Benin

Miasta południowego Beninu – Cotonou, Ouidah i Porto Novo

W Cotonou – największym i najważniejszym mieście Beninu, spędziliśmy kilka dni, stąd pojechaliśmy między innymi zobaczyć pobliskie miasta: jednego dnia Ouidah (Whydah), a kolejnego Porto Novo.

Samo Cotonou jest głównym ośrodkiem gospodarczym Beninu z dużym portem morskim. Mieści się tu szereg instytucji państwowych jak ministerstwa czy Sąd Najwyższy. Mieszka tu około 750 tysięcy mieszkańców. Jest to bardzo ruchliwe i zatłoczone miasto, pełne kopcących spalinami motorów i starych samochodów. To miasto specjalnie nie przyciąga, tak jak większość miast Afryki jest raczej brudne i pełne śmieci. Oczywiście dzielnice z instytucjami rządowymi, czy te zamieszkałe przez ekspatów przypominają trochę bardziej europejskie miasta. Ale generalnie mówiąc porównując do miast, które odwiedziliśmy w Senegalu, Gambii i Togo, Cotonou wydaje się być najbardziej rozwinięte z nich wszystkich. Jest tu też relatywnie bezpiecznie. Najszybszym i najtańszym środkiem komunikacji są tu moto-taxi, i tak też głównie poruszaliśmy się po tym mieście. Czasami na krótkie odcinki braliśmy jeden motor na nas dwoje, zdarzało się wtedy, że musieliśmy na chwilkę przystanąć jakieś 100 metrów przed skrzyżowaniem z czerwonym światłem, obok którego była budka z policjantami, gdyż moto-taksówkarz nie chciał zatrzymywać się na światłach przy policjantach, jako że taka jazda z dwoma pasażerami jest zabroniona. Czekaliśmy wtedy w ukryciu na zielone światło na skrzyżowaniu i dalej ruszaliśmy w drogę. Generalnie w Cotonou nie ma nazw ulic, tylko te główne mają swoje nazwy. Jedną z głównych ulic to Ave Jean-Paul II, boczne ulice są piaszczyste i pełne dziur. Aby dostać się więc w dane miejsce trzeba po prostu powiedzieć taksówkarzowi nazwę budynku lub instytucji, do której zmierzamy.

Ulice Cotonou
Ulice Cotonou
Ulice Cotonou
Ulice Cotonou
Ulice Cotonou
Ulice Cotonou
Ulice Cotonou

Punktem orientacyjnym jest Etoile Rouge – Plac Czerwonej Gwiazdy, z wysokim pomnikiem przypominający o panującym kiedyś w Beninie ustroju komunistycznym, stąd też odjeżdżają taksówki w stronę Togo czy zachodniego Beninu.

Plac Etoile Rouge czyli Plac Czerwonej Gwiazdy

Miejscem wartym odwiedzenia jest duży market o nazwie Grand Marche Dantokpa. Można tu kupić niemal wszystko. Na ogromnej przestrzeni tuż przy rzece rozpościerają się stoiska z warzywami, owocami, mięsem, rybami świeżymi i suszonymi, zwierzętami czy plastikiem i kolorowymi materiałami. Na targu jest też okazały budynek w którym można kupić biżuterię, buty, ciuchy i inne drobiazgi. Targ jest ogromny i zatłoczony, dlatego też nie przeciskaliśmy się już do północnej jego części aby zobaczyć Fetish Market, który już mieliśmy okazję zobaczyć wcześniej w Togo.

Bazar Dantokpa – wnętrze budynku handlowego
Bazar Dantokpa – wnętrze budynku handlowego
Bazar Dantokpa
Bazar Dantokpa
Bazar Dantokpa
Bazar Dantokpa
Bazar Dantokpa
Bazar Dantokpa – miejscowy młyn
Bazar Dantokpa
Bazar Dantokpa
Bazar Dantokpa
Bazar Dantokpa
Bazar Dantokpa
Bazar Dantokpa

Z okolic Dantokpa ruszają taksówki w stronę Porto Novo oraz odjeżdżają autobusy do północnej części Beninu jak Parakou czy Natitingoue. W Cotonou znajduje się też konsulat Gabonu, gdzie udało nam się, w sumie bez problemów, załatwić wizy do tego kraju. Dzięki temu, że mieszkaliśmy u Hanki i Saqiba mieliśmy okazję porozmawiać o tym jak tu się żyje, a także spotkać ich znajomych Wandę i Mariusza z rodziną, którzy też są Polakami i mieszkają na stałe lub czasowo w Cotonou. Nigdy byśmy nie przypuszczali, że w Beninie spotkamy tylu rodaków.

