Po kilku dniach spędzonych w Siem Reap podczas których zwiedzaliśmy pradawne Angkor, ruszyliśmy na południowy wschód do Phnom Penh. Z Siem Reap jest mnóstwo ofert przejazdu na tej trasie w cenie około 10-12 USD za osobę. Nam udało się znaleźć opcję za 9 USD od osoby. Jechaliśmy małym mini-vanem i podróż minęła w miarę sprawnie. Oczywiście nie obyło się bez kilku postojów w tym i na standardowy obiad. Trasę ponad 318 km pokonaliśmy w ponad 6 godzin.
Phnom Penh to stolica Kambodży. To ponad dwumilionowe miasto leżące u ujścia rzeki Tonle Sap do Mekongu. To główny ośrodek naukowo-kulturowy i przemysłowy kraju. Jest tu też port rzeczny dostępny nawet dla małych statków morskich. Miasto jest dość rozlane, bo króluje tu niska zabudowa, chociaż w samym centrum jest nawet kilka „drapaczy chmur”. Są dzielnice, które wyglądają dość bogato z ładnymi budynkami, zadbanymi parkami itp., ale większość miasta stanowią dzielnice raczej biedniejsze, a są i takie bardziej przypominające miasta afrykańskie niż europejskie.
Stolica przyciąga biednych ludzi z całego kraju i dlatego nie trudno spotkać tu żebrzących czy „plądrujących” śmietniki w poszukiwaniu jedzenia i innych przydatnych rzeczy ludzi. Śmietniki to może słowo na wyrost, bo zazwyczaj to kupa śmieci i worków ze śmieciami na środku chodnika. Panuje tu dość duży ruch i nie rzadko pojawiają się tu spore korki. Zbudowane w dużej mierze przez Francuzów, w przeszłości było to jedno z głównych miast kolonialnej Kambodży i zwane „Perłą Azji” było uważane za jedno z najurokliwszych miast francuskich Indochin. Dzisiaj nie jest to najpiękniejsze miasto, ale my przyjechaliśmy tu nie dla jego urody, tylko dla jego nie tak dawnej historii, mrocznej tak dla tego miasta jak i dla całej Kambodży.
Pierwszego dnia po przyjeździe zaczęliśmy zwiedzanie od mniej smutnych miejsc. Najpierw poszliśmy zobaczyć Muzeum Narodowe, ale nie wchodziliśmy do środka, a potem oddalony od niego o kilkaset metrów Pałac Królewski. Po drodze co chwila zaczepiali nas kierowcy tuk-tuków oferujący swoje usługi. Jeden z nich był tak bezczelny, że widząc iż idziemy w kierunku pałacu powiedział nam, że pałac jest już zamknięty i nie mamy co tam iść i lepiej, żeby on nas gdzieś zawiózł. Niestety to kolejny raz w Azji kiedy chcą nas w tak ordynarny sposób oszukać. Tak więc nie wierzcie w opinie, że Płd-Wsch Azja to miejsce gdzie wszyscy są mili dla turystów i coś takiego jak ich naciąganie nie istnieje. Pałac oczywiście okazał się czynny i bez problemów mogliśmy go zwiedzić. Wejście do pałacu kosztuje 10 USD od osoby. Można go zwiedzać w godzinach 8:00-11::00 i 14:00-17:00. Pałac Królewski to kompleks kilku budynków i ładnego ogrodu. Przed pałacem znajduje się duży plac. Na terenie kompleksu pałacowego jest kilka świątyń, stup i innych zabudowań. Do kilku z nich można wejść do środka, ale w najładniejszych niestety nie można w środku robić zdjęć. Największe i najciekawsze budynki to Pałac Królewski z Salą Tronową gdzie do dzisiaj odbywają się uroczystości religijne i królewskie, a król przyjmuje tu swoich gości oraz Srebrna Pagoda zwana też Świątynią Szmaragdowego Buddy. Jest to narodowy skarbiec, w którym znajdują się złote posągi Buddy, a najsłynniejszy z nich, i stąd druga nazwa świątyni, to kryształowy Budda zwany kambodżańskim, szmaragdowym Buddą. Jest tu też naturalnej wielkości posąg Buddy wysadzany 9.584-oma diamentami. Natomiast oficjalna nazwa świątyni Srebrna Pagoda nawiązuje do srebrnych płytek, którymi wyłożona była podłoga. Obecnie większość tych płytek jest przykryta grubymi dywanami, po których chodzą zwiedzający i można je zobaczyć tylko na małym skrawku podłogi.
