Po kilku dniach spędzonych w Teheranie ruszyliśmy na dalsze zwiedzanie Iranu. Kolejnym przystankiem na naszej trasie było miasto Qom (Kom) położone około 140 km na południe od stolicy Iranu. To siódme co do wielkości miasto kraju z populacją ponad 1,2 mln mieszkańców. Dostaliśmy się tam pociągiem. Bilety kupiliśmy parę dni wcześniej na dworcu w Teheranie i kosztowały one 50.000 IRR (czyli około 1,70 PLN) za osobę. Pociągi z Teheranu docierają do dworca leżącego około 1 km od ścisłego centrum miasta. My z dworca do naszego hotelu, gdzie zarezerwowaliśmy sobie nocleg, mieliśmy niecały kilometr, więc pokonaliśmy ten dystans na piechotę.
Qom uważane jest ze drugie co do ważności święte miasto szyitów w Iranie (po Mashhad leżącym w północnej części kraju) i jest celem licznych pielgrzymek. Co roku w mieście pojawia się około 20 milionów pielgrzymów – szyitów nie tylko z Iranu, ale także z innych krajów. Celem tych pielgrzymek jest Mauzoleum Fatimy Bezgrzesznej (Fatimah al-Masumah), siostry ósmego Imama Alego ar-Ridy i córki siódmego imama Musa al-Kadhim’ego.
Miasto to uważane jest za jedno z najbardziej konserwatywnych w Iranie, a także za miejsce gdzie rozpoczęła się rewolucja irańska 1978 roku, kiedy to na skutek artykułu opublikowanego w miejscowej prasie, a który to obrażał nieoficjalnego jeszcze wtedy przywódcę Irańczyków Chomeiniego, wybuchła manifestacja podczas której policja otworzyła ogień zabijając 20 manifestantów. I faktycznie ten konserwatyzm widać na ulicach gdzie zdecydowana większość kobiet chodzi w czadorach, a nie jak np. w Teheranie w szaljach (o różnych nakryciach głowy muzułmańskich kobiet pisaliśmy w odcinku „Iran – nie taki straszny jak go malują”). Qom to także wielkie centrum szkół religijnych (największe takie centrum szyickie) i skupisko duchownych i imamów, których jest tu ponad 45 tys. Miasto to słynie też z lokalnych, twardych i kruchych ciasteczek toffi posypanych pistacjami zwanych sohan, które można tu kupić w ponad 2 tys oferujących je sklepików.
Ponieważ na zwiedzanie Mauzoleum Fatimy chcieliśmy poświęcić więcej czasu, to pierwszego dnia po przyjeździe postanowiliśmy najpierw wybrać się do Meczetu Jamkaran stojącego na południowo-wschodnich przedmieściach Qom. Dostaliśmy się tam z centrum miasta Snappem (irańską odmianą Ubera) za 80.000 IRR czyli około 2,70 PLN. Jak na 10 km dystans to chyba niewiele, ale jak pisaliśmy w jednym z wcześniejszych odcinków transport w Iranie jest naprawdę tani. Mieliśmy trochę problemów aby się znaleźć z kierowcą, bo pomimo że przecież miał w swojej aplikacji zaznaczone na mapie gdzie na niego czekamy, to wymyślił sobie, że jak jesteśmy turystami z Europy to na pewno zatrzymaliśmy się w jednym z droższych hoteli i postanowił tam na nas czekać. Dopiero po dłuższej rozmowie telefonicznej, pomimo bariery językowej, udało nam się wytłumaczyć mu gdzie na niego czekamy i potem wyłuskać jego samochód z tłumu innych. A musimy Wam tu zdradzić, że w Iranie jakieś 75-80% poruszających się po drogach samochodów stanowią trzy modele i do tego dany model prawie zawsze występuje w jednym kolorze, więc znaleźć ten właściwy wcale nie jest tak łatwo 🙂 .
Na miejsce dotarliśmy kilkadziesiąt minut przed zachodem słońca. Aby wejść na wielki plac przed meczetem trzeba obowiązkowo przejść kontrolę bezpieczeństwa, oczywiście oddzielną dla mężczyzn i oddzielną dla kobiet. Takie kontrole odbywają się w swego rodzaju namiotach, trochę jak obecnie tymczasowe covidowe izby przyjęć przed szpitalami. Sama kontrola to przejście przez bramkę bezpieczeństwa i wyrywkowa kontrola plecaków, toreb itp. Musieliśmy też zdeponować aparat fotograficzny, więc zdjęcia mogliśmy robić tylko telefonami. Kasia musiała też oczywiście wypożyczyć czador, bo bez niego nie wpuścili by jej na teren meczetu. Wejście jest bezpłatne.
Meczet Jamkaran uważany jest za święte miejsce od X wieku. Jego popularność wzrosła znacznie pod koniec XX wieku i obecnie pielgrzymuje do niego wielu młodych muzułmanów. Na jego tyłach znajduje się „studnia życzeń” gdzie według wierzeń dwunasty imam pojawił się cudownie na moment. Jako że zaraz po zachodzie słońca nadchodzi czas muzułmańskiej modlitwy, na wielkim placu przed meczetem szybko przybywało wiernych. Obsługa meczetu zaczęła też zwozić na wózkach dziesiątki dywanów, które ułożono na placu przed wejściem do meczetu, na których potem modlono się.