Widok na ulice Cotonou z tarasu budynku, w którym mieszkaliśmy
Widok na ulice Cotonou z tarasu budynku, w którym mieszkaliśmy
Widok na ulice Cotonou z tarasu budynku, w którym mieszkaliśmy
Widok na ulice Cotonou z tarasu budynku, w którym mieszkaliśmy
Widok na ulice Cotonou z tarasu budynku, w którym mieszkaliśmy
Widok na ulice Cotonou z tarasu budynku, w którym mieszkaliśmy
Widok na ulice Cotonou z tarasu budynku, w którym mieszkaliśmy

Kolejnym miastem, który odwiedziliśmy w Beninie było Ouidah. Aby tam się dostać pojechaliśmy motorami na Plac Czerwonej Gwiazdy i tam dopadli nas i to dosłownie taksówkarze i kierowcy busików, jeden przekrzykiwał się przez drugiego i nie mogliśmy dojść z nimi do porozumienia kto i za ile jedzie w interesującym nas kierunku. Odeszliśmy więc dalej aby uspokoić sytuację i już po chwili zawołali nas, że jest jedna collective taxi prawie pełna i możemy zaraz ruszać. Nie od końca było to prawdą, bo brakowało jeszcze jednej osoby, która znalazła się po chwili. Cena za przejazd ok 40 km to 1000 CFA od osoby. Oczywiście po drodze taksówkarz zatrzymał się jeszcze dwa razy i ku naszemu wielkiemu zdziwieniu zabierał pasażerów mimo, że w środku był już full. W sumie finalnie z przodu oprócz kierowcy jechały dwie osoby z dzieckiem. Na tylnym siedzeniu cztery osoby plus dwoje dzieci i my z tyłu wraz z jednym panem, łącznie z kierowcą w samochodzie jechało dziesięć osób dorosłych i trójka dzieci, jak widać można 🙂 . Samochód nie zatrzymuje się w samym mieście, a przy obwodnicy, ale tam już czekają moto-taxi i za 400 CFA od osoby dostaliśmy się do centrum Ouidah. Miasto to jest jednym z ośrodków kultu Voodoo w Beninie, stąd też na głównym placu miasta znajduje się Świątynia Pytonów, którą można zwiedzać. Wstęp z przewodnikiem kosztuje 2000 CFA od osoby. Sama świątynia jest niewielka. Po ściągnięciu obuwia można wejść do środka i zobaczyć kłębiące się tam pytony. Jest tam ich kilkadziesiąt. Ponoć raz w miesiącu są one wypuszczane aby mogły sobie upolować jedzenie, a potem cześć z nich wraca do świątyni, a resztę przynoszą ludzie. Przed świątynią można sobie też zrobić zdjęcie z pytonem.

Świątynia pytonów
Malowidła ścienne wewnątrz świątyni pytonów
Malowidła ścienne wewnątrz świątyni pytonów
A oto i same pytony…
…. i kolejne
Wewnątrz świątyni pytonów
Naszyjnik z żywego pytona
Można poćwiczyć mięśnie rąk rozciągając pytona
Pyton był jakiś taki nie towarzyski

Po drugiej stronie placu znajduje się katedra.

Katedra w Ouidah
Katedra w Ouidah
Wnętrze katedry w Ouidah
Wnętrze katedry w Ouidah
Wnętrze katedry w Ouidah

W mieście jest też muzeum sztuki nowoczesnej Foundation Zinsou. Mieści się ono w bardzo ładnie odrestaurowanym budynku kolonialnym.

