Nasze pierwsze dni w Beninie spędziliśmy w okolicy Grand Popo. Grand Popo to taka nadmorska miejscowość turystyczna nad Zatoką Gwinejską w południowo-zachodnim Beninie. Mieszka tu około 12 tys ludzi i jest tu kilka hoteli. W pobliżu Grand Popo płynie rzeka Mono i na wschód od miasta znajduje się długi na parę kilometrów, wąski półwysep, który od południa jest oblewany wodami Zatoki Gwinejskiej, a od północy wodami rozlewiska tej rzeki. Można powiedzieć, że to taki nasz Hel. Na końcu tego półwyspu znajduje się ujście rzeki do oceanu. Wzdłuż półwyspu przez większą jego część biegnie szutrowa droga. Jadąc nią ma się po jednej stronie plażę a po drugiej mija się zabudowania rybaków. W pewnym miejscu jest zbudowana taka mała trybuna. Tu raz do roku w styczniu odbywają się duże uroczystości religijne związane z kultem voodoo, które tu nazywa się vodoun.
W samym Grand Popo znajduje się Muzeum Karo, która jest miejscową galerią. Po drugiej stornie ulicy stoi Villa Karo – centrum kultury fińsko-afrykańskiej, gdzie znajduje się też mała biblioteka. Obok w niewielkim budynku znajduje się muzeum. Wszystko to zostało stworzone przez Finów, którzy na ten cel odrestaurowali stare pokolonialne budynki. Obok znajduje się też centrum badawcze, w którym również fińscy naukowcy prowadzą swoje badania nad szczepionkami. To taka mała fińska enklawa w Afryce Zachodniej.
Jest tu też niestety sporo niszczejących budynków z czasów kolonialnych.
Grand Popo to miejsce lubiane przez zamożniejszych mieszkańców południowego Beninu, gdzie często spędzają swój wolny czas lub weekendy. Basia, która udzieliła nam gościny w swoim domu niedaleko Grand Popo, prowadzi też fundację, która pomaga kilku miejscowym szkołom i uczącym się w nich dzieciom. Mieliśmy więc okazję odwiedzić kilka takich miejscowych szkół. Widzieliśmy dzieci podczas lekcji, ich sale lekcyjne oraz miejscowe kantyny, gdzie panie kucharki przygotowują dla nich posiłki, które są współfinansowane przez fundację. Zachęcamy serdecznie do wsparcia tej fundacji, która robi tu naprawdę wiele dobrego dla benińskich dzieci, a będąc tu na miejscu, naocznie widzieliśmy jak duże są te potrzeby i jak wspaniałą pracę wykonuje Basia.
Fundacja Edukacja dla Rozwoju EDU AFRYKA ; EDU AFRYKA facebook . Numer rachunku fundacji to: 51 1140 2004 0000 3702 7558 9391. W tytule przelewu należy wpisać „na cele statutowe”.
Drugiego dnia z samego rana wybraliśmy się na wycieczkę łodzią po rzece Mono. Rzeka ta przepływa przez Ghanę, Togo, Benin i ciągnie się aż do Nigerii, a na wschód od Grand Popo rozgałęzia się na wiele odnóg oblewających nieduże wyspy. Podczas rejsu mogliśmy podziwiać lasy namorzynowe, ptasią wyspę, na której było dużo różnego rodzaju ptaków, a także płynące rzeką hiacynty wodne. Tych hiacyntów było dość sporo, ale ponoć w niektórych okresach jest ich jeszcze znacznie więcej. Czasami są to małe skupiska, a czasem dość spore pływające wysepki. Wyglądają bardzo ładnie, natomiast nie są tu mile widziane przez rybaków, którzy czasami tworzą swego rodzaju bariery uniemożliwiające hiacyntom niekontrolowane rozprzestrzenianie się. Cały ten teren jest chroniony. Najlepszym sposobem aby miejscowa ludność przestrzegała zasad ochrony jest wykorzystanie miejscowych wierzeń do stworzenia swego rodzaju świętych miejsc gdzie nie wolno wchodzić i ingerować w przyrodę. Dlatego też można tu spotkać fetysze voodoo, które symbolizują święte miejsca i je chronią. Jednym z nich jest fetysz Zangbeto.
Jedna z aktywności, która jest tu dozwolona dla miejscowej ludności to uprawa trzciny, z której potem wyrabia się maty. Trzcina ta porasta brzegi i jest ścinana, następnie suszona na brzegach, ułożona w takie kręgi, a na koniec ustawiana w snopki.
Na jednej z wysp leży wieś Avlo. Mieszka w niej ponad 1600 osób. Wyspę tę można zwiedzić z przewodnikiem, który opowiada także o religii voodoo. Ponieważ wyspa stała się już za mała dla rosnącej populacji, to część osób przeniosła się na półwysep oddzielający rzekę od Zatoki Gwinejskiej i tak powstała bliźniacza wieś Avlo Plage.
