nieco nasze wcześniejsze plany i skłoniła nas do szybszego wyjazdu na zachód kraju. Z Gusar do Shaki mieliśmy ponad 440 km i nie byliśmy do końca pewni czy aby na pewno stan dróg w Azerbejdżanie pozwoli nam pokonać ten dystans w jeden dzień. Tym bardziej, że droga prowadzi trochę na około, najpierw na południe przez przedmieścia Baku i dopiero potem na zachód przez góry. My znaliśmy tylko ten odcinek do Baku, którym przyjechaliśmy do Gusar. Ale co będzie dalej było dla nas niewiadomą. Okazało się jednak, że droga w większości jest bardzo dobra i przez długi odcinek nawet dwupasmowa. Jedyne na co trzeba uważać to duża ilość fotoradarów, prawie jak w Szwajcarii 🙂 . Tak więc dojechaliśmy spokojnie na miejsce późnym popołudniem. Niestety pod koniec rozpadało się i Shaki powitało nas deszczem. Ponieważ nie byliśmy pewni czy dojedziemy tam w jeden dzień, to nie rezerwowaliśmy wcześniej żadnych noclegów. Dopiero po dojechaniu na miejsce zaczęliśmy rozglądać się za jakimś lokum. Ponieważ było już ciemno (zmrok zapadał koło 17-tej) to utrudniało nam to poszukiwania. Postanowiliśmy poszukać noclegu przez Booking.com. Znaleźliśmy jakiś nocleg, który okazał się być na pobliskim wzgórzu. Wjechaliśmy tam wąską drogą, ale ponieważ było poza sezonem, na miejscu okazało się, że ten obiekt jest nieczynny. Obok był jakiś hotel, ale ceny miał z kosmosu. Zajechaliśmy jeszcze do jednego miejsca kierując się tablicami reklamowymi, ale tam ceny też były dość wysokie i właściciel nie chciał zejść do zaproponowanego przez nas poziomu. Zdecydowaliśmy się więc zjechać z powrotem na dół i tam czegoś poszukać. Znaleźliśmy w końcu jakiś guesthouse, ale nikogo w nim nie było, a drzwi były zamknięte. Na szczęście jak próbowaliśmy dzwonić do drzwi obok przechodził jakiś miejscowy, który powiedział nam, że właściciel tego guesthouse’u mieszka niedaleko i żeby poczekać, a on po niego zadzwoni. I rzeczywiście po kilku minutach pojawił się sympatyczny właściciel. Szybko dogadaliśmy się co do ceny i jak się okazało byliśmy jednymi gośćmi. Po zameldowaniu ruszyliśmy „w miasto” poszukać miejsca gdzie moglibyśmy coś zjeść. Ponieważ jak pisaliśmy wcześniej, było to poza sezonem, to znalezienie miejsca na kolację nie było takie łatwe. Owszem było kilka restauracji, ale z bardzo wysokimi cenami, a my szukaliśmy czegoś bardziej lokalnego i tańszego. Padający deszcz i niska temperatura też nie sprzyjały długim poszukiwaniom. W końcu zdecydowaliśmy się na jedną z restauracji oferujących lokalne dania poleconych nam przez właściciela guesthouse’u. Okazało się że ceny tam były w miarę przystępne, więc zostaliśmy tam i spróbowaliśmy lokalnych specjałów jak dolmy, czyli takich małych gołąbków zawijanych w liście winogron i piti, czyli zupy przechowywanej w małych glinianych garnuszkach. Taka zupa jest w stanie stałym, ale po podgrzaniu staje się gęstą zupą. Najpierw z garnuszka odlewa się do oddzielnej miseczki „rozpuszczoną” zupę i zjada się ją z kawałkami chleba. A potem to co zostało, jagnięcina, tłuszcz z kupra owcy, ciecierzyca, pomidory, cebula, ziemniaki, szafran w garnuszku energicznie miesza się widelcem aby powstała w miarę jednolita masa i potem zjada. Można więc powiedzieć, że to takie danie 2 w 1, zupa i mięso z warzywami w jednym. Po kolacji wróciliśmy do guest house’u i poszliśmy spać.