Foundation Zinsou
Część czasowej ekspozycji w Foundation Zinsou
Część czasowej ekspozycji w Foundation Zinsou

Zresztą w całym Ouidah jest wiele ciekawych budynków z okresu kolonialnego. Niestety większość jest w kiepskim stanie.

Ulice Ouidah
Ulice Ouidah
Ulice Ouidah
Ulice Ouidah
Ulice Ouidah
Jedna ze świątyń VooDoo

Po wizycie w muzeum udaliśmy się w kierunku Fortu Portugalskiego, w którym znajduje się muzeum historii Ouidah.

Fort Portugalski w Ouidah
Fort Portugalski w Ouidah

Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na targ Marche Zobe – typowy afrykański targ z żywnością. Były tam też stoiska z fetyszami.

Marche Zobe
Marche Zobe
Marche Zobe
Stoisko z  fetyszami na Marche Zobe

Po wizycie na targu i w muzeum złapaliśmy moto-taxi aby udać się kilka kilometrów na południe w kierunku oceanu drogą niewolników do miejsca zwanego Bramą Bez Powrotu. Droga niewolników to trasa jaką przybywało tysiące niewolników przed zaokrętowaniem na statki, które wywoziły ich do Nowego Świata. Brama Bez Powrotu to pomnik symbolizujący miejsce skąd odpływali niewolnicy. Dojazd z centrum Ouidah do bramy kosztował nas 800 CFA za nas dwoje na jednym motorze (wrócić udało nam się za 600 CFA). Na miejscu pod bramą jakiś miejscowy chłopak chciał nas naciągnąć na rzekome bilety, ale się nie daliśmy oszukać, bo wejście jest tam za darmo.

Brama Bez Powrotu w okolicy Ouidah
Brama Bez Powrotu w okolicy Ouidah
Brama Bez Powrotu w okolicy Ouidah

Myśleliśmy, ze na plaży przy Bramie Bez Powrotu będzie można gdzieś usiać na piwko, ale nic tam nie było. Wprawdzie był jakiś jeden bar ale był nieczynny.

Okolice Bramy Bez Powrotu
Okolice Bramy Bez Powrotu

Wróciliśmy więc do Ouidah i tam po krótkim odpoczynku w jednym z barów złapaliśmy taksówkę do Cotonou. Tym razem była to zwykła taksówka, ale po negocjacjach zapłaciliśmy też 2000 CFA za nas dwoje.

Ostatnim z miast południowego Beninu, które odwiedziliśmy to Porto Novo. Jest to konstytucyjna stolica kraju. Ale szczerze mówiąc to w porównaniu do Cotonou wygląda na małe prowincjonalne miasteczko. Aby tam dotrzeć wzięliśmy collective taxi z okolicy Dantokpa. Dojazd trwał jakieś 45 minut i kosztował 1000 CFA za osobę. Taksówkarz wysadził nas na głównym placu miasta Place de Tofa, który jest bardzo zaniedbany i brudny. Na placu stoi jakiś pomnik (chyba króla Tofu) oraz biuro informacji turystycznej, w której nic się nie dowiedzieliśmy, bo nikt nie mówi tam po angielsku, a wyrwani ze snu pracownicy generalnie nie wiele mieli do powiedzenia.

Pomnik na Place de Tofu

Porto Novo założono w XVI wieku. Od 1923 było stolicą francuskiej kolonii, a od 1960 jest stolicą niepodległego Beninu. Mieszka tu ponad 265 tys. ludzi. Z Placu Tofa ruszyliśmy na wschód w kierunku targu Marche Central słysząc za sobą całą drogę „Yovo” (co w lokalnym języku oznacza „biały”) wołane przez dzieci. W okolicach targu jest też duży kościół ewangelicki, a dalej na wschód za targiem znajduje się Wielki Meczet. Jest to bardzo ładnie zdobiony budynek, ale niestety bardzo zniszczony. Wygląda na to, że pierwotnie był to kościół, który potem został przerobiony na meczet. Meczet wygląda na nieużywany, a tuż obok wybudowany jest duży, nowoczesny meczet. Generalnie w Porto Novo jest bardzo dużo meczetów.

