Senegal

Saly i Mbour

Saly miało być naszym krótkim przystankiem w podróży z Saint Luois do Toubacouta. Pierwotnie mieliśmy tu spać jedną noc aby następnego dnia dojechać zwykłą taksówką na dworzec w Mbour i stamtąd pojechać collective taxi do Toubacouta. Potem z nocy zrobiły się dwie noce, a finalnie zostaliśmy tu na trzy noce i zamiast do Toubacouta pojedziemy stąd do Joal-Fadoiuth. Takie są zalety podróżowania bez planu, można go zmienić w każdej chwili i trzeba tylko znaleźć kolejny nocleg. Saly to jeden z najbardziej znanych kurortów Senegalu. Choć oczywiście słowo kurort trzeba rozumieć tu po afrykańsku. Jest to miasteczko na południe od Dakaru na tzw Pettite Cote nad brzegiem Oceanu Atlantyckiego. Jest tu trochę hoteli, hotelików i pensjonatów. Niemniej jednak jest to takie afrykańskie miasteczko gdzie drogi są głównie piaszczyste, zabudowa niska, tylko turystów z Europy, głównie Francuzów, trochę więcej niż gdzie indziej.

Ulica w Saly
Ulica w Saly
A czasem na środku ulicy trafi się baobab
Przedstawiciel najmłodszego pokolenia mieszkańców Saly

Nasz hotelik znajduje się jakieś 300 metrów od plaży. Mamy tu mały ogród i są tu trzy pokoje do wynajęcia. Pierwszego dnia postanowiliśmy wybrać się na plażę. Pogoda była mało plażowa. Było wprawdzie około 30 stopni, ale słońce było cały czas za chmurami. Gdy dotarliśmy na plażę to ruszyliśmy na południe. Na plaży akurat miejscowi rybacy zarzucali, a potem wyciągali sieci. Usiedliśmy więc i obserwowaliśmy ich poczynania, a także to co następowało zaraz po wyciągnięciu sieci. Połów odbywał się w następujący sposób. Najpierw ładowano sieć do łodzi, która wychodziła w morze na około 100 metrów od brzegu zostawiając jeden koniec liny umocowanej do sieci na brzegu. Następnie z łodzi zarzucano sieć, a łódź zataczając krąg wracała na plażę z drugim końcem liny i przybijała do brzegu kilkadziesiąt metrów dalej niż miejsce skąd wypływała. I teraz po kilku mężczyzn, a często i dzieci, ściągało za obie liny sieć do brzegu. I tak powoli, powoli sieć docierała do brzegu, a następnie zostawała, wyciągnięta na brzeg wraz z tym co się w nią złapało. Widać było po pracujących rybakach, że wyciąganie takiej dużej sieci to nie jest łatwy kawałek chleba i trzeba włożyć w to dużo siły, a także mieć pewne umiejętności, aby tak wyciągać sieć, żeby ryby z niej nie uciekały. Po wyciągnięciu sieci nagle pojawiał się tłumek ludzi, głównie kobiet i dzieci i każdy wybierał z sieci ryby. Nie do końca udało nam się rozgryźć ten system, bo część ryb i krewetek lądowała w dużej skrzyni, a część była wybierana prze inne osoby do własnych małych siateczek. W sieci oprócz ryb były też kraby. Te znowu wybierał jeden gość do swojego wiaderka.

Rybacy wybierający sieć
Sieć już prawie na plaży
Najokazalsza ryba w sieci
Jeden z krabów, któremu udało się uciec z sieci
Wybieranie ryb z sieci
Dzieci też próbują zdobyć jakieś ryby
Dzieci też próbują zdobyć jakieś ryby
Chętnych na rybę z sieci nie brakuje
Tu nawet Messi wybiera sieci
Nasz połów może nie był tak okazały jak rybaków ale zawsze coś 🙂

Niestety w sieci było zawsze pełno malutkich rybek, których nikt nie zabierał, może oprócz małych dzieci, które je zbierały do swoich małych siateczek i pewnie zabierały do domu na obiad. Większość tych rybek zdychała na plaży. Nie mogliśmy zrozumieć dlaczego miejscowi rybacy nie wrzucają ich ponownie do oceanu aby mogły dorosnąć i kiedyś znowu stać się ich łupem. Pewnie i tak takie straty to nic w porównaniu do przemysłowych połowów przez wielkie kutry rybackie, ale i tak strasznie było nam szkoda tylu niepotrzebnie ginących ryb. Na plaży była jedna biała kobieta, która wybierała te jeszcze żywe rybki i wrzucała je z powrotem do oceanu. My też kilku z nich uratowaliśmy życie. Po wybraniu wszystkich ryb rybacy ponownie ładowali sieci na łódź i wypływali w ocean powtarzając cały proces, ale już kilkadziesiąt metrów dalej niż poprzednio. My po obserwacji takich dwóch połowów poszliśmy dalej spacerem po plaży, a potem zalegliśmy i trochę się pokąpaliśmy.