Rano pogoda niestety nie była lepsza. Cały czas padało. Mimo to ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Shaki to malownicze miasto na zachodzie Azerbejdżanu położne niedaleko południowych stoków Kaukazu. Wokół niego wszędzie widać wysokie góry. Miasto leżało na trasie Jedwabnego Szlaku i jemu to zawdzięczało swój rozwój. Słynęło z produkcji haftowanego złotem jedwabiu. Dzisiaj mieszka tu około 65 tys mieszkańców, a w historycznym centrum miasta jest kilka ciekawych zabytków, które ściągają tu całkiem sporo turystów.
Miasto słynie też z produkcji słodyczy wyrabianych z mąki ryżowej i miejscowej odmiany chałwy. Można je kupić w licznych tutejszych sklepach oferujących te specjały. My też skusiliśmy się na kilka rodzajów tutejszej chałwy. My zwiedzanie miasta zaczęliśmy od starego kościoła albańskiego z XIX wieku. Niestety po dotarciu na miejsce okazało się, że to tylko zniszczona i zaniedbana ruina, do której nawet nie można wejść.
Ruszyliśmy więc dalej i doszliśmy do Meczetu Omara Efendiego z przełomu XVIII i XIX wieku.
Po wizycie w meczecie poszliśmy do Pałacu Zimowego (Winter Palace, zwany też czasem Shakikhanov’s Palace) z XVIII wieku, przed którym rozciąga się niewielki ogród. Pałac wyglądał na zamknięty, ale nagle pojawiła się jakaś starsza para, która jak się okazało opiekuje się tym miejscem i otworzyła nam drzwi pałacu. Za wejście zapłaciliśmy po 5 AZN od osoby. Opiekun pałacu proponował nam jeszcze, że zabierze nas swoim samochodem do pobliskiej wioski Kis, ale ponieważ my planowaliśmy tam pojechać samemu następnego dnia, to podziękowaliśmy za tę ofertę. Pałac nie był jakoś specjalnie duży, ale niektóre jego pomieszczenia były pięknie dekorowane. Między innymi można tu zobaczyć szebeki czyli kolorowe okna wyglądające trochę jak witraże, z których słynie ten region Azerbejdżanu. Są one wykonywane z mnóstwa małych szklanych elementów w drewnianych ramkach, a wszystko jest złożone w całość całkowicie bez użycia kleju i gwoździ. Wszystko jest spasowane na wymiar.
Z pałacu pomaszerowaliśmy dalej. Po drodze zobaczyliśmy jeszcze jeden meczet z przyległym do niego niewielkim cmentarzem. Ten meczet także powstał w XVIII wieku i od 2018 nie jest już czynnym meczetem, a pełni rolę muzeum. W czasie Związku Radzieckiego przez długi okres był on używany jako magazyn. Na pobliskim cmentarzu zostali pochowani członkowie rodziny tutejszego chana, stąd zarówno meczet, jak i cmentarz nazywa się meczetem i cmentarzem chana. Niestety meczet był zamknięty więc mogliśmy go tylko zobaczyć z zewnątrz zza ogrodzenia. Natomiast udało nam się wejść do kolejnego meczetu – Meczetu Imama Ali.
Na koniec zostawiliśmy sobie największą atrakcję Shaki czyli Pałac Chanów Szekijskich. Pałac ten zbudowano pod koniec XVIII wieku kiedy po dużej powodzi jaka nawiedziła miasto, podjęto decyzję aby centrum miasta przenieść na wyżej położone tereny. Dlatego też aby dojść do pałacu idzie się trochę pod górę.
To jeden z najcenniejszych zabytków Azerbejdżanu. Zbudowano go bez użycia gwoździ. Zastosowano tu też specjalne antysejsmiczne technologie budowy, dzięki czemu pałac przetrwał do dziś. Pełnił on rolę letniej rezydencji chanów. Pałac stoi za murami obronnymi, otaczającymi nie tylko ten pałac, ale także kompleks innych budynków, w których dzisiaj mieszczą się różne muzea. Jest tu też restauracja, ale taka mocno turystyczna.
Sam pałac ma dwie kondygnacje. W środku jest przepięknie, pomieszczenia są bogato zdobione i tu również można podziwiać szebeki, których jeden metr kwadratowy może zawierać nawet od 3 do 7 tys. elementów spojonych specjalnym roztworem o nieznanym do dzisiaj składzie. Niestety w środku pałacu nie można robić zdjęć, nawet telefonem. Wszędzie są kamery i bardzo tego pilnują więc nie mamy ze środka żadnej fotki i musicie uwierzyć nam na słowo, że warto tam zajrzeć. Wejście kosztuje 5 AZN od osoby.