Po wizycie w pałacu przeszliśmy się jeszcze trochę po okolicznych ulicach. Zobaczyliśmy między innymi świątynię Wat Botum Vatey. Potem spacerem przez miasto wróciliśmy w okolice hotelu gdzie w jednej z ulicznych restauracyjek zjedliśmy kolację.
Kolejny dzień poświęciliśmy na zwiedzanie miejsc związanych z tragiczną historią najnowszą miasta i Kambodży. Rano po śniadaniu pojechaliśmy tuk-tukiem około 13 km na przedmieścia Phnom Penh do miejsca zwanego Polami Śmierci. Droga zajęła nam około godziny, bo były duże korki i kierowca strasznie kluczył. Po dojechaniu na miejsce kierowca czekał na nas na parkingu. a my poszliśmy zwiedzać to straszne miejsce (wejście 6 USD od osoby, w tym audio-guide, który gorąco polecamy wziąć, gdyż bez tego nie da się w pełni zrozumieć historii i kontekstu tego co widzimy). W kwietniu 1975 roku w Kambodży zmęczonej i zniszczonej przez wojnę w Wietnamie, która dotknęła także i ten kraj, władzę przejęli Czerwoni Khmerzy z Pol Potem na czele. Ideologia Czerwonych Khmerów miała na celu stworzenie całkowicie nowego społeczeństwa i rustykalizację kraju. Wszystkich, którzy zdaniem dyktatora i jego przybocznych nie pasowali do tej koncepcji lub się na nią nie zgadzali, czekała zagłada. Byli oni bezwzględnie mordowani wraz z rodziną. Przed śmiercią byli więzieni i torturowani aby wymusić na nich przyznanie się do antyrewolucyjnych przestępstw z czasów przed rewolucją. Mogły to być np. znajomość z cudzoziemcem, prowadzenie własnej działalności gospodarczej czy domniemana współpraca z CIA czy organizacjami międzynarodowymi. Co więcej często byli bici dotąd aż poświadczyli, że ich bliscy i krewni również byli w to zamieszani co oczywiście skutkowało potem aresztowaniem tych osób. Założeniem reżimu było zabicie całej rodziny, w tym malutkich dzieci zamordowanego, aby nikt z jego bliskich nie przeżył i nie próbował w przyszłości zemsty. Reżim aresztował i zabijał prawie wszystkich podejrzanych o powiązania z poprzednim rządem oraz rządami innych krajów, a także przedstawicieli wolnych zawodów i inteligencji. Na przykład samo noszenie okularów już było powodem do aresztowania i późniejszej egzekucji. W ten sposób wymordowano ponad 2 mln ludzi z ok. 7 mln ówczesnych mieszkaniowców kraju, co stanowiło około 30% populacji własnego w końcu narodu. Nie było chyba w historii świata innego dyktatora, który wymordowałby taką część swoich własnych rodaków. Mordowani byli chowani w masowych grobach i właśnie odwiedzone przez nas Pola Śmierci to miejsce takich masowych egzekucji i grobów ich ofiar. Zginęło tu kilkadziesiąt tysięcy niewinnych osób, a takich pól śmierci w całym kraju są setki, z czego około 300 oficjalnie uznanych za miejsca pamięci. Ponieważ kule były dla Czerwonych Khmerów zbyt cenne, to ofiary mordowano czym popadło. Mogły to być motyki, siekiery, bambusowe kije czy uduszenie workiem na śmieci. Dzieci zabijano roztrzaskując ich główki o pnie drzew. Jedno takie drzewo stoi na Polach Śmierci, które odwiedziliśmy. Ponoć przez długie lata znajdowano tu szczątki dziecięcych mózgów czy kości.
Zresztą cały czas takie pola śmierci są monitorowane, bo pomimo dokonanych wcześniej ekshumacji deszcze nadal czasami wymywają z ziemi ludzkie szczątki. Zwiedzając Pola Śmierci przechodzi się miejsce gdzie odbywały się poszczególne etapy tego morderczego procederu czyli, gdzie przybywali więźniowie, gdzie ich mordowano, chowano itd. Są tu też szczątki ich ubrań czy w pobudowanej tu świątyni gabloty z czaszkami i innymi kośćmi.