Podczas naszej wycieczki zatrzymaliśmy się też na wyspie gdzie pozyskuje się sól. Z dna rzeki w odpowiednich miejscach wydobywa się ziemię, którą zwozi się łodziami na wyspę i usypuje się z niej kopce. Następnie po wysuszeniu przekłada się ją do specjalnie utworzonych z gliny i gałęzi z namorzynów koszy, które na spodzie mają rurkę odpływową. Ziemię w koszu polewa się wodą, a pod rurkę podstawia się pojemniki. Woda przesiąka przez ziemię i wypływa przez rurkę do tych pojemników. Następnie tę wodę się gotuje na specjalnych paleniskach z czterema otworami. Na trzech z nich stawia się pojemniki z wodą, a czwarty służy do dokładania drewna. Po odparowaniu wody zostaje czysta sól.
Na koniec wycieczki przybiliśmy do brzegu półwyspu, który jest takim małym końcem świata. Nie ma tu żadnej drogi ani domów, a kilkaset metrów dalej na wschód rzeka wpada do oceanu. Plaża jest piaszczysta i szeroka. Dalej na zachód pojawiają się pierwsze palmy, a dopiero potem szutrowa droga. My pieszo przeszliśmy się trochę plażą. Na tej plaży żółwie morskie składają jaja. W ramach projektu ich ochrony, jaja te są zbierane i przenoszone do specjalnej zagrody, gdzie znowu się je zakopuje. Po wykluciu w zagrodzie małe żółwiki są przenoszone do specjalnych basenów z wodą, gdzie spędzają pierwsze tygodnie życia.
Za niewielką opłatą 1000 CFA można potem takiego żółwika wypuścić na wolność. My też „zwodowaliśmy” jednego malca. Zobaczcie to na żywo na naszym facebookowym fanpageu. Po zakończeniu wycieczki zrobiliśmy sobie śniadanie w formie pikniku przy plaży.
Ponieważ tego dnia od rana nie czułem się dobrze i dziewczyny stwierdziły, że mam gorączkę to w drodze do domu podjechaliśmy do miejscowego szpitala aby zrobić test na malarię. W szpitalu bardzo miła laborantka Marvine pobrała mi krew i po dodaniu do niej pewnych odczynników i jej wysuszeniu zbadała próbkę pod mikroskopem. Na szczęście okazało się, że to nie malaria. Całe badanie trwało nie całe pół godziny.
W takich sytuacjach nie można bagatelizować pierwszych objawów, gdyż im wcześniej wykryta zostanie malaria tym szybciej i łatwiej można zostać wyleczonym. Jak groźna może być to choroba i jak postępować w jej przypadku można przeczytać tutaj .
Po usłyszeniu pozytywnej diagnozy udaliśmy się na piwo aby to oblać 🙂 . Pod wieczór mieliśmy jeszcze okazję na żywo zobaczyć tradycyjne spotkanie przy muzyce, tańcach i śpiewach ludzi zwanych Ouaci, będących częścią grupy etnicznej Ewe. Spotykają się oni dwa razy w tygodniu tuż obok domu, w którym mieszka Basia i tylko dzięki Basi i jej sąsiedzkim kontaktom udało nam się zobaczyć na żywo i z bliska całkowicie tradycyjny, a nie stworzony pod turystów występ. Przy okazji Basia rozdawała uczestnikom zabawy odblaskowe opaski i edukowała ich dlaczego warto nosić je dla własnego bezpieczeństwa po zmroku.
Zobaczcie sami jak grali, tańczyli i śpiewali Basi sąsiedzi.
Po występach odwiedziliśmy jeszcze jednych z sąsiadów Basi. Największą atrakcją dla chłopców z sąsiedztwa było robienie zdjęć naszym aparatem.
W Beninie, podobnie jak w Togo mało kto tankuje samochody na stacjach benzynowych. Większość osób kupuje paliwo na przydrożnych straganach pełniących rolę stacji. Paliwo nalewa się bezpośrednio z gąsiorków, w jakich u nas robi się wino domowej roboty, lub z mniejszych i większych butelek. Z zasady mniejsze butelki są z paliwem do motorów a większe i gąsiorki z paliwem do samochodów. Część tych straganów z czasem wprowadza dodatkowy asortyment np. owoce czy coś innego do jedzenia czyli tworzą małe sklepiki zupełnie jak przy stacjach w Europie. Paliwo, które sprzedają pochodzi z nielegalnego przemytu z Nigerii. Choć jest to nielegalny proceder to wygląda to na w pełni zorganizowany przemysł, całkowicie jawny i nikt tego nie ściga. Paliwo przewozi się przez granicę w motorach cysternach lub samochodach z dodatkowymi bakami, zupełnie jak u nas na granicy z Białorusią czy Ukrainą. Są też takie duże ciężarówki przewożące setki kanistrów na raz.
Trzeciego dnia z samego rana ruszyliśmy taksówką do Cotonou, największego i najważniejszego miasta Beninu. Korzystając z okazji chcielibyśmy jeszcze raz serdecznie podziękować Basi za gościnę, mnóstwo wartościowych informacji i porad jakich nie znaleźlibyśmy w żadnych przewodnikach oraz oczywiście za wspaniałe towarzystwo.
Najczęściej komentowane