Obok pałacu znajduje się centrum rękodzieła, gdzie można poobserwować jak powstają wyroby z ceramiki. Wracając do naszego guest house’u odwiedziliśmy jeszcze karawanseraj, który dzisiaj pełni rolę raczej luksusowego hotelu. Można jednak tam wejść i zobaczyć jego dziedziniec.
Wieczorem znowu udaliśmy się na poszukiwanie jakiejś miejscowej knajpki. Tym razem udało nam się takową znaleźć. Okazało się, że była ona dosłownie sto metrów dalej niż dotarliśmy poprzedniego wieczoru. W knajpce obsługiwał nas jej właściciel, który opowiadał nam o swoim życiu, w tym pobycie w więzieniu oraz o korupcji panującej w Azerbejdżanie. Narzekał na nią bardzo i stwierdził, że gdyby nie jego stara matka, którą się opiekuje, to dawno by już z Azerbejdżanu wyjechał. Zjedliśmy tu pyszną lokalną kolację za połowę ceny kolacji z poprzedniego wieczoru.
Następnego dnia rano wymeldowaliśmy się z guest house’u i ruszyliśmy samochodem na zwiedzanie okolic miasta. Najpierw pojechaliśmy kilkanaście kilometrów na północ w góry aby zobaczyć ruiny zamku Gelersen-Gorersen. Gdy skończyła się droga asfaltowa, to jechaliśmy dalej trochę kierując się tablicami informacyjnymi, a trochę na wyczucie coraz węższymi drogami gruntowymi. W końcu dojechaliśmy do miejsca gdzie była jakaś zamknięta restauracja, ale też trochę miejsca na zaparkowanie samochodu.
Ponieważ dalej zaczynała się kamienista i stromo idąca w górę droga, to zaparkowaliśmy przed tą restauracją i dalej ruszyliśmy na piechotę. Droga do ruin wiedzie przez las i nie jest zbyt dobrze oznaczona. A ponieważ jest też chyba mało uczęszczana, to czasami mieliśmy wątpliwości czy dobrze idziemy, ale w końcu dotarliśmy na pobliski szczyt Garatepe.
Tam pośród drzew można zobaczyć pozostałości ruin dawnej średniowiecznej fortecy. Uważa się, że zamek powstał w VIII lub IX wieku. Nazwa zamku to po azersku „przyjdź – zobacz” Nawiązuje ona do zdarzenia z VIII wieku kiedy tamtejsze ziemie najechał władca Iranu Nadir. Miejscowy chan Shaki schronił się w tej fortecy. Kiedy Nadir wezwał go aby się poddał, ten odpowiedział mu właśnie „przyjdź – zobacz”. Wściekły Nadir postanowił zdobyć fortecę wraz ze swoją liczną armią, ale pomimo długiego oblężenia, nie zdołał tego zrobić i musiał się wycofać. Ze szczytu, na którym stoją ruiny rozciąga się ładny widok na okoliczne góry, które tego dnia pokryte były świeżym śniegiem, który spadł dzień wcześniej.
Następnie w drodze powrotnej do Shaki zatrzymaliśmy się w górskiej wiosce Kis aby zobaczyć tamtejszy, słynny kościół albański zwany też kościołem św. Elizeusza. Wejście kosztuje tu 4 AZN od osoby. Kościół powstał w XII lub XIII wieku. Jest niewielki, ale bardzo dobrze zachowany. Jest to najstarszy kościół na terenie Albanii Kaukaskiej i zwany jest też matką wszystkich kościołów albańskich na Kaukazie. Albania Kaukaska to historyczne państwo rozciągające się w starożytności na terenach obecnego Azerbejdżanu i Dagestanu. Nie ma ono, poza nazwą, nic wspólnego z współczesną Albanią. Podczas zwiedzania kościoła podeszła do nas młoda dziewczyna, która przedstawiła się jako przewodnik i opowiedziała nam dużo ciekawych rzeczy o samym kościele jak i Albanii Kaukaskiej.
Po wizycie w kościele ruszyliśmy w drogę w kierunku miasta Gabala w centralnym Azerbejdżanie, które było następnym celem naszej podróży i gdzie planowaliśmy zatrzymać się na jedną-dwie noce. Po drodze chcieliśmy jeszcze zobaczyć kilka innych miejsc. Ale o tym wszystkim napiszemy już w kolejnym odcinku.