Ptaki szukające martwych rybek pozostawionych przez rybaków
Dzieci bawiące się na plaży
Dzieci małe i duże bawiące się na plaży
Plaża to też miejsce handlu
Plaża w Saly
Miejscowa przedstawicielka handlowa w pracy
Przyjaźń polsko-senegalska

Po południu wybraliśmy się do pobliskiego supermarketu na małe zakupy typu woda, piwo oraz wyciągnąć pieniądze z bankomatu. Wracając usiedliśmy w jednej z restauracji aby zjeść obiado-kolację. Zamówiliśmy oczywiście po rybie, którą tu podają albo z ryżem albo z frytkami. Ryby były duże i naprawdę smaczne. Okazało się, że nie jest tu tak drogo jak się spodziewaliśmy, za dwie ryby z ryżem i piwo zapłaciliśmy łącznie 4.000 XOF, czyli niecałe 27 PLN. Wieczorem nadrobiliśmy zaległości blogowe. Niestety jest tu trochę komarów, które nas strasznie wkurzały.

Następnego dnia rano wybraliśmy się taksówką do pobliskiego Mbour gdzie jest największy port rybacki Senegalu i Afryki Zachodniej.

Jedna z ulic Mbour
W drodze do portu rybackiego
Dzielnica rybaków. Sieci suszą się przed domami

Rzeczywiście robi to wrażenie. Jest tu mnóstwo łodzi, ludzi i ryb. Łodzie są różnej wielkości, niektóre nawet 15-sto metrowe. Czasami ryby wyładowuje się z nich prosto na małe furmanki, które wjeżdżają do wody. Port ciągnie się przez około 200 metrów. Jest tu też miejsce, gdzie rybacy wracający z połowów mogą coś zjeść – taka jedna wielka restauracja na świeżym powietrzu. Ponoć część łodzi wypływa po południu i wraca następnego dnia rano, a część wypływa rano i wraca tego samego dnia po południu, dlatego najlepiej być tam albo rano koło 9-tej albo po południu koło 16-tej. Jest tu bardzo gwarnie, kolorowo i „aromatycznie”.

Port rybacki w Mbour
Port rybacki w Mbour
Port rybacki w Mbour. Podniebna restauracja dla rybaków
Port rybacki w Mbour
Port rybacki w Mbour
Łodzie rybackie w Mbour
Port rybacki w Mbour
Port rybacki w Mbour
Port rybacki w Mbour
Port rybacki w Mbour
Port rybacki w Mbour
Port rybacki w Mbour

Można tu zobaczyć mnóstwo różnych gatunków ryb w tym rekiny, mureny, sumy leżące bezpośrednio na piasku lub na dużych misach. Jest tu też mały targ gdzie lokalni ludzie mogą kupić sobie świeże ryby, ale większość z nich jest wywożona ciężarówkami do Dakaru i innych miast Senegalu i dalej do Europy.

Targ ryb przy porcie rybackim w Mbour
Targ ryb przy porcie rybackim w Mbour
Targ ryb przy porcie rybackim w Mbour
Targ ryb przy porcie rybackim w Mbour
Targ ryb przy porcie rybackim w Mbour
Targ ryb przy porcie rybackim w Mbour
Targ ryb przy porcie rybackim w Mbour
Targ ryb przy porcie rybackim w Mbour
Targ dla lokalnej ludności
Ciężarówki czekające na ryby

Jak zawsze jest problem z robieniem zdjęć ale taksówkarz, który nas tam zawiózł chodził z nami i załatwiał nam możliwość ich robienia. Oczywiście przyplątał się też jakiś miejscowy przewodnik, który oczekiwał potem zapłaty i był bardzo niezadowolony, że nie chcieliśmy skorzystać z jego usług. Po wizycie w porcie i na targu rybnym nasz taksówkarz zabrał nas jeszcze na targ warzywno-owocowy, który stopniowo przechodził w targ mięsny, potem odzieżowy, a zakończył się sekcją telefonów komórkowych gdzie miejscowy sprzedawcy trzymali w rękach po kilkanaście telefonów do sprzedaży. Na takich targach trzeba mieć oczy dookoła głowy, aby nie wpaść pod przeciskający się przez tłum samochód czy wózek ręczny albo nie zderzyć się z kimś kto targa właśnie na plecach lub na głowie swój towar. Niestety nie da się nie zauważyć ogromnej ilości śmieci walających się wszędzie dookoła. No ale w Warszawie na Kole po zamknięciu targu staroci też jest brudno jak cholera.

Targ owocowo-warzywny
Suszone ryby
Targ owocowo-warzywny
Małe papryczki i owoce tamaryndowca
Targ odzieżowy
Targ odzieżowy
Walające się wokół śmieci

Potem wróciliśmy do Saly i poszliśmy na plażę. Po długich negocjacjach dogadaliśmy się też z naszym taksówkarzem, że zabierze nas jutro do Joal-Fadoiuth gdzie chcemy spędzić trzy noce i skąd chcemy zobaczyć deltę rzek Saloum i Sine, a potem ruszamy do Gambii. Musimy jeszcze tylko trochę nad tą Gambią posiedzieć i poczytać, a potem coś zaplanować.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*