Ulice Porto Novo
Ulice Porto Novo
Kościół Ewangelicki w Porto Novo
Marche Central
Marche Central
Marche Central
Marche Central
Wielki Meczet
Wielki Meczet
Wielki Meczet
Nowy meczet wybudowany obok Wielkiego Meczetu
Jeden z meczetów w Porto Novo
Ulica w Porto Novo

Kolejnym punktem, który odwiedziliśmy był pałac Palais du Roi. Jest to dawna siedziba miejscowych królów. Po pałacu oprowadzał nas taki śmieszny przewodnik, który udawał styl chodzenia króla, trochę podśpiewywał i tańczył oraz przy każdym zdjęciu jakie robiliśmy cichutko mówił, że oficjalnie to tu nie można robić zdjęć ale to zostanie między nami i abyśmy pamiętali o swoim przewodniku na koniec wycieczki. W pałacu zwiedza się kilka pustych pomieszczeń i dziedziniec. Jest tu też drugi, mniejszy dziedziniec, gdzie odbywały się sądy i gdzie rośnie drzewo sprawiedliwości. Na tyłach dziedzińca sądowego znajduje się małe więzienie. Przewodnik opowiadał całkiem ciekawie i obrazowo. Dowiedzieliśmy się między innymi, że król Tofu miał kilkadziesiąt żon, które na co dzień mieszkały poza pałacem i tylko rotacyjnie dwie z nich przebywały w danym czasie w pałacu. Przewodnik opowiadał tez o rytuałach oczyszczania pałacu ze złych duchów, koronacji króla itp. Wejście do pałacu kosztuje 1000 CFA od osoby plus 1000 CFA za przewodnika.

Palais de Roi
Figury przed wejściem do pałacu
Figury przed wejściem do pałacu
Jeden z wewnętrznych dziedzińców pałacu
Grobowiec jednego z królów
Kącik króla gdzie dokonywał rytuałów mających zapewnić mu moc
Dziedziniec pałacu

W Porto Novo widzieliśmy jeszcze świątynię Voodoo Zangbeto oraz katedrę.

Świątynia Zangbeto
Katedra w Porto Novo

Niestety obie te świątynie były zamknięte i widzieliśmy je tylko z zewnątrz. W Porto Novo jest też budynek Zgromadzenia Narodowego, ale jak to w Afryce często bywa takich miejsc nie można fotografować, a szkoda bo była to całkiem ładna budowla. Do Cotonou wracaliśmy taksówką wraz z dwoma puszystymi murzynkami ubranymi w kolorowe stroje. Uzgodniona cena była 1000 CFA za osobę. Po drodze złapaliśmy gumę. Kierowca początkowo kontynuował jazdę na kapciu, ale w końcu się zatrzymał.

Pierwszy kapeć

Ku naszemu zdziwieniu miał nawet podnośnik oraz koło zapasowe i od razu rześko zabrał się za wymianę koła. No ale jak wyjął zapas to okazało się, że zapas też nie ma powietrza. Tuż obok był punkt wulkanizacji, więc kierowca potoczył tam koło zapasowe i po chwili wrócił z nim rzekomo napompowanym.  My w tym czasie obserwowaliśmy proces tankowania motorów, które co chwila podjeżdżały do stojącego obok straganu z butelkami z paliwem pełniącego rolę lokalnej stacji benzynowej.

Stragan paliwowy

Jednak jak kierowca założył koło zapasowe i opuścił samochód, to koło było dalej napompowane tylko w połowie. Mimo wszystko kierowca chciał ruszać w dalszą drogę i trochę mi zajęło wytłumaczenie mu, że z takim kołem nie można jechać. Finalnie podjechał w końcu jeszcze raz do wulkanizacji i tam koło ponownie dopompowali. Coś jednak było z nim nie tak, bo samochód całą dalszą drogę trząsał się bardzo. Po kilku kilometrach poszło kolejne koło.

Drugi kapeć

Teraz nie było już zapasu i kierowca chciał iść gdzieś z tym uszkodzonym kołem aby je naprawić. Na szczęście było to już na przedmieściach Cotonou. Zapłaciliśmy mu więc połowę umówionej stawki i złapaliśmy dwie moto-taxi, którymi wróciliśmy do domu.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*