Czerwoni Khmerzy w czasie swoich rządów przesiedlili też miliony obywateli swojego kraju. Głównie z miast na tereny wiejskie gdzie byli zmuszani do pracy na roli. Rodziny były rozdzielane i często mężczyźni byli przetrzymywani osobno, a kobiety osobno. Wszystko to dlatego, że Pol Pot miał nierealną wizję aby z dnia na dzień potroić produkcję ryżu i dążył do tego wszelkimi metodami nie patrząc na ofiary. Po upadku dyktatury w 1979 roku Czerwoni Khmerzy wycofali się na zachód kraju i przez wiele lat toczyli jeszcze partyzancką wojnę z nowym rządem. Najgorsze wydaje się to, że w tym czasie to oni, a nie nowy rząd próbujący odbudować kraj po latach krwawej dyktatury, dostawali wsparcie zachodniego świata, co więcej mieli nawet reprezentację w ONZcie, a to tylko dlatego, że nowy rząd w Kambodży były powołany przy wsparciu komunistycznego Wietnamu czyli w oczach zachodnich demokracji był niepoprawny politycznie. Dopiero w 2009 roku ruszył pierwszy proces międzynarodowego trybunału Nadzwyczajnej Izby Sądu Kambodży dla Osądzenia Zbrodni Popełnionych w Czasach Demokratycznej Kampuczy (Demokratyczna Kampucza to była oficjalna nazwa kraju za czasów Pol Pota) powołanego w 2006 roku. Dotyczył on jednego z zastępców Pol Pota. Sam Pol Pot dożył wieku 73 lat i umarł w domu nigdy nie osądzony za swoje zbrodnie.
Po wizycie na Polach Śmierci w drodze do hotelu zatrzymaliśmy się jeszcze w więzieniu Tuol Sleng zwanym też S-21. To dawna szkoła średnia zamieniona w kwietniu 1975 roku przez Czerwonych Khmerów na tajnie więzienie. Przez 4 lata więziono tu między 17 a 20 tys ludzi z czego tylko 12 osób przeżyło tylko dlatego, że miały cenne dla reżimu umiejętności. Na przykład jeden z mężczyzn przeżył tylko dlatego, że umiał naprawiać maszyny do pisania, na których strażnicy spisywali wymuszone torturami zeznania więźniów. Właśnie stąd po torturach byli oni wywożeni na Pola Śmierci, które wcześniej odwiedziliśmy i tam zabijani. Dawne szkolne sale zostały zamienione na sale tortur i cele więzienne. Wejście kosztuje 5 USD od osoby a audio guide 3 USD. Tu także warto wykupić opcję audio guide’a aby dowiedzieć się więcej o historii Kambodży i tego miejsca. W dawnych budynkach szkoły jest też ekspozycja fotografii części tutejszych więźniów. Każdy przywożony do tego więzienia był fotografowany przez strażników i musiał podać swoją biografię. Czerwoni Khmerzy prowadzili dokładną dokumentację wszystkich więźniów i skrupulatnie sprawdzali czy wszyscy na pewno zostali zamordowani. Na przykład po dotarciu transportu więźniów na pola śmierci sprawdzali dokładnie listę dostarczonych więźniów z listą tych którzy mieli być przywiezieni, aby być pewnym, że nikomu nie udało się jakoś uniknąć dotarcia na pola śmierci. Można tu też zobaczyć narzędzia tortur czy zobaczyć dawne cele.
Po wizycie w tych dwóch mrocznych miejscach pojechaliśmy do Pagody Wat Phnom, stojącej na sztucznie usypanym wzgórzu o wysokości 27 metrów, a zbudowanej w 1372 roku. Następnie już na piechotę wróciliśmy w okolice naszego hotelu. Następnego dnia rano ruszaliśmy dalej na południe Kambodży.
Wizyta w Phnom Penh nie należała do najłatwiejszych. Straszne rzeczy się tu działy i to w sumie nie tak dawno temu. Zadziwiające jest jak niewiele o tym wiedzieliśmy wcześniej i jak mało uczy się u nas o takich rzeczach, które przecież powinny być przestrogą dla następnych pokoleń do czego prowadzą rządy dyktatorów i despotów próbujących urządzać świat na własną modłę.
Najczęściej komentowane