My szybko weszliśmy do środka (Kasia wejściem dla kobiet, a ja dla mężczyzn) aby zdążyć przed modlitwą. Wnętrze meczetu jest przestronne i dekorowane ładnymi mozaikami. Po wyjściu pokręciliśmy się jeszcze trochę po placu obserwując muzułmanów zdążających na modlitwę, a potem taksówką, bo Snapp nie przyjechał, wróciliśmy do naszego hotelu. Tym razem podroż kosztowała nieco drożej, 125.000 IRR.
Następnego dnia rano ruszyliśmy do Mauzoleum Fatimy. Tu także wejście jest bezpłatne i oczywiście trzeba przejść kontrolę bezpieczeństwa i zdeponować aparat. Co więcej, tutaj cudzoziemcy mogą wejść tylko w towarzystwie bezpłatnego przewodnika. Poczekaliśmy więc chwilę na takowego i ruszyliśmy na zwiedzanie kompleksu. Całość robi faktycznie wrażenie, łączna powierzchnia kompleksu mauzoleum, trzech dziedzińców i trzech sal modlitewnych wynosi 38 tys. metrów kwadratowych. Jest tam cały czas pełno pielgrzymów, a kompleks jest czynny całą dobę. Z pierwszego dziedzińca do głównego meczetu z grobowcem Fatimy prowadzi wejście dla mężczyzn zasłonięte grubą kotarą, aby z zewnątrz nie można było dostrzec grobowca. Wejście do środka jest tylko dla muzułmanów. Nasz przewodnik poprosił jednak jednego z mężczyzn pilnujących wejścia aby na chwilę odsłonił dla nas tę kotarę i umożliwił nam zrobienie zdjęcia.
Potem przeszliśmy na drugi dziedziniec skąd do wnętrza meczetu prowadzi wejście dla kobiet. Nasz przewodnik poopowiadał nam o tym miejscu, ale także podyskutowaliśmy sobie generalnie o sytuacji w Iranie i zwyczajnym życiu Irańczyków. Był on jak na irańskie standardy całkiem otwarty na dyskusję, ale oczywiście mocno się pilnował z tym co i jak mówi.
Pielgrzymi przybywający do tego mauzoleum spędzają tu często kilka dni na modlitwach aby uzyskać błogosławieństwo Fatimy. Przynosi się tu też zwłoki zmarłych przed pogrzebem aby i je pobłogosławiła Fatima. W całym kompleksie czuje się tę modlitewną atmosferę. Wierni uznają, że w tym miejscu doszło też do wielu cudów, które są udokumentowane przez specjalne miejscowe biuro. Grób Fatimy znajduje się w Qom, gdyż to właśnie w tym mieście zmarła ona otruta przez sunnicką kobietę. Wcześniej jej karawana, którą podróżowała na spotkanie ze swoim bratem, została zaatakowana przez sunnitów w Saveh. 23 członków jej rodziny i przyjaciół zostało zabitych podczas napadu, a ona sama przewieziona do Qom.
Po wizycie w Mauzoleum Fatimy ruszyliśmy na spacer po mieście. Niedaleko północnego wyjścia z kompleksu mieści się niewielki bazar. Oprócz tradycyjnych wyrobów rękodzieła i ubrań jest tu wiele sklepików i straganów oferujących sohan. Oczywiście nie oparliśmy się i kupiliśmy kilka opakowań. Nieco dalej stoi duży meczet Imam Hassan Al-Asgari. Niestety był on zamknięty, więc tylko obejrzeliśmy go z zewnątrz. Szczególnie podobały nam się jego minarety.
Odwiedziliśmy też historyczny, stary bazar w Qom, ale w godzinach kiedy tam byliśmy prawie wszystkie stragany były nieczynne. Na koniec dotarliśmy do Green Dome Garden (Gonbad Sabz Garden). To niewielki ogród we wschodniej części miasta. Na jego terenie stoją murowane budowle w większości o zielonych stożkowych zwieńczeniach. Są to grobowce rodu Safi, który rządził Qom w XIV wieku. Ten ogród też był niestety zamknięty, więc znowu zobaczyliśmy go tylko z zewnątrz.
Qom może i nie jest tak popularny wśród europejskich turystów jak inne znane irańskie miasta, ale naszym zdaniem warto tu zajrzeć aby poczuć to religijne uniesienie pielgrzymów. Tym bardziej, że jest tu tak łatwo dostać się z Teheranu. My po dwóch dniach spędzonych w Qom ruszyliśmy dalej do Kashan (Kaszan), o którym napiszemy w kolejnym odcinku. Dotarliśmy tam pociągiem, ale co warto podkreślić pociągi do Kashan nie zatrzymują się na dworcu w pobliżu centrum Qom tylko na stacji Qom-Mohammadiye odległej o około 26 km na południowy wschód od miasta. Dojechać tam można Snappem. Nas kosztowało to 170.000 IRR, a same bilety kolejowe do Kashan kosztowały 150.000 IRR od osoby i kupiliśmy je jeszcze na dworcu w Teheranie.
Pingback: Kashan – Bachurze i ich podróże