Pingback: Azerbejdżan środkowy – Gabala, Wodospady Yeddi Gozel, Ivanovka, Lahic i nie tylko. – Bachurze i ich podróże
Pingback: Iran – nie taki straszny jak go malują – Bachurze i ich podróże
W Azerbejdżanie dolma (dołma) jest przyrządzana nie tylko z liści winorośli, ale także
z innych liści np. fasoli, pigwy, leszczyny, lipy, kapusty. Azerbejdżańska dolma jest dzielona
na trzy rodzaje – dolma z liści, dolma z warzyw, dolma z owoców.
Szekińskie piti jest powszechnie uważane za etalon piti. Wśród wymienionych składników
do przyrządzania tej potrawy pominięto jeden, który w Şəki jest obowiązkowo dodawany
do piti – kasztany. W szekińskim piti nie ma ziemniaków, jeśli są to oznacza że kucharz
pochodzi z innego regionu.
Pod nazwą szekińska chałwa faktycznie występuje miejscowa odmiana pachławy (paxlava)
– pachława szekińska (Şəki paxlavası). Tu trzeba zaznaczyć, iż tylko w Şəki miejscową
odmianę pachławy nazywa się również chałwą (Şəki halvası). Chałwa w Azerbejdżanie
jest słodyczą bardzo specyficzną, gdyż od razu wywołuje skojarzenia z pogrzebem
– w obrządku muzułmańskim. W czasie stypy po pogrzebie na stół zawsze stawiane
są talerzyki ze specjalnie przygotowaną chałwą.
Dom rodziny Şəkixanov (Şəkixanovların evi) nie był pałacem. To zimowa rezydencja
należąca niegdyś do rodziny szekińskich chanów.
Şəbəkə to nie tylko okna. Tą nazwą określa się rodzaj kompozycji ornamentu. Sama
nazwa pochodzi od arabskiego słowa szabaka – siatka, kratka. To siatka złożona z rozet,
często ozdobionych wewnątrz różnymi wzorami. W azerbejdżańskich wyrobach rzemiosła
artystycznego ten rodzaj kompozycji ornamentu można spotkać na dywanach,
w wyrobach jubilerskich, w rzeźbie w kamieniu. Najczęściej jest on kojarzony ze
specjalnym rodzajem dekoracyjnych okien. Takie okna mogą być wykonane z kamienia
i mają wtedy postać ażurowej kraty, lub z metalu, jednak największą sławę osiągnęły
okna wykonane z drewna, gdzie w rozety wstawia się różnokolorowe kawałki szkła.
Chociaż drewniane okno şəbəkə przypomina witraż jego konstrukcja wyraźnie się różni
od witrażu. Jest ono robione bez użycia kleju, roztworów i gwoździ. Małe, kolorowe
szybki mocuje się przy pomocy łączonych ze sobą drobnych drewnianych elementów.
https://www.youtube.com/watch?v=KBEy_gPpwVE
Nazwa twierdzy Gələrsən-Görərsən w tłumaczeniu z azerbejdżańskiego oznacza
„Przyjdź i zobacz”. Nadir Szach, którego wojska oblegały tą twierdzę w 1744
i 1745 r., żył w latach 1688-1747, a nie w VIII w. Przywódcą powstania w tym
regionie przeciwko Nadir Szachowi był miejscowy feudał Hacı Çələbi, który bronił się
wraz z powstańcami w twierdzy Gələrsən-Görərsən. Nie był on jednak wówczas
chanem. Dopiero po odparciu wojsk Nadir Szacha i po śmierci tego despotycznego
władcy Hacı Çələbi obwołał się chanem stając się założycielem Chanatu Szekińskiego.
Albańska cerkiew w Kiş w ciągu swego istnienia była kilkakrotnie przebudowywana.
Obecną formę cerkwi zaczęto jej nadawać około V–VI w., ale potem była również
przebudowywana. Wykopaliska archeologiczne wykazały, iż cerkiew znajduje się
na fundamentach bardziej starych świątyń, m.in. z II–III i III–V w. Znaleziska
archeologiczne i datowanie radiowęglowe wykazały, iż miejsce na którym stoi
cerkiew było miejscem kultowym jeszcze przed naszą erą.